Premium

"Miałam zjeść miskę śmierdzącej kaszy z odchodami szczurów, bo inaczej czekała mnie kara". To mógł być "kubek" albo piwnica

Zdjęcie: Archiwum prywatne

Znęcanie się przybierało różne formy. Od "zwyczajnego" bicia po zamykanie na długie godziny w betonowej klitce, gdzie nie dało się usiąść, albo w piwnicy ze szczurami. Do tego brak snu, nakaz stania w celi przez cały dzień, zmuszanie do jedzenia odrażających "posiłków". Dzisiaj Ludmiła mało śpi, gotowanej potrawy nie weźmie do ust. Płakać nie potrafi. Została uwolniona po trzech latach - dokładnie po tysiącu stu czterech dniach tortur.

Odróżniała się od zgromadzonych kobiet - głównie aktywistek, psychoterapeutek, które przyjechały do Leszna, by zdobyć wiedzę i umiejętności konieczne do pomocy kobietom w traumie. Była spokojna, opanowana, sprawiała wrażenie trochę nieobecnej duchem, choć uważnie przyglądała się temu, co się wokół dzieje. Uprzejma, ale poważna. Uśmiechnięta, ale jakoś tak smutno, bez spontanicznej wesołości. Jeśliby wskazać jedno słowo dla opisu wrażenia, jakie sprawiała, tym słowem byłaby "godność".

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam