Premium

Bezsilność i smutek w Krośnie Odrzańskim. "Ryby umierały na naszych oczach"

Zdjęcie: tvn24.pl

Płyniemy szybko, woda ma duszący zapach stęchlizny. Piach dostaje nam się do oczu, trzeba założyć okulary. Strażnicy mówią, że na początku było łatwiej wybierać śnięte ryby, bo jeszcze były całe. Po kilku dniach uległy rozkładowi, pękały na ich oczach albo zamieniały się w lepką maź.

Magda, gdy patrzy na rzekę, czuje bezsilność. Czeka na wyniki badań krwi na obecność rtęci i metali ciężkich.

Paweł, strażnik Straży Rybackiej pyta, gdzie są państwowe instytucje.

Radosław pokazuje bąble, które wyskoczyły mu nad skarpetką po kontakcie z rzeczną bryzą.

Mirosław Kamiński, prezes Polskiego Związku Wędkarskiego w Zielonej Górze, pokazuje oparzenia na ręce. Ostrzega, by nie przebywać w okolicach rzeki.

Strażak, który odławiał śnięte ryby w Połęcku, rozbiera się przed domem, bo fetor z ubrań jest nie do wytrzymania.

"Z czego jeszcze nas ODRĄ?" - pytają na transparencie przedsiębiorcy podczas protestu przy porcie w Cigacicach.

Burmistrz Krosna Odrzańskiego Marek Cebula czyta dane z tabelki. Wynika z niej, że w powiecie krośnieńskim odłowiono 16 ton śniętych ryb.

17 sierpnia stoję na moście i patrzę na rzekę w Krośnie Odrzańskim. Dobrze znam ten widok. To moje rodzinne miasto.

My mamy tu żałobę

Pamiętam Odrę z dzieciństwa. Była wartka, szeroka i głęboka. Często zatrzymywaliśmy się z dziadkiem na moście, by poszukać wirów. Dziadek miał wędki, czasem zabierał mnie na ryby nad Odrę albo Bóbr. Zwykle większość "główek" była już zajęta, więc szliśmy wzdłuż rzeki, by poszukać wolnego miejsca. "Główki", inaczej ostrogi, są dziełem człowieka. Powstały w wyniku regulacji rzeki. To miejsca, gdzie można usiąść nad brzegiem i łowić. W nocy na każdej "główce" paliły się światła latarek, czasem ktoś rozbijał namiot. Tutaj każdy ma w rodzinie przynajmniej jednego wędkarza.

17 sierpnia, gdy stoję na moście, który łączy Krosno Odrzańskie dolne, położone nad rzeką, z górnym, położonym na skarpie, ta kiedyś wartka i szeroka rzeka przypomina strumyk. Wędkarze mówią mi, że w pierwszych dniach katastrofy miała kolor coli. Dziś nadal jest mętna, wydaje się, że stężała. Ma tak słaby nurt, że trzeba się dobrze przyjrzeć, by zauważyć, że nie stoi w miejscu. Co jakiś czas uderza w nozdrza zgniły zapach bagnisk połączony ze stęchłą wonią brudnej wody, rozkładu i czegoś chemicznego. Słyszę hałas TIR-ów wjeżdżających na most gorący od upału, uderza we mnie chmura spalin. Rzeka jest ciemna i martwa, aż po horyzont nie widać ptactwa.

Chce mi się płakać.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam