Piątek, 15 października13-letnia Dominika wygrała walkę z rakiem mózgu. Nie wróciła jednak do pełni zdrowia i dlatego nie może chodzić z rówieśnikami do szkoły - ma lekcje indywidualne. Problem w tym, że dla niej godzina lekcyjna to tylko 20 minut. Mama Dominiki jest oburzona. Urzędnicy odpowiadają: - Trzeba popatrzeć na możliwości i predyspozycje dziecka.
Dominika jest uczennicą pierwszej klasy gimnazjum w Słupsku. Tak jak i inni uczniowie, ma w roku 15 przedmiotów - nie chodzi jedynie na WF.
O liczbie godzin, jakie przysługują jej w indywidualnym nauczaniu, decydują władze samorządowe. W pierwszej klasie gimnazjum może to być od 10 do 16 godzin w tygodniu. Dominika otrzymała zgodę na liczbę najmniejszą z możliwych - 10. Dla porównania, jej koledzy na normalnych zajęciach mają 30 godzin lekcyjnych.
"To zdecydowanie za mało"
Mama dziewczynki, Renata Felczak, sytuacją jest oburzona. - To może w ogóle nie posyłać dzieci do szkoły, bo po co? - mówi i tłumaczy: - Na 15 przedmiotów 10 godzin to zdecydowanie za mało. To nie wystarcza nawet na jedną godzinę na przedmiot. Wiadomo, że na język polski, na matematykę tych godzin trzeba więcej.
Rację kobiecie przyznaje nauczycielka. - Te 20 minut, jakie mamy na omówienie tematu to niewiele, żeby zrealizować cały materiał - mówi Barbara Goliszewska.
"Nie uszczęśliwiajmy go na siłę"
Renata Felczak podkreśla, że nie zgadza się z decyzją urzędników i zaznacza, że ma opinie psychologów, według których Dominika powinna mieć większą liczbę zajęć.
Do czasu, gdy to się nie zmieni organizuje córce dodatkowe zajęcia np. śpiewu - bo dziewczynka chce zostać piosenkarką. - To są zajęcia płatne 100 procent. Co się robi w naszym państwie, by pomóc dzieciom właściwie żyć? Nic - ubolewa matka.
Urzędnicy tłumaczą, że przy decyzji o liczbie godzin nie pieniądze mają największe znaczenie. - Trzeba popatrzeć na możliwości i predyspozycje dziecka. Nie uszczęśliwiajmy go na siłę - mówi Bogdan Leszczuk, Dyrektor Wydziału Oświaty Urzędu Miejskiego w Słupsku.