Pod Grodziskiem Wielkopolskim rodzina zatruła się środkiem do zwalczania gryzoni. Zaniepokojona stanem swojej trzyletniej córeczki matka wzywała karetkę pogotowia. Dyspozytor odmówił jednak jej wysłania. Matka sama zawiozła ją do szpitala, gdzie dziewczynka zmarła. Powołany został już specjalny zespół pod nadzorem wojewody wielkopolskiej, który ma tę sprawę wyjaśnić.
W środę policja otrzymała zgłoszenie od lekarza dyżurnego Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Nowym Tomyślu (woj. wielkopolskie) o śmierci trzyletniego dziecka, które trafiło na oddział z objawami zatrucia. Do tego samego szpitala trafiła siedmioletnia siostra i matka dziewczynki.
Teraz wychodzą na jaw dramatyczne szczegóły tego zdarzenia. Prawdopodobnie wszyscy zatruli się oparami środka na gryzonie, który rozłożyli w pastylkach wokół domu. Mama zaniepokojona stanem zdrowia najmłodszego dziecka próbowała wezwać pogotowie. Dyspozytor jednak - jak poinformował "Głos Wielkopolski" - miał odmówić wysłania karetki. Potwierdza to w rozmowie z Łukaszem Wójcikiem reporterem TVN24 rzecznik prasowy wojewody wielkopolskiej.
- Na miejsce zdarzenia karetka z zespołem ratownictwa medycznego, niestety, nie została zadysponowana - przyznaje Mateusz Mucha.
Wojewoda wielkopolska powołała zespół, który ma na celu zbadanie i wyjaśnienie tej sprawy i odpowiedzenie na pytanie, dlaczego zostały podjęte takie, a nie inne decyzje.
- W skład tego zespołu wchodzi między innymi dyrektor Wydziału Zdrowia, dyrektor Wydziału Powiadomienia Ratunkowego i kierownik Wydziału Prawnego Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego, czyli wszystkie te osoby, które w sposób merytoryczny i odpowiedzialny odpowiedzą na pytania, dlaczego wydarzyła się taka tragedia i takie decyzje zostały podjęte - mówi Mucha.
CZYTAJ TEŻ: Bliźnięta w szpitalu po zatruciu oparami środka do zwalczania gryzoni. Stan dzieci jest ciężki
Jak dodaje, mówienie o jakichkolwiek szczegółach jest przedwczesne. Jego zdaniem w ciągu kilku najbliższych dni ten zespół powinien poznać odpowiedź na pytanie, dlaczego karetka nie została wysyłana do trzylatki.
- Wszystko jest nagrywane, procedury są jasne i oczywiste - podkreśla Mucha.
Środek na gryzonie rozłożony
Wobec odmowy wysłania karetki matka dziewczynki sama zawiozła ją do szpitala. Kiedy dotarły na miejsce dziecko już nie dawało oznak życia. Podjęto tam reanimację, która nie przyniosła efektów.
Sprawę śmierci trzylatki i zatrucia jej siostry oraz matki wyjaśniają policja i prokuratura. - Ustaliliśmy, że kilka godzin wcześniej został użyty na terenie domostwa środek chemiczny na myszy. Preparat w formie pastylek był użyty na zewnątrz budynku. Podejrzewamy, że silne opary tego preparatu mogły być przyczyną zatrucia. Wspólnie z prokuraturą będziemy to badać - przekazał młodszy inspektor Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy wielkopolskiej policji.
Rodzina samodzielnie miała rozkładać te pastylki.
W piątek ma się odbyć sekcja zmarłej dziewczynki.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock