XXI wiek, serce Warszawy. Żeby ogrzać mieszkanie, grzeją wodę na gazie albo kupują naftę do piecyków. Mają też grzejniki elektryczne, ale rachunki za prąd są tak wysokie, że używają ich rzadko. Jak się dogrzewają? - Najczęściej kołdrą - mówią mieszkańcy kamienicy przy Wileńskiej. O centralnym ogrzewaniu mogą jedynie pomarzyć. Nie ma go w 40 procentach budynków komunalnych na Pradze Północ.
Mieszkanie Danuty ma około 30 metrów kwadratowych. Prysznic stoi w kuchni, przy oknie. W kamienicy nie ma centralnego ogrzewania, więc przed kąpielą emerytka zapala gaz w kuchence, żeby się "co nieco" - jak mówi - ogrzać, bo musi oszczędzać. W kuchni ma też grzejnik elektryczny, ale stara się go nie używać. Za prąd płaci prawie 500 złotych co dwa miesiące. A niedawno przyszedł rachunek wyrównujący: ponad 700 złotych.
Jej sąsiadka ma inny patent: na kuchence grzeje wodę, którą później wlewa do wanny. - Dwa w jednym - mówi. W mieszkaniu robi się cieplej, a można też oszczędzić na ogrzewaniu wody w elektrycznej termie.
"Jak w Związku Radzieckim"
Wszyscy mieszkańcy Wileńskiej 31 płacą "kosmiczne" rachunki. - Jak sobie radzicie? - pytam. - Siedzimy w walonkach, jak w Związku Radzieckim - żartują, choć wcale nie jest im do śmiechu. - Wcale sobie nie radzimy - odpowiada inny mieszkaniec.
Jesteśmy na Nowej Pradze, dwie minuty spacerem od stacji metra Dworzec Wileński. Kilka kroków dalej ceny mieszkań oscylują w granicach kilkunastu tysięcy za metr. Kamienica, przed którą spotykam się z mieszkańcami, została wzniesiona przed 1900 rokiem. Pięć pięter, kilkadziesiąt lokali, wiele to pustostany. Mówią, że kiedyś była tu szkoła, a kapliczkę w bramie zawieszono w czasie okupacji.
Budynek jest wpisany do gminnej ewidencji zabytków, ale nie robi dobrego wrażenia. Porośnięty mchem tynk odpada. Zielone "mazaje" na ścianach rzucają się w oczy, bo do kamienicy przyklejony jest blok należący do spółdzielni mieszkaniowej, z zadbaną elewacją. Tymczasem przy Wileńskiej 31 nie wyremontowano nawet lokalu po pożarze. Okna zabezpieczono tekturą i na tym koniec. Gzyms odpada, więc zamontowano siatki, żeby nie uderzył kogoś w głowę. Mają jednak dziury, więc i tak trzeba uważać. - Jest coraz gorzej. Mamy problem z rynnami, przeciekają. Ostatnio w jednej zrobiła się dziura. Przeciekała mi ściana. Zgłosiliśmy to urzędnikom. Co zrobili? Przyjechali i… przekręcili ją tak, aby woda spływała na podwórko. Nie dość, że mamy zawilgocone mieszkania, to oni nas jeszcze tak oszukują - opowiada Alina.
Teresa jest wyraźnie przejęta (ma około 80 lat): - Któregoś dnia na naszą klatkę weszło dwoje ludzi. I powiedzieli: "tu chyba sama patologia mieszka". Nie dziwię się, że tak ludzie oceniają nas. A ja tu mieszkam 52 lata!
Alina dodaje ironicznie: - Na Pradze Północ mieszka tylko patologia, trzeba to zlikwidować. Tu się nie patrzy na ludzi.
Teresa: - Ja się im nie dziwię, jak widzą tę klatkę.
Skuli tynk, żeby pozbyć się grzyba
Co prawda na parterze klatkę odmalowano, zabytkową kamienicę odwiedzają przecież turyści, często zagraniczni. Ale czym wyżej, tym gorzej. Mury są często skute do gołej cegły. I jest bardzo zimno. - Ile można zamalowywać grzyb na ścianie? - pyta retorycznie Dorota, mieszkanka ostatniego, piątego piętra, która oprowadza mnie po kamienicy.
- Tynki powybijane z zewnątrz powodują wychładzanie. To są gołe cegły, wszystkie zawilgocone, zgrzybiałe – opowiada Krzysztof.
- Jak przez wiele lat przeciekał nam dach, to wszystko zagrzybiało. Ściana była całkiem mokra. Tu odmalowali, tu skuli i tak zakończył się remont klatek schodowych - wspomina Dorota. Dodaje: - Proszę uważać na poręcze, nie są stabilne.
Pokazuje mi strych, gdzie hula wiatr. Drzwi są zamykane "na sznurówkę". - Jak się wprowadziłam do swojego mieszkania, na strychu pachniało drewnem. Mogliśmy wieszać tu pranie. Teraz jest jak jest - wspomina.
Nie ma światła. Aby zobaczyć, jak wygląda pomieszczenie, używam latarki. Wszędzie leżą odchody gołębi, a nawet martwe ptaki. Jest zimno, drzwi się nie domykają. Na tym samym piętrze mieszka Dorota. Jako jedyna. Pozostałe lokale na ostatnim piętrze to pustostany, co dodatkowo utrudnia ogrzewanie. - I jak w moim mieszkaniu ma być ciepło? Jak ja mam to ogrzać? – pyta Dorota.
TAK MIESZKAJĄ LOKATORZY WILEŃSKIEJ 31. ZOBACZ NASZ REPORTAŻ:
Pokazuje mi rachunki za prąd: Grudzień: 331 złotych Styczeń: 563 złote Luty: 461.
I szybko przypomina: - Jeszcze dodatkowo ogrzewam mieszkanie piecem naftowym.
Jakie to koszty? O tym mówi mi Wanda, która na spotkanie ze mną zabrała rachunki za naftę. 5 stycznia zapłaciła 197 złotych za bańkę, czyli 20 litrów. Tydzień później kolejne 197 złotych. I tak co tydzień. 800 złotych w miesiącu. A do tego kilkaset za prąd.
- Ja wczoraj za gaz dostałam 350 złotych. Na dworze jest cieplej niż w domu. Ja mam w łazience 14 stopni. W pokoju można było łyżwami jeździć, jak były mrozy. Mieszkam w trzypokojowym mieszkaniu, ogrzewam tylko jeden, bo gdybym ogrzewała wszystkie, to ile bym płaciła? A ja mam 1500 złotych emerytury! - żali się Teresa. I komentuje: - To żarty są.
Inni dołączają. Bartłomiej: - Kpina z ludzi.
Krzysztof: - Psychicznie nas wszystkich wykończą.
Remontu nie było od 1963 roku
Bartłomiej i jego rodzice zainwestowali jeszcze w latach 90. W mieszkaniu, na własną rękę, zamontowali instalację gazową. Za ponad 10 tysięcy złotych kupili piec dwuobiegowy, zamontowali grzejniki w każdym pokoju. Czy to rozwiązało problem?
- Nie - odpowiadają. - W kamienicy nie było żadnego remontu od 1963 roku. Od tamtego czasu wszyscy płacą czynsz, opłaty komunalne, a urzędnicy siedzą i nic nie robią. W jednym pomieszczeniu jest pęknięcie w ścianie, z którego hula zimne powietrze, więc to jest takie grzanie i marnowanie pieniędzy. Urzędnicy czekają, aż wszystko się rozpadnie, aż ludzie wymrą i wtedy będą mogli sprzedać grunt deweloperom i pobudować nowe osiedla. A my za okres grzewczy, czyli powiedzmy trzy miesiące, ogrzewając się piecem dwubiegowym do 15, 16 stopni, zapłaciliśmy 1600 złotych - tłumaczy Bartłomiej.
Dlaczego tak dużo? - W kamienicy jest wiele pustostanów, tak że nawet jeżeli my grzejemy, to tak naprawdę grzejemy w puste ściany.
Rzeczywiście w budynku około 40 procent mieszkań jest pustych. Do tego zaniedbana, nieogrzana klatka schodowa czy pęknięcia. Dorota: - Przykładowo, w drugiej klatce mieszka dziewięć rodzin, jest sześć pustostanów. I jak w tym momencie to ogrzać? My płacimy tak niesamowite rachunki za prąd. Klatki są zimne, pustostany zimne. Ściany są cały czas mokre, a jak są mokre, to wchodzi na nie grzyb.
Grzyb wyszedł po czterech miesiącach
Jak u Ewy i jej rodziny, która na Wileńską 31 wprowadziła się cztery miesiące temu. Wchodzimy do mieszkania. Widać, że lokal przeszedł remont generalny. Nowe płytki, armatura, gładzie na ścianach. Meble pachną nowością, ale czuć też wilgoć.
Ewa odsuwa szklanki w niedawno zawieszonej szafce kuchennej. Na ścianie widać już czarne plamy. Wskazuje pod okno: - Tu było jeszcze gorzej, ale mąż zamontował tam matę grzewczą. Ta szafka jest tak zrobiona, że na pół cegły. Ta ściana przemarza i grzyb będzie zawsze.
- W zimie trzeba odgrzybiać mieszkania, co najmniej dwa razy. Jak? Są takie superśrodki z chloru. Trzeba odsunąć szafki, spryskać środkiem. Oczywiście nie da się w tym pomieszczeniu przebywać. Potem po półtora miesiąca trzeba zrobić to samo. Jak się tego nie zrobi, to wiosną trzeba skuć tynki, bo jak grzyb wgryzie się w ścianę, to na nowo wychodzi - opowiada Dorota.
Najbiedniejsi płacą najwięcej
Kiedy to się skończy? Nie wiadomo. Dlaczego? Jak przypomina rzeczniczka Urzędu Dzielnicy Praga-Północ, przepisy nie pozwalają inwestować w budynki, wobec których są roszczenia. A wobec Wileńskiej 31 je zgłoszono. Dzielnica, jak zapewnia rzeczniczka Karolina Jakobsche, zna sytuację mieszkańców i ją monitoruje. - W sprawie roszczeń na Wileńskiej 31 skontaktowaliśmy się z czterema intuicjami, dwie odpowiedziały, że roszczeń już nie ma. Jeżeli okaże się, że stan prawny został uregulowany, wtedy kamienica zostanie wpisana na listę do budynków do doposażenia w centralne ogrzewania - mówi rzeczniczka.
Alina: - To jest udręka. Człowiek cały czas słyszy: "nie, bo roszczenia". Nikt nie jest nami zainteresowany.
Zenobia Żaczek z Komitetu Obrony Lokatorów przypomina: - Przez bardzo długi czas pretekstem do zaniedbania była kwestia roszczeń. Te roszczenia zostały jednak w zeszłym roku ustawą zakończone. Niestety urzędnicy wciąż powołują się na kwestie roszczeń, żeby uzasadnić bezczynność.
Miasto wyjaśnia: - Zmiana przepisów dotyczących reprywatyzacji sprawiła, że coraz więcej budynków będzie miało uregulowaną sytuację własnościową, dlatego też składane są wnioski o warunki przyłączenia dla kolejnych kamienic. W ramach programu "Ciepło sieciowe w budynkach komunalnych" nieruchomości - zarówno z uregulowanym, jak i nieuregulowanym stanem prawnym - są analizowane indywidualnie pod kątem stanu prawnego, technicznego, opłacalności i wyboru źródła ogrzewania.
Aktywiści stający w obronie lokatorów i wspierający ich lekarze podkreślają, że nie jest to problem jednej kamienicy. Zenobia Żaczek: - Mówimy o dziesiątkach lokali, setkach mieszkańców w takiej samej sytuacji.
Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów odwiedziło kilkadziesiąt podobnych budynków. Tysiąc osób wypowiedziało się w przygotowanej przez nich ankiecie. Na wielu balkonach na Kamionku wiszą banery. Na nich napis "Żądamy centralnego ogrzewania".
Pod koniec stycznia mieszkańcy komunalnych kamienic protestowali przed urzędem dzielnicy. Domagali się podłączenia nieruchomości uwolnionych od roszczeń do centralnego ogrzewania.
Ale jak dotąd większość zmuszona jest do ogrzewania mieszkań prądem. Rachunki są kilkukrotnie wyższe od kwot, które płacą mieszkańcy takich samych lokali, lecz wyposażonych w centralne ogrzewanie. Efekt? Najbiedniejsi płacą najwięcej.
Osiem gatunków grzybów
Miasto nie sprawdza, jak warunki w mieszkaniach komunalnych wpływają na zdrowie lokatorów. Zrobili to aktywiści. Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów z pieniędzy ze zrzutek zleciło fachową analizę mykologiczną. Specjaliści z Polskiego Związku Mykologów Budownictwa stwierdzili w trzech mieszkaniach obecność ośmiu gatunków grzybów. Mogą one wywoływać poważne choroby, takie jak: białaczka, rak wątroby, płuc, przełyku i żołądka czy guzy mózgu.
Na wizję lokalną, jeszcze w 2019 roku, przed pandemią, ruszył dr Michał Sutkowski, rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych. Skwitował: - Ci ludzie mieszkają w warunkach, które urągają ludzkiej godności.
I relacjonuje: - Historia pierwsza. Przychodzimy do mieszkania starszej kobiety, po osiemdziesiątce. Jest w stanie depresyjnym. Mówi nam, że niedawno deweloper zamurował jej kibelek na zewnątrz. Zapytaliśmy, co robi. Odpowiedziała, że chodzi do toalety na Dworzec Wschodni. Historia druga. Rodzina, kilkoro dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. Pytamy, ile jest u pani stopni. "13 w pokoju i zero w ubikacji" - odpowiedziała.
- Ciąg dalszy na pewno nastąpi, bo to jest problem 50 tysięcy mieszkańców, którzy mieszkają w 16 tysiącach lokali komunalnych, nieprzyłączanych do miejskiej sieci ciepłowniczej - dodaje dr Sutkowski.
Ratusz chwali się "rewolucją" na Pradze Północ. Urzędnicy wyliczają, że w 2008 roku, z liczącego 441 budynków zasobu tylko dziewięć - czyli zaledwie 2 procent - było wyposażonych w dostęp do centralnego i ciepłej wody z sieci. Przez 14 lat doposażono w system grzewczy 186 budynków (60 procent zasobu). Ale to oznacza, że mieszkańcy 176 kamienic wciąż nie mają grzejników.
Podobną "rewolucję ciepłowniczą" przeszła - według warszawskich urzędników – Praga Południe. W 2008 roku w centralne ogrzewanie wyposażonych było tam 40 budynków z 500. Do dziś podłączono do sieci 100 budynków.
Rzeczniczka ratusza informuje: - Łącznie już ponad 30 procent zasobu ma centralne ogrzewanie, a w najbliższych dwóch latach miasto planuje podłączenie do sieci ciepłowniczej kolejnych sześciu budynków.
Czyli trzech budynków na rok.
I zapowiedziała, że w latach 2022-2023 miasto w całej Warszawie planuje doposażyć w centralne ogrzewanie 36 budynków. Koszt: dziewięć milionów złotych.
Autorka/Autor: Klaudia Ziółkowska
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl