Kibic piłkarski czuje niewytłumaczalny dla niewtajemniczonych dyskomfort, widząc napastnika biegającego z "dwójką" na plecach. Albo obrońcę, mającego "10". Wszak to wbrew boiskowej logice i tradycji. Numery zawodników mają swoje wypracowywane latami legendy i pomagają kolejnym pokoleniom piłkarzy budować ich własne. I niczym kapsuła czasu przechowują kawał historii futbolu.
Numery, jak to numery, pojawiły się na piłkarskich koszulkach w celach porządkowych. Miały ułatwiać identyfikację zawodników kibicom, dziennikarzom i oczywiście sędziom. Początkowo używano ich sporadycznie, bo w żadnych rozgrywkach nie były wymagane. Aż do 1939 roku, gdy angielska Football League wprowadziła obowiązek numeracji zawodników do swojego regulaminu.
Numer prawdę powie
Kluby nie robiły z tego wielkiego zagadnienia i odruchowo przyjęły, że piłkarze będą mieć numery przypisane do swoich pozycji. Liczenie zaczynało się od bramkarzy, dlatego dostali "jedynki".
Mówimy o czasach, gdy powszechne jest boiskowe ustawienie 2-3-5 - z dwójką obrońców, trójką piłkarzy w drugiej linii i ofensywnym kwintetem z przodu. Prawy w tej piątce miał numer 7, a środkowy napastnik - 11. Gdy piłkarskie boiska przejęła formacja 4-4-2, piłkarze nieco się poprzesuwali.
Numery stały się synonimami pozycji na boisku. Do tej pory o podstawowym bramkarzu zespołu mówi się, że jest "numerem jeden", a o wysuniętym napastniku, że to "klasyczna dziewiątka". Mimo że na przestrzeni lat trenerzy ochoczo eksperymentowali z ustawieniem, a klasyczne 4-4-2 jest dziś passé . We współczesnej piłce trenerzy preferują inne formacje.
Na mistrzostwach świata numery po raz pierwszy wprowadzono w 1954 roku. I też przydzielano je według pozycji na boisku: 1-11 dla podstawowej jedenastki i 12-22 (kadry drużyn liczyły wówczas po 22 piłkarzy) dla rezerwowych. Zadanie niby proste, ale w 1974 roku Polski Związek Piłki Nożnej nie do końca sobie z nim poradził. Może zabrakło doświadczenia (wszak był to pierwszy powojenny mundial Biało-Czerwonych), bo na wysłanej do FIFA liście zawodników, co prawda, uporządkowano zawodników pozycjami, ale bez wyróżnienia podstawowego składu. I tak Jan Tomaszewski bronił z nietypową dla bramkarza "dwójką", Kazimierz Deyna biegał z "dwunastką", a Grzegorz Lato po koronę króla strzelców sięgnął z "16". Polska zajęła na turnieju w Niemczech trzecie miejsce, więc część piłkarzy zachowało swoje numery na kolejne mistrzostwa.
Na mundialu w 1982 roku kibice głowili się, dlaczego środkowy pomocnik Osvaldo Ardilles gra z "jedynką". Rozwiązanie zagadki było banalne: Argentyńczycy zgłosili swój skład, porządkując piłkarzy… alfabetycznie. Wyjątkiem był Diego Maradona, budujący legendę swoją i koszulki z numerem "10".
Kultowe numery
Z boiskowego ustawienia wynikało, że "dziesiątkę" tradycyjnie dostawali piłkarze ofensywni. Najczęściej kreatywni, widowiskowi i bramkostrzelni. Z "10" grali Pele, Puskas i Platini. Lata później Ronaldinho, Zidane, Totti, Owen i Del Piero. W FC Barcelonie miał ją Leo Messi. Nadal ma ją w reprezentacji. W PSG wybrał 30 - "dziesiątkę" ma tam Neymar.
Równie wysoki status, zwłaszcza wśród napastników, ma numer 9. Batistuta, Shearer, Cole, Ronaldo. To tylko kilka poważnych nazwisk regularnie dziurawiących niegdyś siatki rywali. Dziś o miano najlepszej "dziewiątki" na świecie rywalizują Erling Haaland, Karim Benzema i Robert Lewandowski.
W jednej szatni jest miejsce dla tylko jednego piłkarza z konkretnym numerem. Rywalizację o wymarzony numer wygrywa zwykle ten, który dłużej gra w danym klubie. No chyba że nowo przybyły to gwiazda ze znacznie wyższej półki - wtedy zwykle kończy się pokojowym przekazaniem numeru.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam