Wtorek, 22 listopada Trzy nastolatki, w wieku 13, 15 i 16 lat, uciekły z jednego z domów dziecka w woj. lubuskim i zatrudniły się w znanej restauracji na jeleniogórskim osiedlu Zabobrze. Twierdzą, że początkowo pracowały "na zmywaku", a później miały być zmuszane do świadczenia usług seksualnych na poddaszu lokalu, gdzie działała nielegalna agencja towarzyska. Jedna z nich twierdzi, ze doszło do gwałtu. Prowadzący restaurację 56-letni Marek P. i jego o 25 lat młodsza partnerka zostali aresztowani.
Dziewczyny były wykorzystywane przynajmniej przez dwa miesiące. - Przychodzili ludzie i płacili za to, że mogli wykorzystywać te dziewczyny. Bo ten szef tak chciał, te dziewczyny były do jego dyspozycji - mówią w rozmowie z reporterką programu "Prosto z Polski" pracownicy pobliskiego sklepu. - Tam było tak, że dało się 300 złotych i te panienki były do ich dyspozycji - opowiadają. Potwierdzają też, że pracujące tam trzy dziewczyny były niepełnoletnie - najmłodsza miała 13 lat.
"Były przetrzymywane"
Sprawa ujrzała światło dzienne po jednej z głośnych libacji. - Ktoś zgłosił na policję, że jest głośna impreza. Wówczas dziewczynki zostały zabrane i przewiezione do placówki opiekuńczej na terenie Jeleniej Góry - relacjonują świadkowie.
Okazało się, że nastolatki to uciekinierki jednego z domów dziecka z woj. lubuskim. Policja szukała ich od ponad dwóch miesięcy. O tym, co się działo w agencji dziewczyny opowiedziały dyrektorce domu dziecka, z którego uciekły. Ze względu na dobro dziewczyn nie ujawniamy danych placówki.
- Mówią, że były przetrzymywane, że farbowano im włosy żeby ich nikt nie rozpoznał - relacjonuje dyrektorka.
Nikt nie wiedział?
Sprawę wyjaśnia prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze. Właścicielom restauracji, postawiono zarzuty "ułatwiania nieletnim nierządu i czerpania z tego korzyści majątkowych". Tymczasowo ich aresztowano. Ze względu na dobro śledztwa prokuratura nie chce ujawniać więcej szczegółów.
Właściciel budynku, który chce pozostać anonimowy twierdzi, że o wszystkim dowiedział się dopiero po interwencji policji. Mimo, że przez dwa miesiące mieszkał dosłownie za ścianą agencji towarzyskiej.
Podobno aresztowany Marek P. twierdził, że dziewczyny, to jego krewne, które przyjechały na wakacje. Właściciel budynku mówi jednak, że nie wie, co nastolatki robiły w restauracji. - Nie interesowałem się tym - ucina.