Sprawę opisała kielecka "Gazeta Wyborcza".
Magdalena Piróg, pracownica kieleckiego Leclerca, straciła posadę po prawie rocznym stażu pracy. Po odkryciu pomyłki kobieta musiała napisać oświadczenie: "W dniu wczorajszym dokonałam oszustwa polegającego na złym nabiciu kodu cukierków. Zamiast normalnej, nabiłam niższą cenę. Za cukierki klientka powinna zapłacić około 14 zł, zapłaciła około 4 zł".
Dodatkowo szef ochrony kazał kasjerce zapłacić 48 zł kary. Zapłaciła. - Wyzywał mnie od złodziejek - wspomina kobieta. Zaraz po tej wizycie została wezwana do kadr i zwolniona dyscyplinarne "z powodu ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych, tj. sprzedawania produktów w zaniżonej cenie". Dyrektorka, której kobieta chciała wytłumaczyć swój błąd, powiedziała tylko: "ze złodziejką rozmawiać nie będę".
Zwolniona kasjerka zapewnia, że nigdy nie było zastrzeżeń do jej pracy, nigdy nie dostała nagany. - Pomyliłam się, bo nabijając kod na cukierkach łatwo się pomylić. A ja jeszcze miałam zapalenie spojówek, gorzej widziałam - tłumaczy. Teraz kobieta zamierza skierować sprawę do sądu pracy.
Bożena Stuleblak, dyrektorka E.Leclerc w Kielcach, odmówiła gazecie komentarza.
To nie pierwszy przypadek pracownika, który czuje się pokrzywdzony przez dyrektor Stuleblak. Prokuratura Rejonowa Kielce Zachód prowadzi postępowanie w sprawie naruszania praw pracowniczych w tym hipermarkecie. - Jesteśmy na etapie przesłuchiwania świadków i badania dokumentów Państwowej Inspekcji Pracy - mówi Artur Feigel, szef prokuratury. Jak dodał, do przesłuchania jest ponad 100 osób.
Źródło: gazeta.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl