Po sekcji zwłok nie jest znana przyczyna śmierci 54-latka, który zmarł po zjedzeniu galarety kupionej na targu w Nowej Dębie (woj. podkarpackie). - Konieczne są dodatkowe badania - przekazuje prokuratura. Próbki wyrobu, którą zjadł mężczyzna, zostaną przebadane w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach.
Sekcja zwłok zmarłego 54-latka odbyła się w środę (21 lutego) w Zakładzie Medycyny Sądowej w Krakowie. - Biegli nie byli w stanie wypowiedzieć się na temat przyczyny jego śmierci, konieczne jest przeprowadzenie szczegółowych badań tkanek zabezpieczonych podczas sekcji - powiedział nam prokurator Andrzej Dubiel, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.
Dopiero dysponując szczegółowymi wynikami badań, biegli będą mogli wypowiedzieć się na temat przyczyny śmierci mężczyzny.
Zobacz materiał Faktów: Zatrucia galaretą na Podkarpaciu. Para sprzedająca wyroby usłyszała zarzuty
Trzy osoby zatruły się galaretą
Do dramatycznych wydarzeń doszło w sobotę (17 lutego). 54-letnii Iurii N. kupił na miejscowym bazarze galaretę. Po jej zjedzeniu źle się poczuł, jego stan pogarszał się bardzo szybko. Mężczyzna zmarł mimo wysiłków lekarzy.
W sprawie policja zatrzymała małżeństwo spod Mielca, 55-letnią Reginę S. i 56-letniego Wiesława S. Jak ustalili mundurowi, hodują oni trzodę chlewną i wyrabiają wędliny, które następnie sprzedają z samochodu na terenie Nowej Dęby. W ich domu policjanci zabezpieczyli około 20 kilogramów wyrobów mięsnych - w tym galaretę sprzedawaną w sobotę na targu - które teraz zostaną przebadane w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach.
Przebadają próbki
- To próbki galarety i innych wyrobów mięsnych zabezpieczonych w gospodarstwie oraz wszystkie inne próbki, które zostały zabezpieczone w toku oględzin wykonanych na miejscu prowadzenia tej działalności, w tym między innymi wymazy pobrane z szeregu miejsc, gdzie były te wędliny produkowane - poinformował w rozmowie z tvn24.pl prokurator Andrzej Dubiel, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.
Jak powiedział nam Stanisław Winiarczyk, dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach, próbki zostaną poddane badaniom w kierunku obecności bakterii jadu kiełbasianego oraz badaniom toksykologicznym w kierunku obecności metali ciężkich, środków ochrony roślin, związków chemicznych stosowanych w trutkach na gryzonie oraz innych toksycznych związków stosowanych w rolnictwie.
Badania - jak dodał - mogą zająć około jednego, dwóch tygodni.
Produkcja wyrobów mięsnych w gospodarstwie pod Mielcem - jak ustalili śledczy - prowadzona była bez zezwoleń, a "warunki sanitarne, w których były wykonywane te wyroby, pozostawiały wiele do życzenia" - mówił nam w poniedziałek prokurator Dubiel.
Czytaj też: Zmarł po zjedzeniu galarety z targowiska. Warunki sanitarne "pozostawiały wiele do życzenia"
Małżeństwo z zarzutami
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Tarnobrzegu. Małżeństwu został postawiony zarzut z artykułu 160 paragraf 1 Kodeksu karnego, mówiący o tym, że "działając wspólnie i w porozumieniu narazili na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu trzy ustalone osoby poprzez sprzedaż im galarety mięsnej uprzednio wyrobionej we własnym gospodarstwie domowym, z mięsa zwierząt niewiadomego pochodzenia, które nie były ewidencjonowane, bez spełnienia wymagań do prowadzenia produkcji wyrobów mięsnych" - przekazał w poniedziałek po południu prokurator Dubiel.
Jak powiedział w rozmowie z tvn24.pl, w sobotę małżeństwo sprzedało sześć galaret. Po ich zjedzeniu jedna osoba zmarła, dwie trafiły do szpitala, dwie po tym, jak informacja o zgonie 54-latka pojawiła się w mediach, zgłosiły się na policję. Los jednej z nich nie jest znany.
Podejrzani przyznali się do zarzucanego im czynu i odmówili składania wyjaśnień. Nie zgodzili się także na odpowiadanie na pytania prokuratora. Prokuratura zastosowała wobec nich wolnościowe środki zapobiegawcze - dozór policji oraz zakaz produkcji wyrobów mięsnych i ich sprzedaży. Małżeństwu grozi do trzech lat więzienia.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN