28 września w TVN24 GO swoją premierę mają dwa dokumenty, przedstawiające różne oblicza tematu aborcji. W pierwszym oddaliśmy głos kobietom, które świadomie dokonały aborcji, a ich główną obawą był brak wsparcia ze strony państwa. W drugim przedstawiliśmy historie kobiet, które mimo możliwości dokonania aborcji, zdecydowały się na urodzenie śmiertelnie chorych dzieci. - Nie należy oceniać kobiet, jaką podjęły decyzję - mówi jedna z bohaterek materiału.
Od miesięcy relacjonujemy to, co się dzieje w polskich domach i w polityce wokół tematu aborcji. Pokazywaliśmy zarówno kobiety, które każdej aborcji mówią głośne "nie", jak i te, które domagają się jej pełnej legalizacji. Złożoność problemu i wielość punktów widzenia zaprezentujemy także w dwóch nowych materiałach, które 28 września mają swoją premierę w TVN24GO.
"Miałam aborcję. Nie żałuję"
W reportażu Małgorzaty Mielcarek "Kobiecy punkt widzenia: Miałam aborcję. Nie żałuję" oddaliśmy głos kobietom, które świadomie zdecydowały się na przeprowadzenie aborcji mimo, że polskie prawo im na to nie zezwalało. I że podjęły takie decyzje świadomie, często bez żalu, a brak wsparcia państwa ich nie powstrzymuje.
- Podjęłam taką decyzję, bo na tamten moment była to dla mnie najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć - mówi pani Marta, która na zabieg aborcji pojechała do Czech. - Dopiero później, gdy zbliżał się termin zabiegu, coraz bardziej myślałam, czy to jest trafna decyzja - wspomina. - Wątpliwości się pojawiły, ale tylko dlatego, że zaczęłam się obwiniać, że może jednak sobie dam radę mając dziecko, ale nadal przeważała decyzja, że to nie jest ten moment, nie miałam wtedy dobrej sytuacji życiowej - opowiada.
- To było pięć lat temu. Ja od razu wiedziałam, że przerwę tę ciążę, tylko byłam przerażona faktem, że nie wiedziałam jak - mówi pani Agata. - Moim głównym strachem nie było, że coś pójdzie nie tak, że będę żałować, tylko że nie uda mi się przerwać tej ciąży. Że zasoby, które mam, nie są wystarczające, by zrobić to bezpiecznie i skutecznie - wspomina.
Pani Justyna w chwili podjęcia decyzji o aborcji była już mamą - miała trójkę dzieci. Nie chciała kolejnego, bo nie chciała też tkwić w małżeństwie, w którym doświadczała przemocy. Przerwanie ciąży było wówczas dla niej jedynym, możliwym wyjściem. - Gdy zaszłam w czwartą ciążę uświadomiłam sobie, że to jest moment, kiedy to trzeba przerwać. Że tak dalej nie można żyć, bo to jest ze szkodą nie tylko dla mnie, ale i dla dzieci - opowiada.
Przyznaje, że przy myśli o aborcji towarzyszył jej przede wszystkim strach. - Strach o moje zdrowie, bo ja bardzo dużo czytałam o aborcji. Chciałam to zrobić tabletkami, bo nie stać mnie było na prywatny zabieg w gabinecie u lekarza - mówi, dodając, że "bardzo było dużo informacji złych na temat tabletek". - Niestety, naczytałam się bardzo dużo tych szkodliwych treści, nieprawdziwych - wspomina.
Kobiety podkreślają, jak piętnująca jest penalizacja aborcji w Polsce. - Czułam, że popełniam przestępstwo, czułam się kryminalistką, bo wszystko jest obudowane taką narracją - przyznaje pani Marta. - Najbardziej mi zależy na tym, by aborcja była w Polsce zdekryminalizowana. By kobiety, które chcą zrobić aborcję, miały do niej dostęp w ramach NFZ, żeby to był darmowy dostęp - mówi. - Żeby po prostu mogły decydować o sobie, nie musiały tego robić w konspiracji, i się nie bały, że zostały z tym same - dodaje.
"Dzieci przychodzą z darami"
Reporter "Faktów" TVN oddał głos kobietom z całkiem innymi doświadczeniami. Kobietom, które mimo, że polskie prawo zezwalało im na aborcję, wybrały urodzenie dziecka z tak zwaną wadą letalną - czyli poważną nieprawidłowością rozwojową, która jest śmiertelna i najczęściej prowadzi do śmierci jeszcze na etapie życia płodowego.
Pani Patrycja miała prawo usunąć ciążę, ale podjęła decyzję o jej kontynuacji wiedząc, że najprawdopodobniej zakończy to się samoistnym poronieniem. - Pan doktor dał mi jakiś świstek, potwierdził, że to zespół Edwardsa, i powiedział, że z tym świstkiem mogę udać się do dowolnego szpitala w celu usunięcia. - wspomina pani Patrycja Płoszaj, matka Małgorzaty. - Ja się spojrzałam i powiedziałam: nie, nie chcę, na pewno nie. Dwa lata się staraliśmy o to dziecko - mówi.
Kobiety wybierają urodzenie dziecka z tak zwaną wadą letalną z wielu powodów - chcą doświadczyć narodzin, chcą dotknąć dziecka, móc je przytulić i godnie pożegnać. - Pogrzeb własnego dziecka to jest bardzo ciężkie. Ale miałam siłę, i ta mała kruszynka, która pojawiła się tylko na chwilę, dała mi tyle siły, że później, rozmawiając z mężem, czy przyjaciółmi, byłam w szoku, że mam tyle siły i się nie załamałam - mówi pani Marta Gryga, matka Zuzanny.
Podobnie wspomina to pani Alina Wojsław, matka Aleksandra. - Dzieci przychodzą z darami. Jeśli pozwolimy na to spotkanie, to dowiemy się, z jakimi - mówi.
Kobiety, które zdecydowało się na urodzenie ciężko chorych dzieci, łączy również poczucie, jak trudną decyzję musiały podjąć. - Kobieta jest z jednej strony piętnowana za to, że urodzi chore dziecko, a z drugiej za to, że dokonała terminacji ciąży. Zawsze dla kogoś podjęła złą decyzję - mówi pan Marta Gryga.
- Uważam, że nie należy oceniać kobiet, jaką podjęły decyzję. Bo każda decyzja jest trudna i każda pozostawia jakiś ślad - podkreśla.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Ground Picture/Shutterstock