Dwie poniedziałkowe konferencje ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry były "znakiem ostrzegawczym dla rządu" i "sygnałem puszczonym do Nowogrodzkiej" - ocenił na antenie TVN24 publicysta "Rzeczpospolitej" Tomasz Pietryga. Roman Imielski z "Gazety Wyborczej" ocenił, że "Zbigniew Ziobro zdaje sobie sprawę, że gdyby wyleciał z koalicji rządzącej, to jego ludzie zaczną mu prędzej czy później odpływać do PiS-u".
W siedzibie Prawa i Sprawiedliwości przy ulicy Nowogrodzkiej po godzinie 13 zebrało się kierownictwo partii, które rozmawiało o przyszłości Zjednoczonej Prawicy oraz dalszej obecności w rządzie polityków Porozumienia i Solidarnej Polski, w tym ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Narada zakończyła się przed godziną 16.
Ziobro zorganizował konferencję prasową na pół godziny przed rozpoczęciem rozmów PiS, gdzie przekonywał, że Zjednoczona Prawica jest potrzebna Polsce i wyraził przekonanie, że to projekt mający przed sobą jeszcze "wielką przyszłość". Wcześniej tego dnia Ziobro zorganizował konferencję w Prokuraturze Krajowej w Warszawie, która dotyczyła tak zwanej afery GetBack oraz sprawy zarzutów, które usłyszał pod koniec lipca były minister transportu Sławomir Nowak. Na żadnej z konferencji Ziobro nie odpowiadał na pytania dziennikarzy w sprawie kryzysu w Zjednoczonej Prawicy.
Oba wystąpienia skomentowali na antenie TVN24 publicyści: Tomasz Pietryga ("Rzeczpospolita") i Roman Imielski ("Gazeta Wyborcza").
"Kaczyński ma znacznie więcej do stracenia niż Ziobro"
Pietryga komentował, że nie odczytał, aby Ziobrze dopisywał humor. Dodał, że dwie poniedziałkowe konferencje ministra miały "swoją kolejność i logikę". Według niego, pierwsza konferencja w Prokuraturze Krajowej "nie była chwaleniem się swoimi dokonaniami jako prokuratora generalnego, tylko pewnym ostrzeżeniem dla Mateusza Morawieckiego" oraz "znakiem ostrzegawczym dla rządu". Wyjaśnił, że w sprawie GetBack pojawiało się między innymi nazwisko premiera.
Odnosząc się do drugiej konferencji, dziennikarz ocenił, że była ona "sygnałem puszczonym do Nowogrodzkiej", że minister Ziobro "w dalszym ciągu" jest "gotowy rozmawiać i w tej koalicji nadal być".
- Nie do końca wierzę w to, że Ziobro poda się do dymisji czy może być zdymisjonowany - powiedział dziennikarz. Przypomniał wypowiedź szefa klubu PiS Ryszarda Terleckiego, który w poniedziałek w Sejmie mówił, że "z pewnością małe partyjki, które wchodzą w skład zjednoczonej koalicji, muszą troszkę utemperować swoje apetyty", a "jeżeli to zrobią", to będzie można się jeszcze porozumieć. W piątek Terlecki twierdził, że koalicja praktycznie nie istnieje. Pietryga ocenił, że Terlecki w tym przypadku "złagodził swój ton".
- Uważam, że mimo wszystko Jarosław Kaczyński ma znacznie więcej do stracenia niż Zbigniew Ziobro - ocenił. Dodał, że Ziobro przez pięć lat "zbudował swoje struktury polityczne". - Ma wojewodów, ludzi w sejmikach, ludzi w europarlamencie, w Sejmie i może swobodnie funkcjonować - wymieniał. - Patrząc na jego przekaz światopoglądowy, on może spokojnie budować koalicję z Konfederacją, co dla PiS-u byłoby wręcz zabójcze, bo nagle pojawiłaby się poważna siła na prawo od samego PiS-u - ocenił.
Spór Morawiecki - Ziobro rozsadza Zjednoczoną Prawicę
Roman Imielski ocenił pierwsze poniedziałkowe wystąpienie Zbigniewa Ziobry jako "zawoalowaną groźbę pod adresem Mateusza Morawieckiego". - A to właśnie spór na linii Mateusz Morawiecki - Zbigniew Ziobro rozsadza Zjednoczoną Prawicę. Chodzi o to, kto będzie następcą Jarosława Kaczyńskiego - dodał.
Imielski mówił, że z drugiej strony jest "jasna deklaracja" Ziobry, że bez niego "trudno będzie dopaść" byłego premiera za rządów PO-PSL, Donalda Tuska. - A to jeden z celów Jarosława Kaczyńskiego - wyjaśnił.
Odnosząc się do drugiej konferencji, publicysta ocenił, że jej wydźwięk był niczym "mowa skazańca, który liczy jeszcze na złagodzenie kary wyroku śmierci na łagodniejszy wyrok". - Zdaje się, że Zbigniew Ziobro jest świadomy, że jednak opuści Zjednoczoną Prawicę, Ministerstwo Sprawiedliwości, i jest to tylko kwestia czasu - zauważył.
Dziennikarz stwierdził, że w tej sytuacji najwięcej może stracić nie Prawo i Sprawiedliwość, ale Zbigniew Ziobro. - Wbrew pozorom jego karty są bardzo słabe - ocenił. - Wszystkie najsilniejsze karty są w ręku Jarosława Kaczyńskiego, a sam Zbigniew Ziobro zdaje sobie sprawę, że gdyby wyleciał z koalicji rządzącej, to jego ludzie zaczną mu prędzej czy później odpływać do PiS-u - powiedział.
Źródło: TVN24