Premium

Elon Musk. Najbogatszy troll na świecie za sterami Twittera

Zdjęcie: Taylor Hill/Getty Images

Twitter stał się pierwszą linią frontu wojny informacyjnej, na której przekrzykują się polityczni insiderzy, a Ukraina pozyskuje broń oraz wymusza sankcje wobec Rosji. Od niedawna tym zaspamowanym kramem rządzi nieprzewidywalny miliarder Elon Musk. Komentatorzy od tygodni zastanawiali się, czy zepsuje swoją nową zabawkę.

Minęły dopiero trzy tygodnie od przejęcia Twittera przez Elona Muska i z każdym dniem - oraz tweetem miliardera - komentatorzy zastanawiali się, czy przedsiębiorca wie, co robi. Swoimi chaotycznymi i impulsywnymi decyzjami zdążył wywołać eksodus reklamodawców z, już wcześniej podupadającej finansowo, platformy. Sam przyznał, że… "nie można wykluczyć bankructwa" serwisu.

Zwolnił też połowę pracowników firmy, żeby za chwilę część z nich próbować zatrudnić z powrotem, kiedy okazało się, że nie ma kto realizować jego pomysłów. Otwarcie poparł Partię Republikańską w wyborach do Kongresu USA i, jako "absolutysta wolności słowa" (jak sam siebie określa), poinformował, że "komedia jest od teraz legalna na Twitterze". Żeby później blokować profile parodiujących go komików.

Jednocześnie cały czas kompulsywnie tweetował, zapowiadając (i wycofując) kolejne zmiany na Twitterze. Choleryczny i narcystyczny twórca Apple Steve Jobs zaczął wydawać się przy nim bardzo stabilny i poukładany.

Wreszcie Musk wyznaczył swoim pracownikom deadline - czwartek, na koniec dnia - na zastanowienie się, czy chcą brać udział w jego "kulturowym resecie" Twittera. Setki z nich rzuciło papierami.

Małpa z brzytwą wchodzi do Twittera

A nawet nie chciał przejmować serwisu społecznościowego. Wydawało się, że Musk jak zwykle trolluje - szuka poklasku (i retweetów) wśród swoich ponad 100 mln obserwujących. Po złożeniu oferty kupna Twittera przez miesiące starał się z niej wycofać, argumentując, że w serwisie jest więcej botów i fałszywych kont, niż twierdzą jego właściciele.

Ci z kolei chcieli pozbyć się platformy jak zbyt ciężkiego balastu. Przejęcie Twittera za 44 miliardy dolarów - kwotę z dzisiejszej perspektywy już mocno przeszacowaną - wymusili tak naprawdę korporacyjni prawnicy, najwięksi zwycięzcy tej transakcji. Twitter pozwał Muska, twierdząc, że przedsiębiorca wyrządził firmie poważne szkody materialne i reputacyjne (ofertą i późniejszą próbą wycofania się) i jednocześnie powinien teraz stanąć za sterami spółki.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam