Marianna nic nie widziała. Od razu zasłonili jej oczy. Potem zaczęli okładać pięściami i grozić, że jak się nie zamknie, to podpalą jej dom. Bili po twarzy, po szyi, po całym ciele, aż się poddała - bo co miała zrobić? Pozwoliła skrępować sobie ręce i nogi taśmą klejącą, a potem ściągnąć z palców pierścionek i dwa sygnety, z uszu wyjąć złote kolczyki. Nie przeoczyli też pieniędzy, jakie miała w kieszeni - 6 tysięcy złotych. A może właśnie dla nich zaatakowali? Tego nie wiadomo, tak jak nie wiadomo było, kim w ogóle byli ludzie, którzy rzucili się na Mariannę. Wiadomo natomiast, że do akcji się przygotowali. Marianna, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja, starała się na nich zerknąć spod materiału, dostrzec jakiś szczegół, coś istotnego. Widziała jednak tylko pończochy naciągnięte na głowy i odkształcające się pod nimi nosy, których nie umiała dopasować do nikogo ze znanych jej osób. Wiedziała tylko, że było ich dwóch - i tyle powiedziała policjantom, którzy potem uwolnili jej ręce i nogi.