Po śmierci 54-latka, który zmarł po zjedzeniu galarety kupionej w Nowej Dębie, zaplanowano wzmożone kontrole inspekcji sanitarnej oraz weterynaryjnej na bazarach w całym województwie podkarpackim.
W Nowej Dębie po zjedzeniu galarety mięsnej kupionej w minioną sobotę na miejscowym targowisku, zmarł 54-letni obywatel Ukrainy. Dwie inne kobiety, które też jadły galaretę, trafiły do szpitali. Ich życiu nic nie zagraża.
Podkarpackie bazary zostaną skontrolowane
Wojewoda podkarpacka Teresa Kubas-Hul poinformowała, że w związku z tym zdarzeniem podjęła szereg decyzji, które mają zapobiec podobnym sytuacjom. "Przede wszystkim będzie wzmożona kontrola bazarów w całym województwie, będą je przeprowadzały inspekcje sanitarna oraz weterynaryjna. Będą prowadzone pod kątem obrotu żywnością. Będzie też kontynuacja szkoleń dla rolników i pracowników Podkarpackiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego" - dodała.
Wojewoda zapowiedziała, że wzmożona zostanie również polityka informacyjna. Będą wysyłane komunikaty do mieszkańców województwa informujące, jak bezpiecznie kupować żywność na targowiskach.
Kubas-Hul podkreśliła, że dotychczasowe ustalenia wskazują, że żywność, którą zatruły się osoby w Nowej Dębie, została wyprodukowana bez odpowiedniego nadzoru i to doprowadziło do takiej sytuacji. "Dlatego też chcę jeszcze raz przypomnieć mieszkańcom Podkarpacia, że produkcja i sprzedaż żywności wymaga rejestracji bądź zatwierdzenia zakładu, w tym także gospodarstwa produkującego żywność do obrotu. Rejestracji dokonujemy u powiatowego lekarza weterynarii lub powiatowego inspektoratu sanitarnego" - poinformowała wojewoda.
Teresa Kubas-Hul zaapelowała do mieszkańców regionu, żeby zwracali szczególną uwagę na żywość, którą kupują na targowiskach.
Czytaj też: Zakup mięsa na bazarze. O tym warto wiedzieć
Kontrole już ruszyły
Obecny na konferencji dyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Rzeszowie Adam Sidor podał, że inspekcja ma pod nadzorem ponad 23 tysiące obiektów w regionie. Dodał, że w ciągu roku podkarpacki sanepid pobiera około cztery tysiące próbek, z których tylko około trzy procent jest kwestionowana.
Sidor podał, że kontrole na bazarach w całym regionie już się rozpoczęły, pierwsze przeprowadzono w pięciu powiatach okalających Nową Dębę. "Kontrole nie ujawniły nieprawidłowości" – zapewnił.
Dyrektor WSSE podkreślił, że w Nowej Dębie żywność, która była przyczyną zatrucia, została sprzedana poza targowiskiem.
Czytaj też: Zmarł po zjedzeniu galarety. Zarzuty dla małżeństwa, które handlowało "swojskimi" produktami
Trwają badania próbek żywności
Z kolei wojewódzki lekarz weterynarii Mirosław Welz zaznaczył na konferencji, że jeśli chodzi o zatrucie w Nowej Dębie, to wciąż nie wiadomo, co było przyczyną śmierci mężczyzny. Dodał, że trwają badania toksykologiczne oraz próbek żywności, które ustalą przyczynę śmierci. Te badania, jak powiedział, potrwać mogą nawet dwa tygodnie.
"To, co robimy, to jest kontynuacja działań prewencyjnych, które leżą w naszej kompetencji, są one wzmożone na polecenie pani wojewody i będą prowadzą w większym zakresie" - zapowiedział.
Lekarz-weterynarz dodał, że sprzedaż żywności na nadzorowanych przez inspekcję sanitarną bazarach czy targach "ma znikome ryzyko zakażenia".
Nie kupuj poza targowiskami
"Natomiast najgroźniejsze są sytuacje, w których sprzedaż nielegalna produktów odbywa się poza targowiskami i poza bazarem. Taka sytuacja miała miejsce w Nowej Dębie, bo to nie było na bazarze, gdzie prowadzący bazar sprawdza, czy dany producent ma uprawnienia do sprzedaży swojej żywności. To była sprzedaż z otwartego bagażnika samochodu. Była to żywność wyprodukowana w niewłaściwych warunkach i znalazła się w obrocie nielegalnie" - podkreślił Welz.
Dodał, że gospodarstwo, z którego pochodziła żywność sprzedana w Nowej Dębie, nie miało żadnych uprawnień do obróbki żywności i jej obrotu. "Żywność powstawała tam nielegalnie, a od 2021 r. w gospodarstwie nie była prowadzona legalna hodowla zwierząt" – powiedział Welz.
Zaznaczył, że sprzedaż żywności na bazarach odbywa się najczęściej w ramach rolniczego handlu detalicznego, który jest prowadzony pod nadzorem powiatowego lekarza weterynarii. Takich podmiotów jest na Podkarpaciu ok. 3 tys. Jak stwierdził Welz, do tej pory w regionie inspekcja nie notowała zakażeń związanych z tym rodzajem handlu.
Welz przypomniał, że każdy rolnik, który wytwarza i sprzedaje żywność w ramach rolniczego handlu detalicznego, ma numer identyfikacyjny. "Kupujący powinien przede wszystkim pytać o ten numer, który może być sprawdzony np. w inspekcji weterynaryjnej. Muszą być także odpowiednie warunku sprzedaży żywności" - wskazał. Zwrócił jednak uwagę, że żadna inspekcja nie jest w stanie nadzorować działalności nielegalnej, jaka miała miejsce w Nowej Dębie. Zapowiedział, że na stronie urzędu wojewódzkiego będą zamieszczone informacje, na co klienci muszą zwrócić uwagę kupując żywność na targowiskach.
Zmarł po zjedzeniu galarety. Zarzuty dla małżeństwa
W sprawie zatrucia w Nowej Dębie zostało zatrzymane małżeństwo spod Mielca: 55-letnia Regina S. i 56-letni Wiesław S. Oboje zostali zatrzymani po tym, jak policja dostała informację, że w sobotę w szpitalu zmarł 54-letni obywatel Ukrainy Jurij N. Mężczyzna zjadł galaretę wieprzową kupioną na targowisku w Nowej Dębie. Domowymi wyrobami sprzedawanymi z samochodu zatruły się także dwie inne osoby: 67- i 72-latka, które trafiły do szpitala.
Z dotychczasowych ustaleń wynika, że Regina S. i Wiesław S. sprzedawali z samochodu wyroby garmażeryjne własnej produkcji.
W domu zatrzymanego małżeństwa policjanci zabezpieczyli jeszcze około 20 kilogramów wyrobów mięsnych, które zostaną przebadane przez Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach. Będą poddane badaniom m.in. na obecność laseczki jadu kiełbasianego, związków chemicznych stosowanych w truciznach na gryzonie.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock