- Stanęłam po stronie ludzkiej godności, spotkała mnie kara - mówi Janina Witkowska, członkini komisji antymobbingowej, która jako jedyna stanęła po stronie poszkodowanych pracowników kuratorium. Sprawę Jacka Zawiślińskiego, byłego już dyrektora delegatury w Ciechanowie, który miał obelżywie zwracać się do pracowników i wysyłać im treści pornograficzne, opisywaliśmy na łamach portalu tvn24.pl w grudniu. Dziś Zawiśliński jest wizytatorem, Witkowska straciła pracę, a prokuratura umorzyła sprawę.
Imię i nazwisko: Janina Witkowska.
Wykształcenie: pedagogiczne.
Zawód: była wychowawczyni w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Głuchych i Niedosłyszących w Gołotczyźnie.
Staż pracy: prawie 45 lat.
Staż pracy w delegaturze kuratorium oświaty w Ciechanowie na stanowisku wizytatora: 15 lat.
Nagród kuratorskich: 17.
Do tego wyrazy uznania od wojewody mazowieckiego za "zaangażowanie w pracach komisji dyscyplinarnej, w tym szczególny wkład na rzecz rzetelnego i bezstronnego prowadzenia postępowań dyscyplinarnych".
I jeszcze medale i odznaczenia, w tym jeden od prezydenta Andrzeja Dudy (za długoletnią służbę) w 2015 roku. A drugi, złoty, Medal Komisji Edukacji Narodowej za "szczególne zasługi dla oświaty i wychowania" od resortu edukacji (w 2013 roku).
Ale Witkowska wzorową pracownicą już nie jest. Według przełożonej "naruszyła obowiązki służbowe", stracono do niej zaufanie, bo swoje zadania wykonywała "nieprofesjonalnie".
Decyzja: wypowiedzenie stosunku pracy.
Okres wypowiedzenia: trzy miesiące.
Janina Witkowska uważa, że zwolnienie z pracy to działania odwetowe i kara za głośną niezgodę na mobbing w placówce. Zwykła zemsta.
Wcześniej, jako jedyna członkini komisji antymobbingowej, stanęła po stronie poszkodowanych pracowników ciechanowskiego kuratorium oświaty. Były już dyrektor Jacek Zawiśliński - według pracowników - nadawał im obelżywe przezwiska ("Śmierdziel", "Wielka Stopa"), mówił: "Nalej mi czarnej cipuleńki" albo "To proste jak je…anie dzieci". W godzinach pracy i wieczorami wysyłał swoim podwładnym zdjęcia i filmiki o charakterze pornograficznym. Jedna z osób otrzymała ich aż 100. Prokuratura do filmików się nie odniosła. W stosunku do pozostałych treści uznała, że mają one "memiczny" charakter.
Witkowska sprawę zwolnienia zgłosiła do sądu pracy, rozprawę ma wyznaczoną na koniec sierpnia. Na naszych łamach po raz pierwszy wypowiada się pod nazwiskiem. Zdecydowała się też wystąpić przed kamerą.
- To nie ja powinnam się wstydzić - mówi.
"Proste jak je…nie dzieci"
Poranek na jednym z ciechanowskich osiedli. Drzwi mieszkania na pierwszym piętrze otwiera mi drobna, elegancka kobieta. Janina Witkowska, pracownica kuratorium oświaty w Ciechanowie, jest jedną z osób, które oskarżały byłego już dyrektora placówki o mobbing i łamanie praw pracowniczych. W delegaturze pracowała przez 15 lat. Formalnie do końca czerwca pozostaje osobą zatrudnioną, ale od końca marca nie chodzi już do biura.
- Gdybym dłużej milczała, to nie spojrzałabym sobie w oczy. To nie ja powinnam się wstydzić, dlatego zdecydowałam się publicznie opowiedzieć o tym, co działo się w kuratorium - mówi Witkowska.
I dodaje: - Przez pierwsze dni po tym, jak dostałam wypowiedzenie, prawie nie spałam.
Nie takiego końca mojej kariery zawodowej się spodziewałam, to dla mnie cios. To cena za to, że stanęłam po stronie ludzkiej godnościJanina Witkowska
Wulgaryzmy, wyzwiska, pornograficzne zdjęcia od dyrektora wysyłane w czasie pracy i po niej - to była codzienność pracowników kuratorium w Ciechanowie. Według ich relacji dyrektor miał mówić o kuratorium "kurwatorium", a o ewaluacji "ejakulacja". Do pracowników odnosił się obraźliwie. Pracownicy stracili cierpliwość po tym, jak Zawiśliński miał powiedzieć: "To jest proste jak je…nie dzieci". Były dyrektor używał tych słów przy przydzielaniu nowego zadania. Atmosferę w kuratorium opisali w liście otwartym do ówczesnego wojewody mazowieckiego Konstantego Radziwiłła, polityków i innych instytucji. Napisali do Ministerstwa Edukacji i Nauki, do dziś nie otrzymali żadnej odpowiedzi. Zgłosili się też do prokuratury.
Skandaliczne zachowania byłego dyrektora kuratorium opisywaliśmy w grudniu.
Wcześniej sprawę - według relacji pracowników - wyjątkowo opieszale prowadziła trzyosobowa komisja antymobbingowa. To w niej zasiadała Janina Witkowska i jako jedyna, jak twierdzi, stanęła po stronie ofiar.
- Gdy prosiłam, by obejrzeć zdjęcia, które wysyłał pracownikom dyrektor, panie nie chciały na nie spojrzeć. Odwracały wzrok, przekonywały, że widziały już jakieś memy. A ja chciałam, byśmy we trójkę spojrzały na te pornograficzne zdjęcia, które były w dokumentacji. Włączyłam filmik z nagim dzieckiem, które dyrektor wysłał do jednego z pracowników i zapytałam, czy któraś z nich chciałaby takie treści dostawać od szefa. Powiedziały, że tego akurat nie widziały. To w jaki sposób działała ta komisja antymobbingowa, skoro nie chcą pochylić się nad dowodami? Głosami dwa do jednego wyszło, że w kuratorium nie było nadużyć. Bo te osoby pozostawały w dobrych relacjach z ówczesnym dyrektorem - opisuje Witkowska.
Pracownicy prosili też o wsparcie mazowiecką kurator Aurelię Michałowską. Bez skutku. Pytam ich, co władze zrobiły w ich sprawie. Odpowiedź brzmi: nic.
- Pani Michałowska nie znalazła czasu, aby przyjechać do delegatury i porozmawiać otwarcie z pracownikami. Nikt nam nie zaproponował indywidualnego wsparcia psychologa czy terapeuty. Dotknęło nas, że również wicekurator Dorota Skrzypek, która po zawieszeniu dyrektora przedstawiła nam jego następczynię, nie odniosła się do sprawy ani słowem. Pod koniec marca odbyły się warsztaty dla pracowników, których zamiarem miała być integracja zespołu. Za dwa dni została zwolniona nasza koleżanka. Chyba nic więcej nie trzeba dodawać w tej kwestii - opowiadają pracownicy.
CZYTAJ WIĘCEJ: NIE MA DYREKTORA I JEGO MEBLI, ALE JEST NAGRODA I ZNIKAJĄCY DOKUMENT. OSKARŻAJĄCY GO O MOBBING PRACOWNICY: JAK TO MOŻLIWE? >>>
I dopatrują się politycznej komitywy między byłym dyrektorem a władzami placówki.
- Nad dyrektorem był rozciągnięty parasol ochronny, bo miał mocną pozycję jako były radny PiS. Pani Skrzypek kandydowała na posłankę z ramienia PiS, podobnie jak pani Michałowska. Czy tak powinno być, że pracownicy służby cywilnej są do tego stopnia zaangażowani politycznie? Czy placówka oświatowa nie powinna być z założenia apolityczna? Te matactwa są ukrywane, żeby nie wychodziło, że ktoś z PiS-u jest niepoprawny. Były dyrektor jest dziś wizytatorem, w kuratorium trwa czystka, a prokuratura umorzyła sprawę. Czy tak powinno to wyglądać? - pytają pracownicy.
"Absurdalna lista przewin"
Pytam Janinę Witkowską, czym podpadła.
- "Utrata zaufania" do pracownicy i "naruszenie obowiązków służbowych" - cytuje w odpowiedzi dokument z wypowiedzeniem.
- A potem jest wypunktowana absurdalna lista moich "przewin" - mówi.
I pokazuje pismo.
"- (…) Mimo braku upoważnienia podpisywała Pani pisma ze stroną sprawy; - Prowadziła Pani korespondencję ze stroną sprawy, posługując się słowami oraz zwrotami nieprofesjonalnymi i sarkastycznymi, co uchybia obowiązkowi godnego zachowania się członka korpusu służby cywilnej; - (sprawę - przyp. red.) ostatecznie załatwił za Panią bezpośredni przełożony z powodu Pani opieszałości i nieprofesjonalności".
W innych punktach dokumentu podpisanego przez kurator Michałowską można przeczytać, że Witkowska załatwiała inną sprawę opieszale, mimo że nie miała innych obowiązków do wykonania. W dodatku prowadziła ją bez zapoznania się z całością dokumentacji, a potem poinformowała stronę, że sprawa jest w toku, mimo iż została zakończona. Miała być upominana, ale rozmowy nie odniosły skutku.
W ocenie pracodawcy Witkowska "nie gwarantuje prawidłowego poziomu i jakości wykonywania obowiązków pracownika członka korpusu służby cywilnej, co uzasadnia zasadność rozwiązania stosunku pracy".
- Te zarzuty są bezpodstawne, oderwane od stosowanej praktyki. Sprawy wyglądały zupełnie inaczej, co mam udokumentowane. Do każdego z tych punktów mogę się odnieść. Przełożona usuwała moje inicjały przy dokumentacjach, sprawy, które ja mozolnie załatwiałam, przypisywała sobie. Na czynniki pierwsze rozłożę to w sądzie - kwituje Witkowska.
Pytam, czym miały być "nieprofesjonalne" i "sarkastyczne" zwroty, których miała używać Witkowska.
- Nie wiem. Nie przypominam sobie takich zwrotów. Ciekawe jednak, że zwroty, których używał były dyrektor, nie są powodem do zwolnienia - mówi.
Atak w drzwiach
Witkowska na moje pytanie o to, co myśli o przyczynach zwolnienia, uśmiecha się z rezygnacją.
- Tuż po ukazaniu się w mediach reportażu o sytuacji w naszym kuratorium czułam, że atmosfera wokół mnie jest coraz bardziej napięta, nie ma wobec mnie uprzejmości, a jest cicha wrogość. Byłam świadkiem tych poniżających zachowań. Co miałam powiedzieć? Że pracownicy to zmyślili? Albo że się przesłyszałam? - pyta. - Przez jedną z pań, która jest sojuszniczką byłego dyrektora, zostałam potem zaatakowana fizycznie. Ta wrogość przerodziła się w jawną agresję - dodaje.
O tym incydencie pisaliśmy w marcu na łamach portalu tvn24.pl. Witkowska do centrali kuratorium w Warszawie wysłała skargę, która dotyczy naruszenia nietykalności cielesnej. O atak fizyczny oskarżyła pracownicę, jak twierdzą moi rozmówcy, pozostającą w dobrych relacjach z Jackiem Zawiślińskim.
- Zostałam celowo popchnięta w drzwiach, ta kobieta natarła na mnie. Gdybym nie uskoczyła, mogłoby skończyć się to dla mnie upadkiem ze schodów i kalectwem - opowiada Witkowska.
Sprawa trafiła też do prokuratury, ale została umorzona. Witkowska złożyła na tę decyzję zażalenie i pod koniec maja stawiła się na rozstrzygnięciu. Dotyczyło ono kwestii, czy przestępstwo ma być ścigane z urzędu z art. 222 Kodeksu karnego, czy z oskarżenia prywatnego (art. 217 Kodeksu karnego). Chodzi o to, czy pokrzywdzona, będąc w pracy, między korytarzem i salą konferencyjną, jako funkcjonariusz publiczny, podlegała szczególnej ochronie. Sąd uznał, że nie - utrzymał w mocy postanowienie prokuratora i wniosek oddalił. Nie dopatrzył się również związku incydentu z wcześniejszymi działaniami wizytator w komisji antymobbingowej.
O sprawę napaści fizycznej pytałam rzecznika mazowieckiego kuratorium oświaty - Andrzeja Kulmatyckiego. W piśmie zaznaczył: "(…) Pracownik przedstawiony jako rzekomy sprawca ww. zajścia złożył wyjaśnienia, które całkowicie przeczą wspomnianym zarzutom. Także zapis monitoringu wizyjnego, który funkcjonuje w Delegaturze w Ciechanowie, nie potwierdza, aby doszło do opisanej przez osobę zawiadamiającą agresji fizycznej".
Witkowska przekonuje, że przeglądała dokumentację w prokuraturze i nie dysponuje ona zapisem z monitoringu wizyjnego, a wyjaśnienia, o których pisze rzecznik Kulmatycki, to tekst anonimowy.
Pracownicy twierdzą, że monitoring nie obejmuje drzwi, w których doszło do zdarzenia. Oskarżana o napaść fizyczną nie chciała z nami rozmawiać.
Witkowska: - Potem w kuratorium pracownicy musieli dawać szefowej oświadczenia, że nie przekazali numeru tej pani mediom.
Wczoraj nagrody, dziś wypowiedzenie
Na Witkowską miały być też złożone skargi, co w formie ogólnego stwierdzenia zawarto w wypowiedzeniu.
- Nigdy ich nie widziałam ani nie wezwano mnie w takiej sprawie. Zresztą przez całą karierę zawodową nie było na mnie żadnej skargi - opowiada Witkowska.
A w oświacie pracuje prawie 40 lat. Na koncie ma nagrody, medale i wyróżnienia. Pokazuje mi dyplomy.
- Cztery miesiące temu otrzymałam dwie nagrody od kuratora, odkąd jestem pracownikiem kuratorium tych nagród było 17. W 2015 roku otrzymałam z rąk prezydenta Andrzeja Dudy odznaczenie Medalu Złotego za Długoletnią Służbę. Wcześniej, w 2013 roku, za szczególne zasługi dla oświaty i wychowania otrzymałam Medal Komisji Edukacji Narodowej - wylicza pani Janina.
I dodaje: - Proszę nie myśleć, że się chwalę. Swoją pracę kocham i była ona całym moim życiem, wykonywałam ją z oddaniem. Boli mnie, jak na koniec zostałam potraktowana. Wiem, że stanęłam po dobrej stronie. Po stronie ludzkiej godności. Bo zachowania dyrektora uwłaczały naszej godności, były dla nas upokorzeniem, które odbijało się na naszym zdrowiu psychicznym i fizycznym.
- Przez lata pracowałem w oświacie, pracowałem też w wojsku, w szkołach dla podoficerów w czasach komuny. Były konflikty, przewinęli się różni ludzie. Ale z taką podłością nie spotkałem się nigdy. To, o czym opowiada żona i pozostali pracownicy, nie mieści mi się w głowie. Zarówno zachowania dyrektora, jak i jego bezkarność są dla mnie przykładem na rozkład polskiego systemu edukacji. Współczuję żonie przeżyć, ale postąpiła tak, jak powinien postąpić każdy uczciwy człowiek - komentuje Andrzej Witkowski, mąż Janiny.
To pierwszy raz, gdy tak głęboko czuję niesprawiedliwość i pogardę dla prawdy ze strony państwowych instytucji.Janina Witkowska
W sprawie zwolnienia złożyła pozew do sądu. - Będę domagać się przywrócenia do pracy - zapowiada.
Zwolnią nas wszystkich
Dziś pracownicy, którzy nagłośnili mobbing w prokuraturze, mówią o tym, że zwolnienie Witkowskiej ma zasznurować im usta.
Zofia: - Nie możemy się pogodzić z tym, że zostaliśmy zastraszeni, że nasza krzywda nikogo nie obchodzi, ani w prokuraturze, ani w innych instytucjach. Tylko dlatego że były dyrektor ma polityczne poparcie. Straciliśmy zaufanie do nierzetelnych instytucji państwowych. Zwolnienie Janiny ma nas uciszyć. Te działania chronią politycznych popleczników, zapewniają im bezkarność.
Agnieszka: - Wszyscy jesteśmy pod opieką lekarzy, a stan naszego zdrowia stale się pogarsza. Czujemy się nękani psychicznie.
Według relacji moich rozmówców, jeden z pracowników, który jest pokrzywdzony w sprawie, został zdegradowany i ukarany przeniesieniem do pracy w warszawskim archiwum zakładowym. Musi dojeżdżać 100 km do Warszawy na własny koszt. Ma zostać tam trzy miesiące.
Agnieszka tłumaczy: - To osoba, która wcześniej pełniła wiele funkcji. Była koordynatorem systemu elektronicznego, który funkcjonuje w urzędzie, zajmowała się sprawami finansowymi oraz archiwum. Od czasu złożenia wyjaśnień podczas komisji antymobbingowej są mu odbierane kolejne czynności, które wcześniej bez zarzutu wykonywał.
Pracownicy relacjonują, że jego zadania muszą wykonywać inni zatrudnieni, zarówno w delegaturze, jak i samej centrali.
- Tu zwalniają, tam przenoszą. Oczywiście można wierzyć, że to czysty przypadek. Nie jesteśmy jednak naiwni - mówią pracownicy.
I dodają: - Wiemy, że chcą zwolnić nas wszystkich.
Instytucje nie widzą nadużyć
Zapytałam Andrzeja Kulmatyckiego, rzecznika mazowieckiego kuratorium oświaty, o powody zwolnienia Janiny Witkowskiej. Rzecznik przekonuje, że sprawa dyrektora Zawiślińskiego i wypowiedzenia nie są ze sobą powiązane.
"(…) uzasadnienie wypowiedzenia merytorycznie dotyczy wykonywanych przez pracownika obowiązków służbowych i nie wiąże się ze sprawą byłego dyrektora Delegatury w Ciechanowie. Pracownik, który nie zgadza się z wręczonym mu wypowiedzeniem, ma prawo odwołać się od niego do sądu pracy" - odpisuje rzecznik.
Zapytałam też o to, dlaczego przeniesiono jednego z pracowników do archiwum w Warszawie. Rzecznik wyjaśnia, że czasowo zostało mu powierzone wykonywanie zadań związanych z obsługą archiwum z uwagi na braki kadrowe i dużą liczbę zadań. Nie ma to jednak związku ze sprawą byłego dyrektora delegatury w Ciechanowie i jest zgodne z prawem pracy.
Na koniec dodaje:
"Przypomnę także, że Komisja Antymobbingowa, powołana przez Mazowieckiego Kuratora Oświaty, która podejmuje decyzję większością głosów, nie stwierdziła zachowań o charakterze mobbingu ze strony Dyrektora Delegatury w Ciechanowie. Także Prokuratura Rejonowa w Ciechanowie umorzyła dochodzenie w przedmiotowej sprawie. Nieprawidłowości w Delegaturze w Ciechanowie nie stwierdziła również Państwowa Inspekcja Pracy".
To prawda. Przemysław Worek, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie, zapytany przeze mnie o wyniki kontroli w placówce, odpisał: "Po zakończeniu kontroli inspektor pracy nie wydał pracodawcy środków prawnych".
Imiona niektórych rozmówców zostały zmienione
Autorka/Autor: Iga Dzieciuchowicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl