"Nalej mi czarnej cipuleńki" - tak miał się zwracać do pracownic Jacek Zawiśliński, dyrektor Delegatury Kuratorium Oświaty w Ciechanowie. Podwładne twierdzą też, że wysyłał im treści o charakterze pornograficznym. Pracownicy składali skargi, prosili o pomoc polityków. W kuratorium powołano komisję antymobbingową, prokuratura prowadzi czynności sprawdzające. Dyrektor wszystkiemu zaprzecza.
"Dyrektor ośmiesza nagminnie pracowników między innymi za wygląd, wiek, za pochodzenie, a nawet za płeć. Nadał pracownikom obraźliwe wyzwiska i stosuje je zamiast nazwisk. Są to: 'Czopek', (…) 'Śmierdziel'".
"Najgorsze jest to, że dyrektor nachalnie rozsyłał do pracowników treści nie tylko pornograficzne, ale i pedofilskie".
"Powiedzenie dyrektora 'proste jak jeb…e dzieci' doprowadziło nas, autorów tego pisma, do ostateczności".
Ta "ostateczność" to zawiadomienie o sytuacji w Delegaturze Kuratorium Oświaty w Ciechanowie kolejnych instytucji, w tym prokuratury. A powyższe cytaty mają dotyczyć Jacka Zawiślińskiego, dyrektora ciechanowskiej delegatury, byłego polityka PiS. Pod jego rządami - tu znów cytat z pisma pracowników m.in. do prokuratury i związków zawodowych - "Delegatura w Ciechanowie funkcjonuje na zasadzie prywatnego folwarku". Do tego dyrektor stosował nieakceptowalny zdaniem podwładnych język: "Zamiast ewaluacja dyrektor nagminnie w rozmowach i poleceniach służbowych używał nazwy 'ejakulacja', a 'kurwatorium' zamiast kuratorium".
Wiemy o tym nie tylko z listu, ale również z rozmów z pracownikami kuratorium i ich bliskimi, którzy ze względu na "strach przed zemstą przełożonych" chcą zachować anonimowość.
Boją się, choć w delegaturze rozpoczęła działanie komisja antymobbingowa. Zgodnie z naszymi ustaleniami w nadzorującym Ciechanów Mazowieckim Kuratorium Oświaty decyzja w tej sprawie zapadła już 27 września 2022 roku.
- Obawiamy się, że mimo to sprawa zostanie zamieciona pod dywan. Dlatego nie możemy milczeć - usłyszałyśmy.
Mają o czym opowiadać. Sprawa, jak twierdzą, nawarstwiała się przez lata.
Ekspresowa kariera dyrektora
Jacek Zawiśliński najpierw został zatrudniony na stanowisku zastępcy dyrektora delegatury. Było to w lipcu 2016 roku. Wygrał wówczas konkurs. I już po kilku dniach zaczął pełnić obowiązki dyrektora. Oficjalnym dyrektorem został w marcu 2018 roku "w ramach awansu wewnętrznego".
Zanim rozpoczął karierę w kuratorium, był nauczycielem i dyrektorem placówek oświatowych, m.in. Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Ciechanowie i Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Gołotczyźnie. Od 2014 roku był też ciechanowskim radnym Prawa i Sprawiedliwości. W 2016 roku musiał jednak złożyć mandat, ponieważ zgodnie z ustawą o służbie cywilnej nie można łączyć wypełniania mandatu radnego z pracą na stanowisku, na które został powołany.
Dyrektor delegatury to prawa ręka kuratora oświaty w terenie. W podległych mu powiatach jest najważniejszym urzędnikiem od edukacji. Delegatura sprawuje nadzór pedagogiczny. Zawiśliński czuwa nad 446 placówkami oświatowymi. Do tego jego pracownicy m.in. nadzorują letni i zimowy wypoczynek dzieci, prowadzą sprawy z zakresu kwalifikacji nauczycieli, wydają zgody na zatrudnienie nauczycieli niemających kwalifikacji, opiniują arkusze organizacyjne szkół i placówek, dokonują ocen pracy dyrektorów szkół i innych placówek oświatowych.
Po objęciu delegatury związki Zawiślińskiego z Prawem i Sprawiedliwością się nie rozluźniły. Dyrektora można m.in. znaleźć w sprawozdaniu ze "spotkania wigilijnego członków i sympatyków Prawa i Sprawiedliwości z powiatu ciechanowskiego", którym na swojej stronie internetowej chwalił się ówczesny senator PiS Jan Maria Jackowski (dziś niezrzeszony).
W odpowiedzi na pytanie, jak oceniana była dotąd praca Zawiślińskiego, Andrzej Kulmatycki, rzecznik mazowieckiego kuratorium, przekazał nam: "Dyrektor delegatury w Ciechanowie, jak każdy pracownik służby cywilnej, podlega okresowej ocenie pracy. Ostatnia została dokonana w roku 2021 z oceną - na poziomie oczekiwań".
Delegatura w Ciechanowie, którą kieruje Zawiśliński, obejmuje swoim działaniem pięć powiatów: ciechanowski, mławski, płoński, pułtuski oraz żuromiński.
W delegaturze pracuje 21 osób, przy czym pięć z nich jest formalnie pracownikami innych komórek organizacyjnych mazowieckiego kuratorium.
Niech posłanka pomoże
- Praca w delegaturze, odkąd pamiętam, wiąże się ze zmienianiem jej dyrektorów wraz z kolejnymi politycznymi miotłami - usłyszałyśmy od jednej z osób pracujących w kuratorium. - My się już przyzwyczailiśmy, że co zmiana władzy, to zmiana dyrektora. I póki to pozwala robić swoje, to już trudno. Jednak tak źle, jak za dyrektora Zawiślińskiego nigdy nie było - podkreśla.
Zdaniem pracowników szef delegatury nie okazał się osobą kompetentną do sprawowania tej funkcji, miał więc otoczyć się gronem zaufanych podwładnych, którzy w praktyce podejmowali decyzje za niego. To ich hołubił i nagradzał, równocześnie obrażając i deprecjonując innych.
- Nie był zainteresowany prawem oświatowym, poprawianiem sytuacji w szkołach - oceniają podwładni. - A im dłużej z nami pracował, tym na coraz więcej sobie pozwalał. Obrażał pracowników, wysyłał i opowiadał nam wulgarne żarty, nagrody przyznawał swoim. Co robiliśmy? Zwykle milczeliśmy. Ludzie spuszczali wzrok, gdy mówił o "kurwatorium", nerwowo się uśmiechali. Nie żeby kogoś to bawiło, ale co mieliśmy zrobić? To małe miasto, wszyscy się znają, a ludzie boją się stracić pracę, którą kieruje polityka - wyjaśniają.
Zofia, jedna z pracownic, opowiada, że dyrektor wysyłał jej treści o charakterze erotycznym. - Wśród różnych treści były memy nawiązujące do tematyki seksualnej, ale nie tylko. Dyrektor wysłał mi na przykład drastyczny filmik, w którym Ukrainiec bije dwóch ujętych, przywiązanych do słupa półnagich Rosjan albo filmik, na którym zdjęcia dziesiątek penisów zamieniają się w głowę Putina, przesłane w godzinach pracy - wymienia.
I pokazuje memy, które w czasie pracy otrzymywała od dyrektora na WhatsAppie: "Seks jest jak sport, żeby mieć pozytywne efekty, nie wystarczy oglądać, trzeba ćwiczyć" albo "Kiedy wychodziłam za mąż miałam dziurkę jak dwadzieścia groszy, a teraz mam jak pięć złotych".
Zofia: - Niektóre wiadomości przychodziły do mnie po godzinach pracy, nawet po 22. Wydaje mi się, że upatrzył sobie moją osobę. Mam rodzinę, na te nieakceptowalne przeze mnie memy od dyrektora nie reagowałam. Potem dowiedziałam się, że opowiada za plecami, że jestem niekompetentna. Cała ta sytuacja wiele mnie kosztuje, wszyscy żyjemy w permanentnym stresie. Musiałam skorzystać z pomocy specjalisty.
Pierwszą osobą, do której pracownicy zwrócili się z prośbą o pomoc, była posłanka PiS Anna Cicholska. To było krótko po rozpoczęciu tego roku szkolnego.
- Panią poseł znamy od wielu lat, jeszcze zanim uzyskała mandat posła. Mamy do niej zaufanie, to pomocna osoba. Wydawało nam się, że jej interwencja nam pomoże - mówi Gabriela, jedna z pracowniczek delegatury.
W piśmie do posłanki grupa pracowników - również anonimowych - pisała m.in., że:
Dyrektor delegatury liczy się tylko ze zdaniem 'ludzi z jego drużyny', pozostałych pracowników traktuje lekceważąco, wykorzystując swoją pozycję. (...) Dyrektor przy załatwianiu spraw często wykazuje się niekompetencją i brakiem wiedzy (...) Niepowodzenia i presja czasu doprowadza do sytuacji, w których używa wulgarnego słownictwa i podniesionego głosu do pracowników. (...) Dyrektor delegatury nagminnie na forum publicznym opowiada seksistowskie żarty i niemoralne anegdoty.
Pracowników miał określać m.in. jako "nawiedzoną", "matkę generalną", "miękkiego", "śmierdziela", "murenę", "ADHD" czy "wielką stopę". O rzeczniku mazowieckiego kuratorium mówił "Kulmacycki".
Pracownicy znosili te zachowania, ale w końcu poczuli, że dłużej nie są w stanie pracować w tej atmosferze. - Człowiek się przyzwyczaja nawet do najgorszych warunków i po prostu wierzy, że to w końcu minie. Milczy z bezsilności - mówią.
Cicholska nie pozostała na głosy pracowników delegatury obojętna. Z naszych informacji wynika, że to ona zgłosiła sprawę do kuratorium w Warszawie.
- A potem sprawa znów utknęła i nic się nie działo. Dyrektor, jeszcze przed zgłoszeniem nieprawidłowości, powoływał się na swoje znajomości, zastraszał nas. Mówił na przykład, że jego oponenci to już leżą na cmentarzu - opowiada Gabriela.
Pytamy posłankę Cicholską o jej zaangażowanie w pomoc pracownikom, ale ta nie chce komentować sprawy. - Ta sprawa jest wyjaśniana u kuratora mazowieckiego, proszę pytać o jej dalszy bieg w kuratorium - mówi.
Dyrektor zaprzecza
Dyrektor Zawiśliński odbiera od nas telefon. W odpowiedzi na pytanie, czy wysyłał treści pornograficzne, ironizuje, że to "bardzo śmieszne". Pytamy, czy zwracał się wulgarnie do pracowników. Mówi, że nie będzie odpowiadał na pytania, mamy nie ciągnąć go za język. Przekonuje, że wyraził zgodę na przekazanie prokuraturze materiałów, by wyjaśnić, czy jakiekolwiek niewłaściwe treści zostały przesłane z jego telefonu. Potem wysyła swoje oświadczenie:
Podkreślam, iż w żaden sposób nie zachowywałem się niewłaściwie wobec pracowników zatrudnionych w Delegaturze w Ciechanowie Kuratorium Oświaty w Warszawie. Pracowników zawsze traktowałem równo, nigdy nikogo nie faworyzowałem, nie dopuściłem się również mobbingu. Nie dochodziło z mojej strony do zachowań, które miały polegać na ośmieszaniu pracowników, kierowaniu niestosownych wypowiedzi lub przesyłaniu pracownikom zdjęć i filmików o zabarwieniu erotycznym oraz mogących obrazić czyjeś poglądy lub uczucia. W chwili obecnej toczy się postępowanie przed komisją powołaną przez Kuratora Oświaty, które mam nadzieję w sposób szczegółowy wyjaśni wszelkie okoliczności sprawy i potwierdzi nieprawdziwość stawianych mi zarzutów.stanowisko Jacka Zawiślińskiego
Gabriela utrzymuje, że na wszystko są dowody, a prawdziwość nieetycznych wiadomości, które dyrektor wysyłał do pracowników, jest poświadczona przez prawnika lub poprzez zeznania świadków. My też widziałyśmy memy, które dyrektor w czasie pracy i po godzinach przesyłał Zofii.
- Nam nie chodzi o zemstę, a o prawdę. My nie możemy dalej pracować w takiej atmosferze, być poniżani. Dyrektor czuje się bezkarny, chodzi po kuratorium pewny siebie, a osoby poszkodowane się boją - relacjonuje Gabriela.
I dodaje: - Dyrektor sugerował nam, że możemy stracić pracę, a delegaturę u nas zlikwidują. Mści się na nas. Koledze już odebrał obowiązki, które bez zarzutu wykonywał od siedmiu lat. Czekamy na interwencję odpowiednich instytucji. Przecież tak nie może wyglądać oświata. Jaki to jest przykład dla uczniów, nauczycieli, dyrektorów szkół? My już mówimy "dosyć!".
Głos zabiera też inna pracowniczka, Małgorzata.
- Chcemy, żeby było inaczej, żeby dyrektor zajmował się pracą, a nie sprawami, które rzutują na jej wydajność. Atmosfera w pracy jest bardzo zła. Pracownicy, zwłaszcza ci, którzy zgłosili te niegodne zachowania, bardzo się stresują. Za to dyrektor zachowuje się swobodnie, może dlatego, że czuje parasol ochronny ze strony swoich przełożonych - mówi.
Pracownicy opowiadają, że ich nikt nie otoczył ochroną. Zachowania dyrektora opisywali przed komisją antymobbingową. - Mamy wrażenie, że nasze zeznania na bieżąco wypływają i że dyrektor o nich wie. Widzimy to po działaniach odwetowych z jego strony wobec niektórych z nas - podkreślają.
I dodają: - Na początku na te rozmowy nikt nie chciał nas zaprosić. Wezwano przede wszystkim pracowników z kręgu dyrektora. Wiemy, że ma plecy i swoje układy w Warszawie w kuratorium, dobre relacje z wicekuratorami i niektórymi dyrektorami wydziałów, co nieraz podkreślał i czym się chwalił. Potem dowiedzieliśmy się, że na rozmowę przed komisją jedzie sam dyrektor. Uznaliśmy, że komisja chyba już chce kończyć przesłuchania. Dlatego niektórzy z nas musieli dopraszać się prawa do opowiedzenia swoich historii. Te spotkania się odbyły, finalnie zaproszono wszystkich pracowników, którzy chcieli rozmawiać z komisją, ale co z tego, skoro informacje wypływają na zewnątrz, a my jesteśmy pozostawieni bez wsparcia?
Komisja wciąż pracuje
Kuratorium Oświaty w Warszawie zapytałyśmy między innymi o to: - kto wszedł w skład komisji antymobbingowej? - jakie były przesłanki powołania komisji? - ile osób i w jakim czasie przesłuchała komisja? - czy komisja podjęła jakieś decyzje wiążące dla mazowieckiego kuratorium oświaty i podległej mu delegatury w Ciechanowie? - czy komisja zakończyła już postępowanie?
Szczegółowo pytałyśmy również o zarzuty: mobbingu, przesyłania treści o charakterze erotycznym (pracownicy twierdzą, że zabezpieczyli kopie takich wiadomości), obrażania pracowników, podnoszenia głosu, ośmieszania, faworyzowania grup podwładnych.
Andrzej Kulmatycki, rzecznik kuratorium w Warszawie, 24 listopada potwierdził powołanie komisji, która ma "zbadać prawidłowość relacji służbowych między przełożonym i pracownikami" w oparciu o "standardową procedurę antymobbingową". W składzie komisji znaleźli się przedstawiciel pracodawcy, pracownik wydziału do spraw kadrowych oraz pracownik wskazany przez osobę, która dokonała zgłoszenia nieprawidłowości.
O samym działaniu komisji więcej się jednak oficjalnie nie dowiemy.
Kulmatycki wyjaśnia: "Zgodnie z procedurą członkowie komisji są zobowiązani do zachowania w tajemnicy informacji zdobytych w trakcie lub w związku z rozpatrywaną skargą, stąd też udzielenie szczegółowych informacji na temat prac komisji nie jest możliwe".
Kulmatycki przekazał nam, że "informacja o pracach komisji antymobbingowej oraz dokumentacja pracownicza w tym zakresie nie stanowi informacji publicznej". Zapewnił równocześnie, że kuratorium "chce wyjaśnić jak najdokładniej" sytuację i poinformował, że komisja wciąż pracuje.
To również zaniepokoiło pracowników ciechanowskiej delegatury, ponieważ wcześniej mieli być informowani, że komisja wyjaśni sprawę do końca października.
Poważne zarzuty
Czas jej pracy się przedłużał, a pracownicy zwracają nam uwagę, że musieli się dopraszać o to, by ktoś ich wysłuchał. Jeszcze na początku listopada w liście do związkowców pisali:
"W sprawie, o której piszemy, w Kuratorium w Warszawie przesłuchano jedynie zausznice dyrektora i dwie osoby wdzięczne, bo ostatnio przyjęte do pracy i przesłuchano już tylko samego dyrektora. Chcą po prostu urwać sprawie łeb. Nie dopuszczają przed komisję poniżanych pracowników, a jedynie te dwie kobiety i osoby wdzięczne od niedawna za przyjęcie do pracy".
A nam mówią: - To, co robi dyrektor, to zachowania niegodne, nie licują ze stanowiskiem, ośmieszają urząd. Ale mamy coraz mniej nadziei, że ktoś to zakończy. Sprawa jest zbyt polityczna i ktoś w Warszawie musiałby przyznać, że miał gdzieś to, co się u nas i z nami od kilku lat dzieje.
24 listopada pytania w sprawie sytuacji w delegaturze w Ciechanowie wysłałyśmy do wszystkich adresatów pisma grupy pracowników, które zacytowałyśmy na początku artykułu i powyżej.
O podjęcie działań zapytałyśmy więc: wojewodę mazowieckiego (nadzoruje kuratorium), Główny Inspektorat Pracy, Komitet Ochrony Praw Dziecka (zawiadomiono KOPD, bo działania dyrektora uderzają w tych, którzy mają dbać o dobro dzieci) oraz Prokuraturę Okręgową w Warszawie.
Pytania skierowałyśmy również do Prokuratury Okręgowej w Płocku - to jej podlega Prokuratura Rejonowa w Ciechanowie, a to do niej zgłoszenie pracowników 3 listopada przekazał Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. On też był adresatem pracowniczego listu.
W jego piśmie do prokuratury czytamy:
"Z treści tego pisma wynika, iż wobec pracowników tych podejmowane są działania, które wyczerpują znamiona szeregu przestępstw".
Właśnie ze względu na "charakter podniesionych zarzutów oraz ich powagę" Broniarz zdecydował się przekazać pismo prokuraturze.
25 listopada Iwona Śmigielska-Kowalska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Płocku, poinformowała nas, że "Prokuratura Rejonowa w Ciechanowie prowadzi czynności sprawdzające" w związku z korespondencją przekazaną przez Sławomira Broniarza, a także przez inne osoby.
29 listopada Przemysław Bońkowski z ciechanowskiej prokuratury poinformował, że ta 7 listopada poprosiła policję o zweryfikowanie informacji zawartych w piśmie. Na razie nie uzyskał jeszcze od policjantów informacji dającej podstawy do wszczęcia śledztwa.
Swoją kontrolę zapowiedziała za to Państwowa Inspekcja Pracy.
Przemysław Worek, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie, 29 listopada przekazał nam: "OIP w Warszawie posiada informację dotyczące możliwości występowania nieprawidłowości w zakresie przestrzegania prawa pracy w ciechanowskiej Delegaturze Kuratorium Oświaty w Warszawie. Jednocześnie informujemy, że planowane jest przeprowadzenie czynności kontrolnych w tej placówce".
30 listopada Andrzej Kulmatycki poinformował nas, ze komisja zakończyła pracę. Teraz kurator będzie na podstawie jej ustaleń podejmowała decyzję o ewentualnych działaniach i ich kierunku.
Imiona pracownic i pracowników delegatury zostały zmienione
Autorka/Autor: Justyna Suchecka, Iga Dzieciuchowicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock