Męki i skromne zwycięstwo z piłkarskimi amatorami z Liechtensteinu nie zwiastują niczego dobrego przed piątkowym meczem eliminacyjnym z Mołdawią, ale w polskiej szatni paniki nie ma. - To był pożyteczny sprawdzian. Zobaczyłem w jakiej dyspozycji są poszczególni zawodnicy, w tym debiutanci - doszukuje się plusów selekcjoner Waldemar Fornalik. Niektórzy z jego piłkarzy zaś odkryli coś, co wydawało się, że nie było dotąd tajemnicą.
Biało-czerwoni w Krakowie wygrali 2:0, ale nie zachwycili. Długo bezradnie bili głową w mur.
Skruszyli go dopiero po przerwie. Uczynił to Artur Sobiech, a drugiego gola dorzucił jeszcze Maciej Rybus.
Sposób na konsolidację
Zwycięstwo jest, ale o stylu trzeba jak najszybciej zapomnieć.
- Takie spotkanie jak to, konsoliduje drużynę. Nie chcę szczegółowo oceniać naszej gry, wszyscy przecież widzieli, co się działo na murawie. Nie będą mówić, czy jestem zadowolony z wyniku, ale na pewno każda wygrana cieszy - stwierdził po meczu nasz selekcjoner, szukający pozytywów po starciu z piłkarskim słabeuszem.
On do ocen nie był skory, ale zrobili to za niego piłkarze. - W pierwszej połowie zabrakło nam skuteczności, graliśmy jednak za wolno. Po przerwie przyspieszyliśmy i dwa razy trafiliśmy do siatki rywala - przyznał Adrian Mierzejewski, który zagrał we wtorek do 68. minuty.
Bo to nie San Marino
Niektórzy liczyli, że na stadionie dojdzie do pogromu jak w marcu z San Marino. Zamiast festiwalu strzeleckiego obejrzeć można było jednak męki naszych piłkarzy. Pomocnik Trabzonsporu usprawiedliwia siebie i kolegów z reprezentacji potencjałem rywali z malutkiego księstwa. - Na pewno Liechtenstein jest silniejszym zespołem niż San Marino - przypomniał "Mierzej".
Jeśli Waldemar Fornalik czegoś po sparingu się dowiedział, to na pewno tego, że w piątek z Mołdawią o punkty będzie jeszcze trudniej. W końcu Mołdawianie są jeszcze silniejsi. I to zarówno od Liechtensteinu, jak i San Marino.
Autor: twis//bgr / Źródło: sport.tvn24.pl