Według sądu w Exeter Jakub T. brutalnie zgwałcił i pobił Brytyjkę. Skazano go na podwójne dożywocie, w Polsce sąd zamienił mu wyrok na 12 lat pozbawienia wolności. Teraz mężczyzna, po odbyciu pełnej kary, wyszedł na wolność. I zamierza udowodnić, że nie popełnił zbrodni, za którą został skazany.
Do napadu na 48-letnią Brytyjkę doszło w nocy z 22 na 23 lipca 2006 r. w Exeter. Znaleziono ją nagą, nieprzytomną i bliską śmierci. Doznała poważnego urazu głowy. Nieprzytomna trafiła do szpitala. Jej obrażenia były tak ciężkie, że nie pamiętała, co się stało. Przez resztę życia była niesamodzielna. Zmarła w kwietniu 2010 r.
Skazany 12 lat temu
W 2008 r. Jakub T. został skazany w Wielkiej Brytanii na dwie kary dożywocia - jedno za gwałt, drugie za ciężkie pobicie. Brytyjski sąd orzekł wtedy, że skazany ma odbywać dwie kary dożywocia równocześnie, a o warunkowe zwolnienie może ubiegać się po dziewięciu latach.
W uzasadnieniu wyroku sędzia określił czyn oskarżonego jako "okrutny i brutalny". Wskazał, że ofiara była bezbronna i pozostawiona własnemu losowi w stanie bliskim śmierci.
Sędzia Graham Cottle prowadzący sprawę wówczas 24-letniego poznaniaka stwierdził, że oskarżony "jest osobą o dobrym charakterze". Ocenił jednak, że obrona nie przedstawiła kontrdowodu obalającego wynik policyjnych badań DNA, których wynik obarczał Polaka. Sędzia zastrzegł, że ława przysięgłych sama będzie musiała zdecydować, jaką wagę nadać okolicznościom przemawiającym na korzyść Jakuba T.
Twierdzi, że to nie on jest na nagraniach
Sędzia przyznał też, że materiał z kamer ulicznych, które zarejestrowały podejrzanego w nocy z 22 na 23 lipca 2006 roku w Exeter nie jest jednoznaczny.
Na części materiału filmowego zarejestrowanego przez kamery uliczne widać idącego za 48-letnią kobietą mężczyznę, którym - według prokuratury i biegłego - jest Polak.
Jakub T. twierdzi, że mężczyzna, którego wizerunek utrwaliła kamera uliczna zamontowana przed sklepem Wilkies przy Pinhoe Road, to nie on.
Podkreśla też, że zupełnie nie pamięta, by mijał taką kobietę. Wyjaśnił, że odłączył się od grupy, bo zabrakło mu papierosów. Do znajomych dołączył około 40 minut później.
- Nie było technicznej możliwości, żebym tak szybko dotarł na miejsce przestępstwa, popełnił je i wrócił do domu - mówił w 2011 r. Tomaszowi Sekielskiego w "Superwizjerze".
Dziennikarze "Superwizjera" przeszli tą samą drogą co Jakub T. Z ich eksperymentu wynikało jednak, że zdążyłby to zrobić.
Wyrok dostosowano do polskiego prawa, zgodnie z nim mężczyzna miał spędzić w więzieniu 12 lat. I karę odbył w całości.
Teraz chce udowodnić niewinność
Jakub T. na wolność wyszedł w zeszłym tygodniu. I teraz chce udowodnić, że nie popełnił zbrodni, za którą został skazany. Wyrok od początku podważali jego adwokaci i rodzina.
- To wszystko wychodziło w kolejnych latach, gdy Jakub T. odbywał już wyrok w Polsce. Rodzina i obrona zbierała dowody dopiero wtedy, gdy sprawa była już prawomocnie osądzona - mówi Mariusz Paplaczyk, obrońca Jakuba T.
Jak dodaje, trudno było mu się bronić będąc w więzieniu, ale się nie poddaje. - Zapowiada, że będzie próbował wszelkimi dostępnymi, legalnymi środkami dążyć do tego, aby to postępowanie w Wielkiej Brytanii wznowić – dodał.
Lekarz skazany za nieprawidłowości
Paplaczyk zaznaczył, że jest ku temu szansa, ponieważ – jak przypomniał – "kilka lat temu doszło do skazania lekarza, który był odpowiedzialny za pobranie próbek od pokrzywdzonej".
- Sąd dyscyplinarny w Londynie skazał lekarza za złe oznaczenie próbek pobranych od pokrzywdzonej, za zbyt późne ich pobranie, oraz za zwlekanie w kontakcie z policją przez ponad pół roku. Biegły jakby się rozpłynął, nie składał zeznań, nie było wiadomo, co się z tymi próbkami dzieje. Za te czyny właśnie został skazany przez sąd dyscyplinarny izby lekarskiej. Dlatego też dopiero teraz, po kilku latach, pojawiły się nowe dowody, którymi Jakub T. nie dysponował wcześniej, w trakcie procesu – tłumaczył adwokat.
Jak mówi, stąd też zaangażowanie polskiego genetyka, który wskazał nieprawidłowości jeśli chodzi o opinie DNA. - To także pomysł na to, by Brytyjczycy ponownie zgodzili się na przebadanie próbki. Początkowo zgodzili się na wizytę profesora, aby następnie odmówić - wymienia Paplaczyk.
I zapowiada, że będą dalej szukać dowodów.
Chcą wznowienia procesu w Wielkiej Brytanii
Paplaczyk podkreślił, że nadal wraz z Wojciechem Wizą będą reprezentować Jakuba T. - Liczymy też na pomoc brytyjskich kolegów, którzy będą mogli teraz na tę sprawę spojrzeć również w inny sposób z uwagi m.in. na upływ czasu i na pewne wydarzenia, które nastąpiły po wyroku – powiedział.
Pytany, kiedy obrońcy planują podjęcie pierwszych kroków w tej sprawie, odpowiedział, iż sądzi, "że jest to kwestia najbliższego kwartału".
Jak tłumaczył, najpierw trzeba by doprowadzić do wznowienia tego postępowania w Wielkiej Brytanii.
- Są bardzo trudne do uchwycenia podstawy prawne, chociaż nie jest to niemożliwe - dopiero wtedy można mówić o czymkolwiek. Nie zapominajmy, że ta sprawa nigdy nie była w drugiej instancji, Jakub T. nie miał możliwości odwołania się, ponieważ w Wielkiej Brytanii druga instancja – tak jak u nas powszechna i występuje praktycznie w każdej sprawie – jest porównywana do polskiej kasacji. Muszą być zatem spełnione specjalne podstawy, specjalna opinia prawników i na tamten czas – takiej podstawy do złożenia apelacji nie było. Czyli jego sprawa obiła się tylko o jeden sąd - podkreślił.
Autor: FC/gp / Źródło: TVN 24 Poznań, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24