- My uważamy i ja to podtrzymuję, że tutaj nie doszło do przestępstwa rozpowszechniania pornografii. Na miejscu pracowników powiedziałbym dyrektorowi, że mnie to nie śmieszy - mówi prokurator Przemysław Bońkowski, szef Prokuratury Rejonowej w Ciechanowie. W czwartek sąd prawomocnie umorzył postępowanie w sprawie zachowań byłego dyrektora delegatury kuratorium.
Regularnie słyszeli wulgaryzmy, otrzymywali seksistowskie memy i rysunki o charakterze erotycznym. Były już dyrektor delegatury kuratorium w Ciechanowie Jacek Zawiśliński miał mówić: "Nalej mi czarnej cipuleńki" albo "To jest proste jak je…nie dzieci". Pracowników nazywał obraźliwie "Śmierdziel", "Czopek", "ADHD". O rzeczniku prasowym kuratorium Andrzeju Kulmatyckim mówił "Kulmacycki".
W końcu pracownicy powiedzieli dość. Sprawą zajęła się najpierw komisja antymobbingowa, a potem prokuratura i Państwowa Inspekcja Pracy. Jednak żaden z tych podmiotów nie stwierdził nadużyć.
Tę sprawę opisujemy od grudnia ubiegłego roku.
Jacek Zawiliński był nauczycielem, a od 2014 radnym PiS. Złożył mandat, gdy został dyrektorem delegatury kuratorium w Ciechanowie. Po naszej publikacji został zawieszony, a potem objął stanowisko wizytatora.
Janina Witkowska, wizytatorka i członkini komisji antymobbingowej, która jako jedyna z trzech osób zasiadających w komisji stanęła po stronie osób poszkodowanych, w marcu została zwolniona z pracy. Na naszych łamach ujawniła swoje personalia i opowiedziała o pracy w kuratorium. Pracownicy urzędu spodziewają się kolejnych zwolnień.
CZYTAJ WIĘCEJ: STANĘŁA PO STRONIE OFIAR, ZOSTAŁA ZWOLNIONA >>>
Umarzając sprawę, prokuratura uznała, że treści wysyłane przez Zawiślińskiego mają charakter memiczny. Już po tym umorzeniu otrzymaliśmy kolejne przykłady pornograficznych treści, które dostawali pracownicy. Wszystkie podmioty (prokuratura, komisja, PIP) były w posiadaniu tych materiałów.
Prokurator Przemysław Bońkowski, szef Prokuratury Rejonowej w Ciechanowie, przyznaje, że treści były "ohydne", mimo to postępowanie zostało umorzone.
Sto porno zdjęć od szefa
Rysunkowe memy i wyzwiska, o których informowaliśmy w grudniu ubiegłego roku, to nie wszystko. Dotarły do nas inne zdjęcia i filmy, które były dyrektor wysyłał pracownikom. Nie możemy, z uwagi na ich charakter, pokazać na naszych łamach.
Wśród zdjęć są na przykład takie, na których widać nagie, związane kobiety, które wiszą głową w dół przywiązane do belki. Widać ich narządy intymne. Na innych zdjęciach są nagie kobiety w wyzywających pozach, również widać ich narządy intymne. Jest też filmik, na którym nagie dziecko bawi się genitaliami albo zdjęcie innego nagiego dziecka z wklejonym w miejsce genitaliów penisem dorosłego mężczyzny.
Jeden z pracowników otrzymał takich zdjęć od dyrektora sto.
Prokurator Bońkowski w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" w marcu powiedział, że w obu sprawach (rozpowszechniania pornografii oraz naruszania praw pracowniczych) prokuratura doszła do wniosku, że zachowania dyrektora nie wyczerpywały znamion czynu zabronionego. Prokurator Bońkowski dodał, że pojawiły się również wątpliwości, czy mają do czynienia z pornografią i powołał się na rysunkowe memy. Uznał też, że kierowanie materiałów pornograficznych do pojedynczej osoby nie jest publicznym rozpowszechnianiem pornografii. Przyznał, że jedna z osób otrzymała ponad 100 takich wiadomości, a na żadną nie odpowiedziała. - Osobiście powiem, że gdyby mi się nie podobały tego typu wiadomości, gdyby mnie nie bawiły, zasygnalizowałbym to nadawcy - powiedział dziennikarzom "GW" Bońkowski.
Pracownicy tą wypowiedzią są zbulwersowani.
- Pracownicy, pomimo że otrzymywali te treści od długiego czasu, nie reagowali stanowczym sprzeciwem wobec dyrektora, bo obawiali się konsekwencji w postaci zwolnienia i innych kar - mówi Zofia zatrudniona w delegaturze w Ciechanowie. - Znali doskonale sposób działania dyrektora wobec osób, które nie zgadzały się z jego zdaniem bądź nie akceptowały jego nieetycznych zachowań. Czy prokurator na to nie wpadł? Zwolniono już przecież Janinę Witkowską, która broniła nas na komisji antymobbingowej i wnosiła o ukaranie dyrektora.
"Niesmaczne i ohydne". Ale nie przestępstwo
Dzwonię do prokuratora Bońkowskiego i pytam, czy podtrzymuje swoje słowa, cytowane przez "Gazecie Wyborczej". Czy dziwi się, że osoby nie odpisywały dyrektorowi, bo on sam w podobnej sytuacji by tak postąpił? Odpowiada, że tak, ale ten kontekst nie ma znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy. On sam zaś nie dopatrzył się w działaniach ówczesnego dyrektora przestępstwa. Dodał, że w sprawie zeznawały osoby, którym te treści kompletnie nie przeszkadzały.
Prok. Przemysław Bońkowski: - Decyzja nie jest prawomocna. My uważamy i ja to podtrzymuję, że tutaj nie doszło do przestępstwa rozpowszechniania pornografii. Jest to ohydne, niesmaczne, osobom na pewnych stanowiskach po prostu pewnych rzeczy nie wypada i powinien się zająć tą sprawą przełożony w zakresie, w jakim to stanowi delikt dyscyplinarny. Ewentualnie jeśli pracownicy czują się w jakiś sposób prześladowani – w zakresie prawa pracy.
- Czym innym jest delikt dyscyplinarny, czym innym wykroczenie czy przestępstwo. My, jako ewentualni oskarżyciele, musimy wykazać, że ktoś swoim zachowaniem wyczerpał znamiona ściśle określone przez przepis. Jeżeli chociażby jeden z elementów określonych przez ten przepis nie jest spełniony, to trudno tutaj mówić o tym, że ta osoba dopuściła się przestępstwa - mówi prokurator. - Wysyłanie treści pornograficznych pojedynczej osobie nie jest na przykład przestępstwem rozpowszechniana pornografii w rozumieniu przepisów Kodeksu karnego. Dla bytu tego przestępstwa koniecznym jest udostępnienie tego typu treści do nieograniczonego kręgu odbiorców, umożliwienie zapoznania się z takimi treściami nieograniczonej liczbie osób. Być może sąd będzie miał inne zdanie - zaznacza.
CZYTAJ WIĘCEJ: WULGARNE WIADOMOŚCI DO PODWŁADNYCH TO ZDANIEM PROKURATURY "RACZEJ MEMY NIŻ TREŚCI PORNOGRAFICZNE">>>
Pytam, co prokurator zrobiłby na miejscu pracowników.
- Zadzwoniłbym i powiedział, że sobie takich treści nie życzę - mówi Bońkowski.
- Nie zgłosiłby pan do kadr? - pytam.
- Nie. Powiedziałbym, że mnie to nie śmieszy. Po prostu - odpowiada.
I dodaje, że w tej sprawie było przesłuchanych wielu pracowników i część z nich nie czuła się urażona. Być może, zdaniem prokuratora, dyrektor wysyłał te zdjęcia do niewłaściwych osób. Bo, jak przekonuje, każdy ma inną wrażliwość: dla jednych nie było to niesmaczne, a dla innych tak.
"Gdzie jest Czarnek i Ziobro?"
Słowa prokuratora wywołują wśród pracowników oburzenie.
Agnieszka: - Nas się poucza, że mogliśmy reagować, a dyrektorowi nie spadł włos z głowy i został wizytatorem. Jak to możliwe, że osoba, która dopuściła się tak niegodnych zachowań, będzie nadzorować pracę innych nauczycieli? A pracownik, który powiedział prawdę, został wyrzucony z pracy? Pozostali pracownicy też spodziewają się kolejnych wypowiedzeń. Żyją w ciągłym strachu. W takich warunkach nie da się normalnie pracować. Tak wygląda prawda o polskim systemie edukacji. Gdzie jest warszawskie kuratorium, które milczy w tej sprawie? Gdzie jest minister Czarnek? I minister Ziobro?
Janina Witkowska: - Przykro słuchać, że to od wrażliwości pracowników zależy, czy podobają im się porno zdjęcia wysyłane przez szefów. Pracownicy odczuli to jako formę molestowania. Jeśli tak analizowane są te sprawy przez prokuraturę, to nic dziwnego, że pracownicy boją się zgłaszać nadużycia, molestowanie czy mobbing. Widziałam te treści i było dla mnie bulwersujące, że wysyła je przełożony, w pracy i po godzinach pracy.
Pracownicy na decyzję prokuratury złożyli zażalenie. W czwartek zajął się nim Sąd Rejonowy w Ciechanowie. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, sąd krytycznie ocenił zachowania byłego dyrektora, ale zgodził się z prokuraturą, że do przestępstwa nie doszło. To oznacza, że umorzenie postępowania jest już prawomocne.
Atmosfera w kuratorium nadal jest napięta. Jak pisaliśmy niedawno, pod nieobecność niektórych pracowników zostały zutylizowane ich biurka.
Agnieszka: - Oczywiście z szufladami, w których były nasze prywatne rzeczy, takie jak leki, dokumenty, korespondencja. Nie zostaliśmy o tym poinformowani. A miejsce pracy osoby, która nagle została przeniesiona do warszawskiego archiwum, zamieniono na magazyn, więc całkowicie zlikwidowano jej miejsce pracy.
Pracownica podkreśla, że jej zdaniem jest to kolejne bezprawne działanie, które narusza godność osobistą.
- To pokazuje, że w ten sposób mogą się pozbyć, jeśli nie nas, to przynajmniej naszych rzeczy. Jesteśmy zbulwersowani i zszokowani tymi bezprawnymi działaniami, które po raz kolejny depczą naszą godność i mają w rezultacie nas zastraszyć - stwierdza Agnieszka. - To ostatnie im się nie uda, bo nie zamierzamy cofnąć się przed szukaniem sprawiedliwości.
"Działania odwetowe"
Janina Witkowska, która była w komisji antymobbingowej i stanęła po stronie pracowników, opowiada, jak przebiegały prace komisji.
- Chyba jako jedyna analizowałam materiał dowodowy, pozostałe dwie członkinie nie chciały się z nim zapoznać albo potraktowały go wybiórczo. Próbowałam nakłonić je do przejrzenia tych treści pornograficznych, ale przekonywały, że już się z nimi zapoznały. Gdy włączyłam komputer i na zdjęciu było nagie dziecko uderzające rączką w genitalia, usłyszałam, że tego akurat nie widziały. Zapytałam, czy to ich zdaniem fajne, czy one jako matki, babcie, chciałyby otrzymywać te zdjęcia od szefa. Mimo to przegłosowano dwa do jednego, że dyrektor nie dopuścił się nadużyć - opowiada Witkowska.
Witkowska w marcu otrzymała wypowiedzenie z pracy. W uzasadnieniu napisano, że nieprofesjonalnie wykonywała swoje obowiązki i stracono do niej zaufanie. - To według mnie działania odwetowe za to, że werdykt komisji nie był jednogłośny, a ja nie mogłam pozwolić na nieprawdziwe, bo sprzeczne ze stanem faktycznym wnioski w protokole końcowym. Chodziło tu przecież o zwykłą uczciwość i sprawiedliwość - mówi.
Rzecznik kuratorium Andrzej Kulmatycki zaprzecza, by zwolnienie Witkowskiej miało związek ze sprawą byłego dyrektora. "Uzasadnienie wypowiedzenia merytorycznie dotyczy wykonywanych przez pracownika obowiązków służbowych" - informuje w piśmie.
Nieprawidłowości w ciechanowskim kuratorium oświaty nie dopatrzyła się też Państwowa Inspekcja Pracy. Przemysław Worek, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie, napisał nam w mailu: "Kontrolą objęto wybrane zagadnienia przepisów prawa pracy w zakresie stosunku pracy, wypłaty świadczeń pieniężnych wynikających ze stosunku pracy, przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy, jak również obowiązujące w zakładzie pracy dokumenty określające wprowadzone i stosowane przez pracodawcę tzw. procedury antymobbingowe".
Na koniec dodał: "Po zakończeniu kontroli inspektor pracy nie wydał pracodawcy środków prawnych".
Autorka/Autor: Iga Dzieciuchowicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24