Po jednej stronie działacze Komitetu Obrony Demokracji, po drugiej prominentni politycy Prawa i Sprawiedliwości. Magazyn "Czarno na białym" TVN24 ujawnił okoliczności, w jakich zapadł wyrok w głośnej politycznej sprawie. Ta sprawa może stać się symbolem tego, do czego prowadzi sytuacja, gdy polityk decyduje o losie sędziów.
W marcu ubiegłego roku, w przeddzień wyborów uzupełniających do Senatu, w Archiwum Państwowym w Suwałkach otwarta zostaje wystawa poświęcona generałowi Władysławowi Andersowi, ojcu kandydującej wówczas w wyborach Anny Marii Anders.
Jak się okazało, wystawa ta została jednak otwarta już rok wcześniej, w Warszawie. Tymczasem na jej ponownym otwarciu w Suwałkach pojawiła się - w towarzystwie ministra spraw wewnętrznych Mariusza Błaszczaka i jego zastępcy Jarosława Zielińskiego - Anna Maria Anders, która ubiegała się o mandat senatora w tym okręgu.
Sąd nie uwierzył w przypadki
Działacze Komitetu Obrony Demokracji uznali to za wiec wyborczy i protestowali przeciwko - jak argumentowali - uprawianiu polityki w państwowej instytucji i za państwowe pieniądze.
Po kilku miesiącach badania tej sprawy suwalska policja uznała, że pięć osób naruszyło przepisy kodeksu wykroczeń mówiące o naruszeniu porządku w miejscu publicznym "krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem". Grozi za to kara aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny. Oskarżeni nie przyznawali się do winy.
Jak przed sądem zapewniał wiceminister Jarosław Zieliński, z którego biura poselskiego wysyłano zaproszenia na wystawę, data spotkania z kandydatką PiS do Senatu była przypadkowa.
W przypadki nie uwierzył jednak sędzia Dominik Czeszkiewicz z sądu rejonowego w Suwałkach. Uznał, że polityczny kontekst był tu ważny, w sprawie powołał się na Europejską Konwencję Praw Człowieka i prawo do wolności wypowiedzi, a oskarżonych działaczy KOD uniewinnił.
Policja złożyła jednak odwołanie od tego wyroku - i to już w sądzie okręgowym. W tej historii zastanawiających przypadków pojawiło się jednak znacznie więcej. - Koincydencja zdarzeń i pewien ciąg logiczny wskazuje ewidentnie na to, że doszło do jakiegoś porozumienia, w wyniku którego zapadł wyrok taki, jaki zapadł - zauważa adwokat Jacek Kondracki.
Spotkanie, wyrok, awans
Mecenasowi chodzi o wyrok wydany przez sędziego Jacka Sowula 6 kwietnia, w którym sąd uchylił uniewinnienie działaczy KOD i nakazał ich ponowne osądzenie. Sędzia wydał więc wyrok zgodny z żądaniem podległej ministrom Błaszczakowi i Zielińskiemu policji. Tymczasem jak ustaliliśmy, sędzia Sowul dziesięć dni wcześniej, 25 marca, spotkał się prywatnie z innym przedstawicielem rządu - odpowiedzialnym dziś za nominacje prezesów w sądach wiceministrem Łukaszem Piebiakiem.
Jacek Sowul był wtedy jeszcze tylko sędzią. W ubiegłym tygodniu minister Piebiak mianował go prezesem sądu. Było to możliwe po tym, jak prezydent podpisał w lipcu ustawę, która dała ministrowi Ziobrze, czyli prokuratorowi generalnemu, prawo powoływania prezesów sądów.
- Najpierw się spotkał, potem orzekł tak, jak chciało ministerstwo, a potem został prezesem. I nic więcej nie musimy powiedzieć. Każdy, kto używa mózgu, pomyśli sobie: czy tu nie było przypadku? Czy to był przypadek, czy to nie był przypadek? - komentuje doktor Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
"Spotkanie wiceministra Łukasza Piebiaka z sędzią Jackiem Sowulem miało jednorazowy, przypadkowy charakter podczas prywatnej uroczystości. Wiceminister Piebiak nie znał wcześniej sędziego Jacka Sowula, nie utrzymywał ani nie utrzymuje z nim kontaktów" - taką informację przekazano redakcji "Czarno na białym" z Ministerstwa Sprawiedliwości.
"Koniec niezawisłości sędziowskiej"
Spotkaliśmy się jednak z człowiekiem, który dobrze zna suwalskie środowisko prawnicze. Ze względu na to, że pojawia się na rozprawach w sądzie okręgowym, chce pozostać anonimowy. W przypadkowe spotkanie sędziego z ministrem nie wierzy.
Z jego relacji - potwierdzonej w kilku źródłach - wynika, że sędzia spędził z wiceministrem weekend na Litwie. Jak informuje ministerstwo, spotkali się przypadkowo na prywatnej uroczystości. - Przypadkiem się spotkał, przypadkiem uchylił to orzeczenie, przypadkiem został prezesem. Za dużo tych przypadków - podkreśla prawnik.
Za kolejny przypadek trzeba by uznać, że uzasadnienie wyroku uchylającego uniewinnienie działaczy KOD brzmi bardzo podobnie jak stanowisko podległej rządowi policji. A w pisemnym uzasadnieniu znajdujemy takie stwierdzenie: "niewątpliwie całokształt zachowań obwinionych w przedmiotowej sprawie (...) w żaden sposób nie może zostać usprawiedliwione ani okolicznościami zdarzenia ani również motywami, jakimi mieli kierować się obwinieni."
- Dostał szczegółowe wytyczne na skazanie. To jest koniec niezawisłości sędziowskiej - ocenia anonimowy prawnik w rozmowie z dziennikarzami TVN24.
Sędzia bez komentarza
Po uchyleniu przez Jacka Sowula wyroku w sprawie działaczy KOD sąd rejonowy uniewinnił ich ponownie. Policja ponownie się jednak odwołała i ponownie zajmie się nią sąd okręgowy. Teraz jednak kierowany już przez sędziego Jacka Sowula. Wyrok w czwartek wyda jego podwładny.
- Rządzący zrobili niechcący bardzo dobrą rzecz. Pokazali, którzy sędziowie mają kręgosłup moralny, a którzy są tylko po to, żeby dzielić między sobą stanowiska - przekonuje anonimowo prawnik.
Jak szacuje stowarzyszenie obywatele RP, spraw o wykroczenie związanych z zakłóceniem politycznych wydarzeń, takich jak ta w Suwałkach, w całej Polsce może być nawet 800.
Prezes Jacek Sowul odmówił rozmowy na temat okoliczności w jakich nakazał ponownie osądzić działaczy KOD i w jakich został prezesem sądu.
Więcej materiałów na stronie magazynu "Czarno na Białym" TVN24
Autor: mm//now / Źródło: tvn24