Premium

Chciał wiedzieć, gdzie są szczątki jego syna. Napisał do oskarżonego. "Kpina, co on odpisał"

Zdjęcie: Martyna Sokołowska

Mściwy nie jestem, ale chciałbym, żeby Tadeusz P. poniósł odpowiednią karę. Tyle. Czy miałbym z tego satysfakcję? Wątpliwą - mówi Kazimierz Pomykała, ojciec zamordowanego. Dziś rozpoczyna się proces Tadeusza P., którego prokuratura oskarża o zabójstwo dziennikarza Marka Pomykały i milicjanta Krzysztofa Pyki.

Sierżant Pyka zaginął w grudniu 1985 roku, reporter Pomykała - w kwietniu 1997 roku. Ale ta historia ma swój początek jeszcze wcześniej, kiedy pijany Tadeusz P. - tak twierdzi prokuratura - śmiertelnie potrącił człowieka.

Maria, siostra tego człowieka, ma dziś 76 lat.

Kiedy pytam o wypadek, w którym zginął jej brat Edward Krajnik, w jej jasnych oczach pojawiają się łzy. Gdy zaczyna opowiadać o wydarzeniach sprzed 39 lat, drżą jej usta. - Myśmy od początku wiedzieli, że to tuszowane było. Że to nie była Edka wina, tylko tego kierowcy. Po cichu ludzie mówili, że to P. spowodował wypadek, ale bali się świadczyć, byli zastraszani.

CZYTAJ WIĘCEJ: "MILCZAŁEM. WSZYSCY MILCZELIŚMY". BYŁY MILICJANT I TAJEMNICA TRZECH ŚMIERCI W BIESZCZADACH >>>

Wypadek w Łączkach

46-letni Edward Krajnik zginął 21 listopada 1985 roku na drodze w Łączkach pod Leskiem. Potrącił go swoim dużym fiatem 26-letni wówczas Tadeusz P., zastępca komendanta milicji w Lesku. Krajnik chwilę wcześniej wyszedł z pobliskiego zajazdu.

P. był pijany. Na miejsce ściągnięto więc jego ojca - po to, by przyznał się, że to on siedział za kierownicą.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam