Decyzją wojewody jesteśmy zdruzgotani - piszą działacze "Kolejorza" w specjalnym oświadczeniu w odpowiedzi na zamknięcie na jeden mecz stadionu Lecha Poznań. Ich zdaniem karze się w ten sposób "co najmniej 500 razy więcej osób niż na karę zasłużyło". Wspominają też o "stadionie otoczonym zasiekami".
Kara, jaką nałożył w poniedziałek wojewoda wielkopolski Piotr Florek jest efektem zdarzeń, do jakich doszło 28 maja w trakcie meczu Lecha z Ruchem Chorzów. Kibice zorganizowali wówczas tzw. oprawę meczu z użyciem zakazanych materiałów pirotechnicznych. Odpalono wtedy kilkadziesiąt rac.
Z wnioskiem o zamknięcie obiektu wystąpił do wojewody szef wielkopolskiej policji. Ten zdecydował, że zaplanowany na 20 lipca mecz Lech Poznań - Piast Gliwice na stadion nie wejdą kibice.
Lech nie chce "stadionu otoczonego zasiekami"
"Jesteśmy zdruzgotani decyzją wojewody Piotra Florka. To zła decyzja, która nie rozwiązuje problemu, a po raz kolejny zamiata go pod dywan" - oceniają działacze Lecha Poznań, dodając, że na stadionie przestrzegane są przepisy bezpieczeństwa, a działania wojewody mogą doprowadzić do stworzenia "stadionu otoczonego zasiekami".
Klub na końcu oświadczenia w ironiczny sposób gratuluje także wojewodzie skuteczności działań:
"Pośród ukaranych znajduje się przecież te kilkadziesiąt osób, które odpaliły race podczas meczu Lech-Ruch i podobnie jak około 20 tysięcy niewinnych kibiców nie pojawią się na trybunach INEA Stadionu podczas pierwszego meczu Lecha w T-Mobile Ekstraklasie. Niestety nie wiemy, czy sprawcy złamania prawa planowali w ogóle pojawienie się tego dnia na Bułgarskiej. W końcu mogą być na wakacjach".
Zobacz całe oświadczenie KKS Lech Poznań:
Autor: FC/zp / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Lech Poznań / TVN24.pl