Komunikacja była "największym problemem w czasie całego zdarzenia"

Fragmenty taśmy policyjnej pozostawione na polu kukurydzy w miejscowości Osiny, na które spadł dron
Dura: największym problemem była komunikacja
Nigdy nie odtworzymy tego, co się wydarzyło - stwierdził w TVN24 komandor Maksymilian Dura, ekspert Defence24, który mówił o wybuchu drona w Osinach na Lubelszczyźnie. W jego ocenie w tej sprawie "cały czas wprowadzano nas w błąd".

W tym tygodniu w Osinach na Lubelszczyźnie spadł i eksplodował obiekt latający. Wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz przekazał, że to rosyjski dron i kolejna rosyjska prowokacja.

Prokuratura wypowiada się dużo ostrożniej. Zaznaczyła, że na razie nie ustalono szczegółów, ale jest "wysokie prawdopodobieństwo", że obiekt nadleciał z terenu Białorusi.

Informacje dotyczące zdarzenia, które dotychczas przekazano opinii publicznej, komentował w TVN24 kom. Maksymilian Dura, ekspert portalu Defence24. Zwrócił uwagę na sposób komunikacji o incydencie.

- Pamiętam, to było dokładnie o godzinie 8.57 w środę, bo wtedy była konferencja prasowa z policjantem, który mówił, że na miejscu nie ma wojska. Natomiast trzy minuty wcześniej pokazał się komunikat Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, który stwierdził, że Żandarmeria Wojskowa już działa na miejscu. To już były takie pierwsze zgrzyty - mówił.

kom. Maksymilian Dura
kom. Maksymilian Dura
Źródło: TVN24

Dura: największym problemem była komunikacja

W ocenie Dury "największym problemem w czasie całego zdarzenia był właśnie problem z komunikacją".

- Potem zresztą cały czas nas wprowadzono w błąd (...) takich komunikatów, które nas miały wprowadzić w błąd, jest bardzo, bardzo dużo, które są niepełne i niezbyt dokładne - ocenił ekspert.

- Tak nie powinno być. Powinno nam się powiedzieć dokładnie, że nasz system radiolokacyjny jest zbudowany na czas pokoju i my godzimy się, tworząc go w taki sposób, żeby takie coś do nas wlatywało i następnym razem też coś takiego samego wleci. Bo taki system, który by wykrywałby tego rodzaju drony, jest bardzo trudny do zrobienia i co najważniejsze, kosztowny - ocenił komandor.

Dura: nigdy nie odtworzymy tego, co się wydarzyło

Ekspert Defence24 zwrócił też uwagę na sposób prowadzenia prac przy szczątkach obiektu. - Zaprzęgnięto do poszukiwania tych szczątków ludzi, którzy nie za bardzo się na tym znali, żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Tymczasem tam powinno się nawet archeologów ściągnąć, ponieważ każdy szczątek powinien być zaznaczony na mapie i na podstawie tego można było określić nie tylko wielkość głowicy bojowej, ale również kierunek, skąd ten dron nadleciał - stwierdził.

>> Reporter TVN24 pokazał miejsce upadku drona

W ocenie komandora "nigdy nie odtworzymy tego" co się wydarzyło. - Poza tym jeszcze jest jedna rzecz: nie udowodnimy Rosjanom, że to był ich dron - dodał.

Kom. Dura zaznaczył, że prokuratura "być może znajdzie ślady dowodzące, że to jest rosyjski dron" i określi rodzaj głowicy oraz czy dron "miał lecieć dalej". - Jest cały czas informacja, że jednak ten dron zahaczył o druty. I to jest największy dla nas problem. Cieszymy się, że on spadł sto kilometrów od granicy. Problem polega na tym, że jeżeli rzeczywiście zahaczył o druty, to znaczy, że on leciał o wiele dalej. A gdzie leciał, trudno mi powiedzieć - kontynuował.

Zdaniem eksperta "Rosjanie mogliby na przykład sprowokować dyskusję polityczną, wysyłając ten dron do Niemiec". - Niemcy mieliby prawo zapytać się Polaków, dlaczego ten dron przeleciał przez całe nasze terytorium i nie został zniszczony. Tym bardziej, że jesteśmy w NATO i powinniśmy chronić niebo NATO - zauważył.

Dura stwierdził również, że w sprawie wciąż pozostaje "ogromna ilość pytań", które wymagają wyjaśnienia.

OGLĄDAJ: Szef MON: kolejny raz mamy do czynienia z prowokacją, z rosyjskim dronem
kosiniak-kamysz konfa mon

Szef MON: kolejny raz mamy do czynienia z prowokacją, z rosyjskim dronem

kosiniak-kamysz konfa mon
Ten i inne materiały obejrzysz w subskrypcji
Czytaj także: