Wtorek, 29 listopada Rodzina Chruszińskich spod Grudziądza może mówić o prawdziwym pechu. W ciągu trzech lat dwukrotnie straciła dach nad głową. Najpierw ich dom zniszczyła trąba powietrzna, potem odbudowany budynek spłonął. Chruszińscy nie poddają się jednak i mówią, że i tym razem staną na nogi.
Rodzina Chruszińskich żyje w Dolnej Grupie pod Grudziądzem. Trzy i pół roku temu dom zniszczyła im trąba powietrzna. Wokół posesji - tylko pola i lasy. Budynek nie miał szans przetrwać. Mieszkańcy schronili się u sąsiadów.
Dom ogromnym wysiłkiem udało się odbudować i wyremontować - dzięki pomocy ludzi i instytucji. Kilka dni temu żywioł znów zaatakował - tym razem w budynku wybuchł pożar.
- Nie ma już człowiek siły. Tyle remontu było po tej trąbie, już żeśmy wykańczali, wszystko świeże. Ale nie można się załamać, bo są dzieci - mówi Beata Chruszińska. - Najważniejsze, że nikt nie zginął. Bo dom to się jeszcze odbuduje, ale człowieka nie odbuduje - dodaje jej mąż, Krzysztof.
Najważniejsze, że nikt nie zginął. Bo dom to się jeszcze odbuduje, ale człowieka nie odbuduje. Krzysztof Chrusziński
Nie tracą wiary
Część domu, która nie spłonęła, została zalana wodą w trakcie gaszenia. Ale rodzina się nie poddaje, co dostrzegają lokalne władze. - I po trąbie, i po pożarze potrafili się zmobilizować. Sami sobie pomagają - mówi wójt gminy Dragacz, Andrzej Lorenc. Zaznaczył, że gmina też pomaga w zbieraniu pieniędzy na materiały budowlane.
Strażacy nie podają wciąż oficjalnej przyczyny pożaru. Nieoficjalnie pojawiają się hipotezy o nieszczelności systemu grzewczego lub zwarciu instalacji elektrycznej, chociaż po odbudowie i remoncie instalacje zostały wymienione. Budynek nie został jednak zbadany po odbudowie, tylko bezpośrednio po przejściu trąby.
Póki co dom nie nadaje się do zamieszkania. - Nie jest wesoło. Ale nie ma co się poddawać, trzeba sobie jakoś poradzić - mówi Krzysztof Chrusziński.