Polscy skoczkowie sięgnęli po historyczny krążek olimpijski, ale o hucznym imprezowaniu nie mogło być mowy. - Każdy z nas ma w głowie, że sezon jeszcze się nie skończył - powiedział w rozmowie z TVN24 brązowy medalista Maciej Kot.
Konkurs przebiegał pod dyktando Norwegów, którzy po pierwszej serii o dwa punkty wyprzedzali Niemców i o pięć Polaków. W finale Norwegowie ponownie udowodnili, że idealnie trafili z formą na igrzyska w Pjongczangu.
Po skoku Dawida Kubackiego na odległość 135,5 m przed ostatnią grupą Biało-Czerwoni byli drudzy. W pojedynku mistrzów olimpijskich Kamil Stoch uzyskał 134,5 m, tyle samo osiągnął Andreas Wellinger. Jednak Niemiec otrzymał wyższe noty za styl i dzięki temu wprowadził swój zespół na drugie miejsce. Srebro Biało-Czerwoni przegrali o 3,3 pkt, ale nie czuli niedosytu.
- Lepiej pozytywnie brzmi, że wygraliśmy brąz niż przegraliśmy srebro - powiedział Kot wysłannikowi TVN24 w Korei.
Spokojna noc
- Każdy wiedział po co przyjechał na igrzyska, o co walczy, cała nasza drużyna czuła się mocna. Oczywiście to jest sport i nigdy nie można być niczego pewnym, ale byliśmy pewni siebie. Było widać, że medal jest w zasięgu, kwestia koloru - dodał brązowy medalista.
Dla polskiej drużyny to pierwszy w historii medal olimpijski. I choć był to dla nich ostatni start w Korei, to o większej imprezie nie mogło być mowy.
- Noc minęła spokojnie. Była dosyć krótka, bo wróciliśmy około 2 w nocy. Było krótkie świętowanie, ale brakło sił na wielką imprezę. Każdy z nas ma w głowie, że sezon jeszcze się nie skończył, a na świętowanie przyjdzie czas po sezonie - podkreślił Kot.
W wiosce olimpijskiej cała polska ekipa przyszykowała prezent dla brązowych medalistów. - Inni sportowcy spali, ale koło windy w naszym budynku znaleźliśmy ładny plakat z gratulacjami. Także miły gest, że pamiętali. Jesteśmy jedną rodziną olimpijską i nawzajem się wspieramy - zakończył.
Autor: lukl / Źródło: sport.tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP