W tym tekście słowo "przerażony" - odmienione przez przypadki - padnie dziewięć razy. Za każdym razem z ust ludzi, których Kościół próbował swoimi sposobami wyleczyć z homoseksualizmu, wbrew stanowisku autorytetów medycznych, które już w ubiegłym stuleciu skreśliły homoseksualizm z listy chorób. A próby "leczenia" nazywają nie tylko nieskutecznymi, ale przede wszystkim szkodliwymi.
Kościół w Gdańsku ma dziś na dachu strzelistą konstrukcję, na czubku której zatknięty jest krzyż. Poniżej, pod dachem - ławy, ołtarz i zakrystia, którą Rafał Karolak, dziś dorosły mężczyzna, ale pod koniec lat 80. zaledwie trzynastoletni chłopiec, zapamiętał jako zaciemnione pomieszczenie, z jedną zapaloną świecą na stole, która rzucała cienie na pooraną twarz siostry Jadwigi. - Nie łudźcie się! Ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą Królestwa Bożego! - czytała Rafałowi z leżącego przed nią Pisma Świętego, a on z kolei próbował w ciemności rozczytać się w literkach, wyhaftowanych na jej habicie. AMDG, skrót od łacińskiej sentencji: "dla większej chwały Boga".
- Byłem przerażony. Zresztą, jak inaczej mogłem się poczuć, jak zaraz po twardych cytatach z Biblii, po historii Sodomy i Gomory, usłyszałem, że opętał mnie demon i szatan. Że powinienem się leczyć. Że to, co się ze mną dzieje, to zło w czystej postaci - mówi Rafał. Dziś jest świadomy swojej homoseksualności, wtedy był po prostu zauroczony w swoim koledze, z którym spędzał każdą wolną chwilę. A to nie umknęło uwadze siostry Jadwigi, która tego listopadowego wieczora po mszy, przy której Rafał służył jako ministrant, po raz pierwszy zaprowadziła go do zakrystii. - Przez następne tygodnie nie spałem, nie jadłem, zamknąłem się w sobie i przestałem chodzić do kościoła. Cały czas myślałem z przerażeniem: czy ktoś się o mnie dowiedział? Czy oni już wiedzą, że ja jestem gejem?
Jak wygląda demon?
Rafał wychowywał się bez ojca. Pieniędzy w domu było mało, więc rodzina korzystała w pomocy parafii - dostawali z kościoła dary: produkty spożywcze, słodycze. Potem Rafał pomagał księdzu przy ceremoniach i wpadało dodatkowo kilkadziesiąt złotych do budżetu - stówka za ślub, pięćdziesiąt za pogrzeb. - Parafia była dla mnie po prostu jak drugi dom, więc po kilku tygodniach od próby uleczenia mnie przez siostrę, wróciłem. Ale przy tym ciągle czułem strach. W każdej chwili mogłem przecież znowu ją spotkać, a jak już spotykałem, ona znowu prowadziła mnie na zakrystię. I czytała: "jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją, lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je, lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do Królestwa Bożego - Rafał wciąż zna te fragmenty na pamięć. - Lęk mnie paraliżował, wyobrażałem sobie tego demona, który we mnie siedzi. Nie wytrzymałem i poszedłem do babci, bo bardzo jej ufałem. Powiedziałem: babciu, skoro Pismo Święte każe obciąć część ciała, która prowadzi do grzechu, może byłoby lepiej, jakbyś obcięła mi siusiaka? Proszę, obetniesz mi go?
Siostra Jadwiga zaprowadziła na zakrystię parafii w Jelitkowie co najmniej kilku chłopców. - Wiem o moich kolegach. Jeden z nich popełnił samobójstwo - mówi Rafał. Pamiętam, że psycholog szkolny chodził wtedy po szkole i pytał, czy wiemy, dlaczego to zrobił, bo wiadomo było, że to nie był wypadek. Nic nie powiedzieliśmy. Ale domyślaliśmy się. Wiedziałem, co mógł czuć – ten paraliżujący lęk, kiedy siostra łapie cię za rękę i pyta, czy czytałeś Pismo Święte, jak kazała. A ty mówisz, że nie, bo się bałeś. I wtedy ona na to: boisz się, bo to, co masz w głowie, to dzieło szatana. Tylko szatan działa tak, że wzbudza strach! Pan Bóg kocha i miłuje, a ty masz diabelskie odczucia! - wspomina słowa siostry Rafał. Dziś ciężko mu do tego wracać. Przyznaje, że rozmowa o tym, co się wtedy działo, kosztuje go kilka bezsennych nocy. - Oni próbowali nam złamać głowy, psychiki, teraz to wiem. A ile jest ludzi, którzy potracili życie? Bo bali się powiedzieć rodzicom, bali się tego nieszczęsnego szatana, tego, co ludzie powiedzą.
Maryja ochroni wszystkie dzieci
Homoseksualizm, mówiła wtedy Rafałowi siostra zakonna, to choroba. Uleczyć ją miały modlitwa, czytanie Pisma Świętego i terapia, na którą miał się zgłosić do zaprzyjaźnionej pani psycholog. Przyjmowała w soboty, "bo to dzień maryjny i Maryja na pewno ochroni wszystkie dzieci przed złem i szatanem". I właśnie w sobotę przyjęła czternastoletniego Rafała: - To była taka smutna pani za biurkiem. Chwilę ze mną porozmawiała i wyciągnęła wnioski, że moja mama związała się z alkoholikiem, który od nas odszedł, dlatego brakuje mi miłości i wzoru ojca, stąd mój homoseksualizm.
To ważne, bo historia braku miłości będzie się jeszcze przewijać. Razem ze skłonnością do narzekania i kompleksem niższości niedostatecznie dobra relacja ojca z synem, albo matki z córką to główne przyczyny homoseksualizmu, traktowanego jak rodzaj nerwicy przez Gerarda van den Aardwega. To holenderski psycholog, terapeuta i guru tych, którzy twierdzą, że "homoseksualną chorobę" można, a nawet należy leczyć terapią konwersyjną. Aardweg napisał o tym wiele artykułów i książek, w tym te wydane w Polsce przez wydawnictwo Fronda: w 1999 roku "Homoseksualizm i nadzieja" i w 2007 - "Walka o normalność: przewodnik po autoterapii homoseksualizmu", czyli dziewięć i siedemnaście lat po tym, jak Światowa Organizacja Zdrowia skreśliła homoseksualizm z listy chorób i zaburzeń.
Ale czternastoletni Rafał nie miał pojęcia o istnieniu holenderskiego psychologa, kiedy przekonana co do ważności swojej misji i polecona przez siostrę zakonną psycholog w Polsce, w dzień maryjny, uspokajała go: - Nie ma się co martwić, to się da leczyć. Brak miłości zawsze można uzupełnić. Wystarczy, mówiła mi, że poznam cudowną dziewczynę, to będę szczęśliwy - opowiada Rafał. - Ale na razie jestem ciężko chory, zaznaczała, mimo moich jęków, że nie, nie chcę poznawać żadnych dziewczyn! Dała mi niepodpisaną fiolkę i kazała łykać z niej tabletkę dziennie. A ja co? Miałem czternaście lat. Dostosowałem się.
Precz, szatanie
Dwa tygodnie później Rafał przykrył się wszystkimi kołdrami i kocami, które znalazł w domu, a kiedy rozgrzanego i z wypiekami znalazła go mama, poprosił, żeby zabrała go do lekarza. - Czekała przed drzwiami gabinetu, kiedy pani doktor mnie badała, i mogłem swobodnie powiedzieć, że dziwnie się czuję i jestem przerażony. Dziwnie, bo kiedy się tam na dole dotykam, nic się nie dzieje. Przerażony, bo nic tam nie reaguje na mój dotyk - opowiada Rafał. - Lekarka zadała mi kilka pytań i od słowa do słowa doszliśmy do tych tabletek. A potem poprosiła do gabinetu mamę. I to mama powiedziała mi potem, po latach, że to, co dostałem w fiolce, to był brom. Substancja, która przyczynia się do hamowania libido i jest przyczyną zaburzeń erekcji u mężczyzn.
Rafał spotkał siostrę zakonną jeszcze tylko dwa razy. - Przedostatni, kiedy zaprowadziła mnie na kolejną sesję uleczania na zakrystię, ale nie wytrzymałem i zacząłem uciekać. Goniła mnie przez chwilę, złapała za rękę i powiedziała: jeśli będziesz próbował uciec, to wszystkim powiem, kim jesteś i jak karygodnie się zachowujesz! Wtedy zdecydowałem, że muszę zniknąć z tego kościoła i zmieniłem parafię. Zacząłem służyć zupełnie gdzie indziej - opowiada Rafał. - Aż minęło kilka lat i pojechaliśmy tam na jakieś uroczystości, to chyba była rocznica święceń proboszcza. Byłem już wtedy dorosły. Zobaczyła mnie. Podeszła i zapytała: wyleczyłeś się z gejostwa? A ja jej odpowiedziałem - może nieładnie, ale nie umiałem inaczej - żeby sp*******a. To ona napluła mi pod nogi i zaczęła krzyczeć: precz szatanie, precz szatanie!
Na pewno nie spełniłeś oczekiwań rodziców
Jakub Kwieciński pamięta dobrze, że chodziło o książkę, którą jego kolega musiał oddać do biblioteki. Zapytał, czy może Jakub nie ma ochoty pójść razem z nim. Miał. Szli więc przez warszawskie Krakowskie Przedmieście dwaj dziewiętnastoletni studenci dziennikarstwa, a jeden miał pod pachą książkę. Rozmawiali, kiedy nagle kolega skręcił i zamiast do biblioteki otworzył Jakubowi ciężkie drzwi do zaciemnionego wnętrza.
- Wszedłem, a drzwi się za mną zamknęły i pomyślałem, że zostałem sam. Dopiero po chwili w ciemnym pomieszczeniu zauważyłem kobietę. To była siostra zakonna. Przywitała się i powiedziała, że czekała na mnie, że zna moją historię i że mi pomoże, bo wielu już pomogła - opowiada Jakub. A potem usłyszał, że miał dziewczynę, że się z nią rozstał, bo zrozumiał, że jest homoseksualny. - I to była prawda. Domyśliłem się więc, że to znajoma mojego kolegi, który niby próbował oddać książkę do biblioteki. Religijnego kolegi, któremu niedawno powiedziałem, że jestem gejem. Byłem zły, ale nie chciałem być niegrzeczny, więc kiedy siostra zakonna poprosiła, żebym opowiedział jej o moich rodzicach, zrobiłem to - mówi.
Jakub opowiedział więc o swojej mamie i tacie. Ojciec - wbrew teorii holenderskiego psychologa Gerarda van den Aardwega - był nie tylko obecny, ale i bardzo ważny w życiu Jakuba. Tak samo jak matka. - Oni byli tacy wspierający ze wszystkim, że nawet jak wymyśliłem, że chcę jechać do Anglii na trzy lata, dali mi na to pieniądze, mimo że byli przeciwni - mówi. - Siostra posłuchała, chwilę myślała. A potem spytała, czy miałem w życiu jakieś traumatyczne doświadczenia. Nie miałem. Ale kilka miesięcy wcześniej odszedł nasz ukochany pies i bardzo tę stratę przeżyliśmy w rodzinie. I co dostałem od siostry w zamian za tę informację? Jako nastolatek, którego psychika dopiero się kształtowała, przeszedłem godzinne pranie mózgu, bo siostra poczuła się jak na średniowiecznej krucjacie i, stosując amatorską psychologię, nie miała litości. Usłyszałem, że na pewno jako dziecko nie spełniłem oczekiwań rodziców i że dostałem od nich za mało miłości, bo swoje uczucie przelali na psa, nie na mnie. Że brakowało bliskości między nami, a psiak wypełniał mi tę pustkę. Po jego stracie swoje uczucia skierowałem w złą stronę i przez to zostałem gejem - mówi Jakub.
Biskupi piszą list
Pamięta, że kiedy wszedł z powrotem na Krakowskie Przedmieście, był wściekły. Kumpla nigdzie nie było. - Czułem się, jakby ktoś napluł na najważniejsze wartości w moim życiu, zdeptał wszystko, co było moją ostoją, bezpieczeństwem, całym moim życiem - mówi Jakub. - Ale byłem też przerażony: nie miałem nawet dwudziestu lat, a tu ktoś dorosły, nazywający się ekspertem, mówi coś takiego, to może coś w tym jest. Ale nigdy tam nie wróciłem. Jak dziś słyszę, że Kościół katolicki chce leczyć osoby homoseksualne, to przypomina mi się ten ciemny pokój w klasztorze i siostra, która głosem nieznoszącym sprzeciwu mówi mi, że nic dobrego nie czeka mnie w życiu.
Jakub mówi o stanowisku biskupów, które w sierpniu przyjęła Konferencja Episkopatu Polski. "Wobec wyzwań tworzonych przez ideologię gender i ruchy LGBT+, a zwłaszcza mając na uwadze trudności, cierpienia i duchowe rozdarcia przeżywane przez te osoby, konieczne jest tworzenie poradni, służących pomocą osobom pragnącym odzyskać zdrowie seksualne i naturalną orientację płciową" - piszą biskupi.
- Są jak Ewa w raju próbująca sprowadzić Adama na złą drogę, obiecując "wyleczenie" z homoseksualizmu. W tym przypadku to droga do złamania psychiki młodego człowieka i obarczenia go winą za wszystko, co złe - mówi Jakub.
Odwaga bardzo się cieszy
Ale poradnie, grupy modlitewne, miejsca, które "niosą pomoc osobom homoseksualnym" już istnieją. Jedno z nich to lubelska Odwaga, której założyciele piszą na oficjalnych stronach: "w środowiskach progejowskich coraz wyraźniej dąży się do tego, by prawnie zakazać jakiegokolwiek działania w celu pomagania osobom, które nie akceptują swojego pociągu do osób tej samej płci. Ks. Franciszek Blachnicki mówił – i to jest wciąż aktualne – że nie pytamy o to, czy wolno, tylko czy trzeba. Jeśli trzeba, to działamy! (…) i bardzo się cieszymy, gdy ktoś korzystający z naszej pomocy dojrzewa do heteroseksualności".
Grażyna Tokaj, kierownik ośrodka, nie chce rozmawiać o szczegółach "terapii". - Nic nie powiem - ucina, a na pytanie, skąd pomysł na leczenie homoseksualizmu, który zgodnie ze stanowiskiem Światowej Organizacji Zdrowia chorobą nie jest, odpowiada: - Ależ ja zawsze uczulam wszystkich terapeutów, którzy u nas pracują, żeby nie używali sformułowania, że my leczymy.
Tak wygląda więc oficjalne stanowisko. A to nieoficjalne? - Zaciągnął mnie do nich mój bardzo dobry kolega. Też gej, tak jak ja. Zaprowadził na mszę do kościoła - mówi Rafał Duszyca. - Za amboną stał ksiądz i mówił, że gejostwo jest złe, nienaturalne i że trzeba to leczyć i że oni prowadzą tę Odwagę i chętnie nam pomogą. Pamiętam, że rozejrzałem się wokoło po ludziach stojących w ławach, nie wierzyłem w to, co słyszę. Wybuchnąłem śmiechem na cały kościół i rzuciłem: chyba wam się w głowach poprzewracało, co wy, naturalność chcecie leczyć? Kolega popatrzył na mnie z przerażeniem, jak ja mogłem tak powiedzieć do przewodnika duchowego. On im uwierzył. Chodził do nich, żył nadzieją, że mu pomogą, a potem cierpiał przerażony, myśląc, co z nim jest nie tak, że terapia na niego nie działa – tak to dziś wspomina Rafał. Kolega nie żyje, popełnił samobójstwo – mówi.
Wolisz rozmawiać z chłopcami czy z mężczyznami?
- Kilka osób próbowało mnie wysłać do Odwagi. W zakonie dowiedzieli się, że jestem homoseksualny i zaczęło się moje piekło - opowiada Marek, który kilka lat temu, jako franciszkanin, został "wyłowiony" testem psychologicznym. Pytań, na które miał odpowiedzieć, było ponad 700. - Brzmiały na przykład tak: gdybyś w pracy duszpasterza miał pracować z młodzieżą, to wolałbyś z męską czy żeńską? I człowiek myśli: z męską – będzie, że gej. Z żeńską, że kobiety szukam. Albo: z kim lepiej ci się rozmawia, z chłopcami czy z mężczyznami? I znowu myślisz: z chłopcami – będzie, że pedofil, z mężczyznami – wiadomo. Absurdalne pytania, które, tak mi się dziś wydaje, miały na celu wytypowanie, kto ma jaką orientację seksualną, żeby móc wysłać homoseksualistów na terapię. Do zakonu przyjechał opłacony psycholog, a potem, co jest niewyobrażalne i niezgodne ze sztuką, przekazał nasze wyniki ojcu przełożonemu. I wtedy zaczął się strach. Przełożony zaczął najpierw jakieś docinki w moją stronę, na przykład na zajęciach przy całej grupie zakonników opowiadał o homoseksualizmie, że facet z facetem mógłby się o siebie ocierać, i akurat zrobił taki gest w moją stronę. Dla mnie to było uwłaczające - mówi Marek. - W końcu zapytał mnie wprost, czy jestem gejem. Spojrzałem na niego i zapytałem: ojcze, a po co ojciec poszedł do zakonu? Odpowiedział, że po to, żeby złożyć śluby ubóstwa, posłuszeństwa i czystości. Teraz zaklnę, za co przepraszam, ale ja na to wstałem i odpowiedziałem: nie przyszedłem tutaj pi******ć się z chłopakami. Wiem, co i komu ślubuję. Jak inni nie utrzymają ślubów, to ich Bóg będzie rozliczać z tego, a ojciec nie jest Bogiem, niech ojciec pilnuje własnej duszy.
Marek wiedział, że nie chce iść do Odwagi. - Tam dni nafaszerowane są terapiami. Jedyne lekarstwo, jakie tam dają, to piłka nożna, a granie w nią ma pomóc wyzbyć się uczuć homoseksualnych. Jak, grając w piłkę, można niby zapomnieć, kim się jest? Jeśli w to wierzysz, że jeszcze nie teraz, ale zmiana na pewno przyjdzie i przestaniesz być gejem, to prędzej czy później zaczyna się przygnębienie: czekasz, czekasz, a tu nic. Myślisz: co jest ze mną nie tak? Ja przez takie myślenie, przez modlitwy, które były nade mną odprawiane, wypędzanie ducha homoseksualizmu i uleczania mnie z opętania coraz bardziej cierpiałem. I przestawałem dawać radę sam ze sobą. Dochodziły myśli samobójcze: przecież skoro nie widzę zmiany, to dalsze życie nie ma sensu. Prawie nie jadłem, prawie nie piłem, załatwiałem tylko potrzeby fizjologiczne. Czułem, że jestem do niczego. Aż w końcu z ogromną depresją trafiłem do szpitala psychiatrycznego. A tam spotkałem cudownego terapeutę. Gdyby nie on, pewnie nie byłoby mnie dziś tu - opowiada Marek.
Mówi, że wierzy w to, że ktoś może się zaprzeć i nawet uwierzyć na chwilę, że da się wyleczyć z homoseksualizmu. - I na przykład założyć rodzinę. Ale przecież te pierwotne predyspozycje, jakimi jest homoseksualizm, odezwą się i w końcu dojdzie do tragedii w rodzinie. Dziecko, żona będą załamani i wszyscy, łącznie z tym "wyleczonym" będą potrzebować terapii psychiatrycznej - mówi Marek. Dziś już nie jest zakonnikiem, nie chodzi do kościoła. - Jestem wierzący, ale nie ciągnie mnie, żeby wchodzić i słuchać, co oni opowiadają o osobach homoseksualnych. A powinienem przecież słyszeć o miłości, wsparciu, o tym, że Bóg kocha człowieka takim, jaki on jest - ocenia.
Relacja z Bogiem i sport
Żeby skorzystać ze wsparcia Kościoła czy organizacji działających przy nim, nie trzeba jechać do Lublina. Modlitewne grupy mężczyzn, "którzy doświadczają niechcianych odczuć homoseksualnych", działają we Wrocławiu, Warszawie i Krakowie. Miejsce spotkań mężczyzn jest tajne, nie można przyjść z ulicy. Najpierw trzeba zostać zaakceptowanym i dopuszczonym przez lidera grupy. Oficjalnie ich członkowie piszą o sobie: "Pascha jest grupą rozwojową. Nikogo w niej nie leczymy, ponieważ nie uznajemy homoseksualizmu za chorobę". Ale kiedy wysyłam maila do lidera grupy, w którym piszę, że "zrobię wszystko, żeby wyleczyć się z homoseksualizmu", nie wyprowadza mnie z błędu, ale kontynuuje rozmowę o "wychodzeniu z homoseksualizmu". Prosi o akceptację regulaminu, w którym wymienione są elementy procesu "zdrowienia": terapia, budowanie relacji z Bogiem, sport i uczestnictwo w grupie wsparcia. Ale są też zakazy: "Warunkiem przyjęcia jest całkowite zerwanie kontaktów ze środowiskiem gejowskim (…) Jeśli paschowicz podejmie kontakt seksualny z mężczyzną - informuje o tym lidera swojej grupy". Jako lektura obowiązkowa dla kandydata pojawia się – znowu – "Homoseksualizm i nadzieja" Gerarda van den Aardwega.
A w niej tezy, że "Slogan głoszący, że homoseksualizm powinien być akceptowany, dla wielu osób brzmi oszukańczo jako ludzki; mózgi niektórych zostały tak dokładnie wyprane, że są w stanie przełknąć niedorzeczność, według której związki homoseksualne powinny mieć te same prawa co normalne małżeństwo" albo "osoby o skłonnościach homoseksualnych cierpią na nałogowe użalanie się nad sobą", a "uczucia homoseksualne nie mają faktycznie nic wspólnego z prawdziwym uczuciem; są one miłością egocentryczną, a oznacza ona błaganie o wzajemność i uwagę".
Lek? Aardweg wymienia kilka sposobów: tłumienie żądzy, zerwanie z partnerem, zaprzestanie rozczulania się nad sobą i narzekania oraz śmiech. "Uśmiechając się nad swoim infantylnym biednym ja, oraz infantylnymi narzekaniami lub śmiejąc się z nich, można bardzo skutecznie pomniejszyć moc problemu" - pisze Holender, a swoją książkę kończy: "możemy być optymistami, jeśli chodzi o leczenie homoseksualizmu. Wprawdzie około dwudziestu procent homoseksualistów leczonych nie wykazuje zauważalnych zmian, niemniej jednak u ludzi tych może nastąpić pewna poprawa, choć generalnie są bardzo znerwicowani i skłonni do ogromnej ilości kontaktów seksualnych, głębokich depresji i poczucia bezsensu własnego życia".
To brak wiedzy terapeutów
Lider wrocławskiej grupy modlitewnej potwierdza: w ich szeregach są mężczyźni, którzy założyli rodziny, mają dzieci. Na pytanie, jak ich historie mają się do stanowiska świata nauki, że homoseksualizm to nie choroba i nie da się z niej wyleczyć, odpowiada: - Może trafiałeś na terapeutów, którzy nie naprowadzali cię na właściwą ścieżkę. Podejrzewam, że wynika to z braku wiedzy terapeutów. Część z nich po prostu boi się dotykać "naszych tematów". U nas staramy się wzajemnie wspierać. Na pewno terapeuci z naszego "polecenia" nie będą ciągnąć Cię w dół - pisze lider.
- Nie da się wyleczyć z homoseksualizmu. Wiem to na pewno. I żyję teraz z ogromnym poczuciem winy, nie opuszcza mnie ono na krok. Cały czas się zastanawiam, jak teraz radzą sobie ci, których próbowałem wyleczyć z bycia gejem - Michał, dziś już tylko Michał, ale jeszcze kilka lat temu ksiądz Michał, głęboko oddycha.
Bardzo dobrze pamięta moment, w którym jego przełożeni zdecydowali wysłać go na studia psychoterapeutyczne, żeby potem mógł pracować jako terapeuta przy parafii. Studia w nurcie systemowym skończył z wielką chęcią wiary w to, że da się z homoseksualizmu leczyć. Chęcią, ale nie wiarą – bo, po pierwsze, nic takiego w czasie pięciu lat nauki nie padło z ust wykładowców; po drugie, pytanie ich o leczenie kończyło się informacją, że homoseksualizm to przecież nie choroba; a po trzecie - bo sam był gejem i czuł, że nijak nie da się swojej orientacji zmienić, zrezygnować z niej. - Ale w Kościele były opracowane teorie na to, jak sobie z tym poradzić - mówi Michał. - Terapia ustalona wewnątrz kościelnego środowiska była taka, że homoseksualizm to problem wynikający z braku akceptacji. I tak na przykład mężczyzna ma słabe relacje z ojcem, dlatego ucieka i szuka wzorca w innym mężczyźnie jako w ojcu zastępczym. Według Kościoła wszyscy jesteśmy heteroseksualni, a homoseksualizm to choroba. Ja, jako terapeuta, działający w myśl Kościoła, miałem przepracowywać z pacjentami te relacje, a efektem końcowym miało być wyleczenie się z homoseksualizmu - opowiada. - My z tym nie dyskutowaliśmy, bo to temat tabu, brany za oczywistość, jak wiele rzeczy w Kościele – tak jest, bo nie może być inaczej i koniec, kropka. Mimo że przecież kończyliśmy studia, na których mówione było co innego, byli księża behawioryści, systemowcy jak ja i nawet tacy po studiach gestalt.
I Michał leczył. Przychodzili do niego księża, osoby świeckie. A on szukał w ich życiach relacji, na które można by zrzucić winę za homoseksualizm. A jeśli nie znajdywał? - U każdego z nas, proszę mi uwierzyć, każdego bez wyjątku, można znaleźć jakąś sytuację z życia, która miała miejsce w rodzinie, szkole, na podwórku, w grupie rówieśniczej, jakieś zdarzenie, w którym poczuliśmy się chociaż na chwilę nielubiani, niefajni, może ktoś nas zawiódł, nie okazał wsparcia. I ja zaczynałem tę sytuację i relację z człowiekiem, którego dotyczyła, przepracowywać, żeby pacjenta wyleczyć - mówi.
Michał leczył, nie uleczył
Bilans był taki, że w trakcie sześcioletniej praktyki żaden pacjent, który zgłosił się na leczenie homoseksualizmu, nie został wyleczony. - Niektóre osoby po prostu rezygnowały, nie widząc efektów. Ale te bardziej emocjonalne, wrażliwe kończyły spotkania ze mną jeszcze bardziej rozwalone, niż przychodziły na początku. Pojawiało się to okrutne rozchwianie emocjonalne, wynikające z kompletnego braku akceptacji dla siebie samego. Udręczenie. Skoro ciągle neguję siebie, nie chcę być tym, kim jestem, robię się wewnętrznie rozdarty. Niektórzy po takich terapiach nie potrafią się skupić na najprostszych czynnościach, pojawia się problem w funkcjonowaniu społecznym, trzeba brać leki. Taka terapia, którą proponuje Kościół, przynosi dużo więcej złego niż dobrego - dodaje.
Dlaczego więc Kościół nie zmienia stanowiska? Michał jest pewny, że chodzi o to, że homoseksualizm uważany jest za grzech ciężki. "Mężczyźni współżyjący ze sobą nie wejdą do Królestwa Niebieskiego". A dla osoby wierzącej taka wizja oznacza strach o przyszłość. Lęk, który zamyka i paraliżuje. - Pamiętam takich przerażonych pacjentów. Sam byłem przerażony i rozdarty - mówi Michał. Pamięta jedną z ostatnich osób, które "leczył". - To był ksiądz, gej, który się bardzo targał wewnętrznie. Rozmawiałem z nim i czułem, jakbym patrzył w lustro. Mówiłem mu to, co sam chciałem usłyszeć. Obowiązuje mnie tajemnica, więc nie mogę zbyt wiele powiedzieć, ale chodziło o podwójne życie: jestem księdzem i homoseksualistą, jak Bóg mógł mnie powołać, skoro nie zostanę zbawiony? Mówiłem to i myślałem: przecież to jest bez sensu. Po co mówię coś, w co sam nie wierzę? To przecież i tak nie przyniesie dobrych efektów, a mogę tylko tym ludziom zaszkodzić - mówi.
***
Michał zrezygnował z kapłaństwa. Dziś żyje szczęśliwy ze swoim partnerem.
Rafał Karolak obchodził właśnie siedemnastą rocznicę związku ze swoim partnerem, z którym - jak mówi - prowadzą wspólne, szczęśliwe życie. Na co dzień pracuje jako dyrektor od spraw HR w firmie zajmującej się zatrudnianem w Polsce pracowników ze wschodu.
Jakub Kwieciński wraz ze swoim mężem Dawidem nagrał teledysk do piosenki "Some Other Summer" zespołu Roxette. Mężczyźni tworzą parę, która - jak sami o sobie mówią - pokazuje, że miłość dwóch chłopaków nie różni się niczym od miłości innych.
Marek odszedł z zakonu, a po skończonej terapii w szpitalu psychiatrycznym zaczął się uczyć. Skończył pedagogikę, teraz studiuje resocjalizację i pracuje z dziećmi z domu dziecka. Jest szczęśliwy, że życie mu się ułożyło.
Rafał Duszyca wyjechał do Anglii i żyje tam ze swoim partnerem, też Polakiem.
Imiona Marka i Michała zostały zmienione.
Siostra Jadwiga zmarła dwadzieścia lat temu. Jej imię również zostało zmienione. Nikt z kancelarii kurii Diecezji Gdańskiej nie odpowiedział na przesłane pytania, dotyczące praktyk siostry zakonnej.
Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne wykreśliło homoseksualizm z listy chorób w 1973 roku. Jego przedstawiciele napisali potem: "Stosowanie terapii reparatywnej jest nieetyczne z natury, ponieważ narusza wiele podstawowych zasad etyki terapeutycznej: ignoruje wiedzę naukową, poniża godność pacjentów, powoduje wzrost ich napiętnowania społecznego, w końcu poważnie szkodzi relacjom między pacjentami a ich otoczeniem".
Gerard van den Aardweg cały czas prowadzi terapie dla homoseksualistów - nieprzerwalnie od lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Cztery lata temu - mimo fali protestów i sprzeciwu - przyjechał do Wrocławia i jako prelegent wziął udział w panelu dyskusyjnym "Dlaczego tak szybko straciliśmy naszą chrześcijańską tożsamość?" w ramach Kongresu Społecznego Europejskiej Stolicy Kultury 2016.
Autorka/Autor: Olga Mildyn
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock