W olsztyńskim sądzie rozpoczął się proces mężczyzn oskarżonych o usiłowanie zabicia psa ze szczególnym okrucieństwem. Barry został ogłuszony siekierą i pogrzebany żywcem. Psa skatowali jego opiekun i sąsiad. Zwierzę udało się uratować. Oprawcy, którym grozi do trzech lat więzienia, nie przyznają się do zarzucanych im czynów.
Dwaj mężczyźni z Elgnówka (woj. warmińsko-mazurskie), właściciele psa Barry'ego, w czerwcu ubiegłego roku ogłuszyli go siekierą i zakopali żywcem. Policjanci uratowali zwierzę dzięki anonimowemu zgłoszeniu i dociekliwości. Oprawcy próbowali przekonać policję, że zwierzę chorowało, zdechło i zakopali je w lesie.
Mundurowi zaczęli przeszukiwać okolicę. W pewnym momencie zauważyli świeżo usypaną, unoszącą się ziemię. Odkopali na wpół żywe zwierzę. W stanie ciężkim, z licznymi ranami głowy, Barry został przewieziony do lecznicy weterynaryjnej w Olsztynku. Stamtąd trafił do schroniska dla zwierząt w Tomarynach.
Psa udało się uratować, został adoptowany przez policjanta, który go odnalazł.
Prokuratura chce łagodnych kar
Mężczyznom za znęcanie się nad zwierzęciem grozi kara do trzech lat więzienia. Prokuratura z Olsztyna domaga się dla mężczyzn kary w zawieszeniu, tłumacząc, że mężczyzn pchnęły do tego czynu trudne warunki finansowe i będzie to dla nich wystarczająca kara.
Sąd jednak nie zgodził się na propozycję prokuratury. - Zaproponowana kara, jaka była ustalona między oskarżonymi a prokuraturą była naszym zdaniem za lekka. bo mamy tu do czynienia ze znęcaniem się ze szczególnym okrucieństwem. Stopień zawinienia jest wysoki, dlatego kara powinna być adekwatna - przekonywał oskarżyciel posiłkowy Mateusz Łątkowski.
Poza tym ostrzejszych kar chcą dwie organizacje ochrony zwierząt. Żądają dla oskarżonych kary bezwzględnego więzienia oraz ograniczenia wolności połączonego z pracą społeczną.
Oprawcy nie przyznają się
W wtorek oskarżeni przed sądem nie przyznali się do zarzucanych im czynów. Mariusz J. przyznał się jedynie do zadania psu dwóch ciosów, po których, jak twierdził, czworonogowi nic się nie stało, bo "wciąż stał na nogach". Natomiast Sebastian O. przyznał się jedynie do tego, że zakopał psa, gdy ten już był martwy. Współoskarżeni obwiniają się wzajemnie, twierdząc, że żaden z nich nie miał zamiaru zabić psa. Weterynarz, do którego trafił Barry po pobiciu, powiedział we wtorek przed sądem, że pies miał kilkanaście ran na głowie, w tym także głębokie cięte i tłuczone. Pies był w głębokim szoku, nie reagował na bodźce bólowe i jakiekolwiek sygnały z otoczenia - podkreślił weterynarz.
Sprawa odroczona
We wtorek sąd przesłuchał także świadków skatowania psa, mieszkańców wioski. Odroczył rozprawę do 29 kwietnia, kiedy to przesłuchani mają być policjanci, którzy prowadzili dochodzenie w sprawie psa. Obecnie Barry ma się dobrze i znajduje się pod opieką policjanta, który uratował mu życie. Jak przyznaje prokuratura najbardziej poruszające było to, że gdy Barry, choć ciężko ranny, zobaczył swego właściciela, który był jego oprawcą, zaczął z radości merdać ogonem.
Autor: kło,mw/kk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24