Za usiłowanie przemytu kokainy z Ameryki Południowej do Europy do więzień trafiają każdego roku setki kobiet. W ich zeznaniach powtarza się ten sam motyw - do przemytu namówione zostały przez kochanków, mężów, ojców swoich dzieci. Policjanci rozbijają międzynarodowe gangi wyspecjalizowane w wykorzystywaniu zmanipulowanych kobiet do przemytu. Reporterzy "Superwizjera" TVN trafili na trop nigeryjskiej grupy przestępczej działającej z terenu Polski, której członkowie uwodzili i brutalnie zmuszali Polki do popełniania przestępstw. Kulisy i mechanizmy działania międzynarodowej organizacji przestępczej badał Marcin Wójcik.
13 sierpnia 2013 roku do praskiego szpitala przywieziono kobietę, w której brzuchu pękła kapsuła z metamfetaminą. Pamela H. przewoziła w ciele ponad ćwierć kilograma tej substancji. Amerykanka jest jedną z tysięcy kobiet zatrzymywanych każdego roku na europejskich lotniskach za usiłowanie przemytu narkotyków. Jej zeznania naprowadziły śledczych na trop nigeryjskiej grupy przestępczej operującej z terytorium Polski.
Uwodzili kobiety z państw Europy Zachodniej i Środkowej i manipulowali nimi
- Śledztwo zaczęło się od pojedynczej informacji, która została przesłana do siedziby Centralnego Biura Śledczego, że osoba na czele tej grupy organizuje przemytników. Udało nam się połączyć pewne przestępstwa, które miały miejsce poza granicami kraju, z działalnością tego pana na terenie Rzeczypospolitej - mówi anonimowo oficer operacyjny policji. – Pan Henry I. angażował przede wszystkim osoby pochodzenia nigeryjskiego. Osoby te były jakby najbliżej niego i pomagały mu w organizowaniu kurierek, w bezpośrednim dotarciu do narkotyków, które były następnie przemycane i sprzedawane – dodaje.
Przestępcy uwodzili kobiety z państw Europy Zachodniej i Środkowej i manipulowali nimi, zmuszając je do przemytu na potężną skalę. Reporterzy "Superwizjera" TVN pojechali do Dusseldorfu na spotkanie z byłą żoną szefa tej grupy - Henry’ego I.
- Te kobiety przemycały narkotyki we własnych organizmach. Połykały kapsułki przygotowane przez przemytników. Też wkładały je sobie w układ rozrodczy – mówi Joanna I. – Oni używali wyłącznie kobiet, którym czegoś brakowało. Bardzo chętnie słuchały obiecywania im wspólnej przyszłości, zakładania rodziny – zwraca uwagę. Kobieta wyjaśnia, że "kiedy tylko pojawiały się w takich związkach dzieci, to wszystko stawało się dużo łatwiejsze, dlatego że wtedy dzieci były kartą przetargową". – W tym momencie one były już od tego mężczyzny zależne, tak jak byłam zależna ja od mojego byłego męża – dodaje.
"Pewnie wielu ludziom się udaje. Nielicznych złapią"
Kolejna kobieta, do której dotarli dziennikarze "Superwizjera" TVN - Maria S. - zaszła w ciążę z członkiem nigeryjskiej grupy przestępczej, który wymusił na niej przemyt, żeby zarobić pieniądze na utrzymanie dziecka. Przestępcy uwodzili przez portale randkowe, podrywali na uniwersytetach i w dyskotekach.
- Ja go poznałam w pracy i się bardzo zakochałam – przyznaje Maria S. – I to był jedyny powód, dlaczego to zrobiłam. Myślałam, że jest we mnie zakochany, tak jak ja w nim, i to mnie przekonało – dodaje. Wkrótce po narodzinach ich syna partner Marii S. przekonał ją do przemytu kokainy z Peru do Madrytu. Jedyny taki lot odbyła z ponad 200 gramami kokainy w żołądku, w styczniu 2010 roku. Niedługo potem ojciec jej dziecka zniknął, a ją samą aresztowano i skazano po zeznaniach zatrzymanej w Pradze Pameli H.
Maria S. przyznaje, że nigdy wcześniej nie była za granicą. – Miałam rozpiskę, miałam bilety. Było ciężko, bariera językowa była – podkreśla. Kobieta opowiada, że cała podróż w obie strony trwała około siedmiu dni. – Pewnie wielu ludziom się udaje. Nielicznych pewnie złapią – uważa.
"Mówiłam sama sobie, że nie, on taki nie jest"
Joanna I. swojego byłego męża poznała przez portal internetowy. – Zaczepił mnie. Ja wtedy miałam problemy w małżeństwie. Był otwarty, był miły. Słuchał tego, co ja do niego pisałam – mówi.
Reporterom udało się dotrzeć do kolejnej kobiety uwiedzionej przez szefa grupy przestępczej. Henry I. spotykał się z nią przez kilka miesięcy. Jak wszyscy członkowie gangu, on także flirtował nawet z kilkunastoma Polkami jednocześnie, poszukując w ten sposób potencjalnych przemytniczek. Uwodził i szybko proponował kobietom wspólne życie.
- Pojechałam do niego do Krakowa. Zaprosił mnie do swojego mieszkania. Mieszkał sam. Jedyne, co mnie zastanowiło, to po bardzo krótkim czasie on stwierdził, że przeprowadza się do Warszawy, żebym ja nie musiała jeździć – mówi kobieta. – Wynajął mieszkanie. Ja mu pomogłam to mieszkanie znaleźć. Powiedział mi, że ma hurtownię odzieży używanej. Zwiózł te wszystkie ubrania, więc dla mnie to wszystko wyglądało bardzo wiarygodnie, że on się tym rzeczywiście zajmuje – opowiada. – Natomiast dosyć szybko po jego przyjeździe do Warszawy zorientowałam się, że chyba coś jest nie tak. Telefon zawsze miał ukryty, nigdy nie odbierał telefonu, jak był ze mną. Mówiłam sama sobie, że nie, on taki nie jest – dodaje.
O tym, że mężczyzna ten jest brutalnym przestępcą, jak mówi, dowiedziała się od policji, kiedy dostała wezwanie na przesłuchanie. – Teraz sobie dopiero zdaję sprawę, że naprawdę mogłam zostać wplątana w coś, co mogło zniszczyć moje życie, bo naprawdę nie miałam świadomości tego, z kim mam do czynienia – dodaje.
"Kiedy już nawet ten szantaż to było za mało, była też przemoc fizyczna"
Oficer operacyjny policji twierdzi, że obranie Polski za cel przez Henry’ego I. było całkowitym przypadkiem. – Poznał osobę z terenu Polski. Na terenie Unii Europejskiej pojawiła się taka możliwość, żeby zalegalizować swój pobyt i trafił w ten sposób tutaj. Posiadał dosyć rozliczne kontakty, a dowodem tego są prowadzone przeciwko niemu postępowania nie tylko w Polsce, ale też na terenie innych krajów Unii Europejskiej – przekazuje śledczy. – Mówimy o współpracy z kartelem meksykańskim, Peru, Boliwia. Pan Henry, jak wskazuje zgromadzony materiał dowodowy, jest osobą bardzo brutalną – dodaje.
Joanna I. zgodziła się na ślub z Henrym I. Nie wiedziała, że miał już dwie żony, w Nigerii oraz na Węgrzech. Oszustwo wyszło na jaw po narodzinach pierwszego dziecka. Kobieta powoli odkrywała dziesiątki romansów męża. Była zmuszana najpierw do przemytu, a potem do organizowania biletów lotniczych dla innych wykorzystywanych kobiet, i prania brudnych pieniędzy. Każda próba wycofania się z tej relacji kończyła się dla niej tragicznie.
Na jednym ze zdjęć widać, jak pozuje wtulona w swojego męża. – To był może faktycznie jeden z dwóch, trzech wieczorów, gdzie spędziliśmy je razem. Oczywiście przy obecności innych kolegów czy kuzynów, którzy właściwie nie odstępowali nas o krok – mówi Joanna I. Podkreśla, że wszystkie te osoby były zaangażowane w werbowanie kobiet i przemyt narkotyków. – Chciałam zrezygnować wielokrotnie, ale wtedy był stosowany wobec mnie szantaż. W późniejszym czasie, kiedy już nawet ten szantaż to było za mało, była też przemoc fizyczna – wyjaśnia kobieta. – Złamany nos, podbite oczy, posiniaczona twarz, to było kilkakrotnie – wylicza i podkreśla, że mimo wszystko "przemoc fizyczna nie boli tak, jak przemoc psychiczna". – Siniaki znikną, a przemoc psychiczna i to poczucie, że człowiek jest najgorszy i do niczego nie jest zdolny, i nie jest wystarczająco dobry, to zostaje potem na długi czas – dodaje.
"Nie wiedziałem, że te kobiety trafiały do więzienia"
Dziennikarze polecieli do Walencji na spotkanie z mężczyzną, który przez lata tkwił w sercu narkotykowej mafii. Zwerbowany jako nastolatek, pomagał Nigeryjczykom wozić narkotyki po Europie. Poznał strukturę i metody działania grupy Henry'ego I. Był świadkiem pozyskiwania kobiet do przemytu i w końcu sam w nim uczestniczył.
- Ja w wieku 18 lat nie znałem życia i nie wiedziałem, jak to wszystko wygląda. Zaoferowali mi podróż, pieniądze i żadnego ryzyka. Zgodziłem się, mówię: wyjadę teraz, za dwa tygodnie będę w Polsce z powrotem i podejdę do sesji na uniwersytecie. Wyjechałem za granicę i przez kolejnych 12 lat nie mogłem wrócić do kraju – opowiada Michał. Przyznaje, że w pewnym momencie zaimponowało mu przebywanie w środowisku gangsterów. – Kupowaliśmy samochody drogie, żyliśmy w drogich apartamentach, przychodziły do nas kobiety na imprezy. Myślę, że podobało mi się mieć pieniądze po prostu – wyjaśnia. – Przyjeżdżali ludzie z Ameryki Północnej, z Ameryki Łacińskiej. Mieli ze sobą większe ilości narkotyków. Jeździliśmy po Europie – dodaje.
Michał przyznaje, że akceptował to, że ludzie, z którymi współpracował, wykorzystywali kobiety do przemytu. – Aczkolwiek nie miałem świadomości, że te kobiety trafiały do więzienia – podkreśla.
"Na przełyku mogły wziąć na przykład pół kilo kapsuł"
Kokaina z Ameryki Południowej przemycana jest przez największe porty lotnicze w Hiszpanii, Niemczech i Holandii. Na każdym z dużych europejskich lotnisk zatrzymuje się nawet kilkuset przemytników rocznie, wielu z nich to kobiety. Funkcjonariusz pracujący na lotnisku opowiada, że na lotnisku w Amsterdamie jednego dnia uda się złapać jedną osobę, a innego nawet 15.
Policja lotniska Schiphol używa aresztu skonstruowanego specjalnie dla narkotykowych kurierów. Jest tam między innymi toaleta służąca do oczyszczania wydalonych kapsuł z narkotykami. – Obserwujemy ich przez kamery, bo ludzie, którzy nie wiedzą, że ich widzimy, wyjmują kapsuły z toalety i na nowo je połykają. Gdy spuszczą wodę w toalecie, kapsuły i inne rzeczy trafiają do maszyny, która je obmywa. Potem konfiskujemy kapsuły z narkotykami – opowiada funkcjonariusz. U rekordzisty znaleziono 286 kapsuł z narkotykami.
60 procent kokainy pochodzącej z Kolumbii, największego producenta tego narkotyku na świecie, trafia do Europy. Popyt na narkotyki rośnie, wykrywalność przemytu jest tutaj mniej skuteczna niż w Stanach Zjednoczonych, a kary dla przestępców - niższe. Międzynarodowa policja Unii Europejskiej - Europol - coraz częściej zatrzymuje potężne ładunki narkotyków dostarczane na stary kontynent drogą morską. Największą partią przechwyconą jednorazowo w ubiegłym roku był statek wyładowany dwudziestoma tonami kokainy. Drugą najpopularniejszą metodą przemytu jest droga lądowa, trzecią – przerzut na pokładach samolotów, w którym wyspecjalizowały się nigeryjskie grupy przestępcze. Gdy informator "Superwizjera" TVN zdobył zaufanie Henry'ego I., został wysłany do Ameryki Południowej, gdzie pomagał w przerzucie narkotyków do Europy.
- Pewnego wieczoru, kiedy byliśmy wszyscy razem w domu, powiedzieli mi, że kupili dla mnie bilet i lecę do Limy. Ja nie wiedziałem, co to jest Lima, nie wiedziałem, co to jest Peru. Później okazało się, że wysłali do mnie parę dziewczyn na przemyt, które zwerbowali gdzieś w Europie. Robiliśmy razem kapsuły, które później te dziewczyny brały – opowiada Michał. – Wkładały sobie do pochwy, do odbytu, "leciały na przełyk". Na przełyku mogły wziąć na przykład pół kilo kapsuł – dodaje.
Kobiety były werbowane w Europie, wysyłane do Ameryki Południowej po narkotyki. - Później przylatywały z tymi narkotykami tutaj i te narkotyki były dystrybuowane na dalszy rynek. Czasami w różnych, bardzo dziwnych miejscach na terenie Europy, na przykład Tatabanya na Węgrzech - mówi Joanna I. – Jakieś wioski w Austrii, małe miejscowości na terenie Niemiec. Można wynająć sobie mieszkanie, żeby tam przetrzymywać narkotyki, przetrzymywać kobiety, bo tam nikt nie będzie pytał, nikt nie będzie słuchał – dodaje.
"W innych krajach Unii Europejskiej także widzimy wzrost przemocy"
Nigeryjczycy wykorzystują przemytników na wielką skalę pomimo dużego ryzyka wpadki, ponieważ zarobki w branży narkotykowej są niebotyczne. Kilogram kokainy zakupiony w Ameryce Południowej za dwa do czterech tysięcy dolarów rozcieńczany jest w Europie chemikaliami i zwiększa swoją wagę nawet trzykrotnie. Uzyskany tak narkotyk można sprzedać za prawie sto dwadzieścia tysięcy euro. Kokaina zalewa europejskie rynki, a Nigeryjczycy rywalizują o prymat w ulicznym handlu narkotykami z gangami innych narodowości.
- W tym kręgu pieniądze się zdobywało, sprzedając narkotyki, ale żeby sprzedać, trzeba je było też przywieźć. Zawsze obrót narkotyków i pieniądza to było coś na porządku dziennym – mówi Michał. Mężczyzna informuje, że poza przemytem nigeryjskie grupy zajmują się nielegalnymi ślubami, sprzedażą kradzionych samochodów, przemytem nielegalnej broni. – Robisz, co ci mówią, bo nie masz innego wyjścia – podkreśla.
Międzynarodowe grupy wyspecjalizowane w handlu narkotykami, bronią i ludźmi powoli przejmują władzę nad tradycyjnymi strukturami mafii w Europie. Siatka powiązanych ze sobą nigeryjskich organizacji przestępczych przejmuje kontrolę między innymi nad nielegalnym przepływem imigrantów do Europy od włoskiej mafii. Joanna I. podejrzewa, że dzięki kontaktom z nigeryjskimi handlarzami ludźmi, Henry I. kilkukrotnie nielegalnie przekraczał granice Unii Europejskiej.
- Mój były mąż został skazany na terenie Niemiec za usiłowanie zabójstwa, potem zmieniono mu zarzuty na ciężkie pobicie i tym samym wyszedł na wolność. Po czym zniknął i jakimś sposobem pojawił się znowu. On nie miał możliwości przyjazdu do Europy legalnie – twierdzi Joanna I.
W Hadze dziennikarze spotkali się z szefem departamentu zwalczania przestępczości zorganizowanej Europolu, policji Unii Europejskiej. – Obserwujemy wiele różnych rodzajów zorganizowanych grup przestępczych przebywających tutaj spoza granic Unii Europejskiej – mówi Jari Liukku. – Spotykamy się z północnoafrykańskimi, azjatyckimi i południowoamerykańskimi grupami przestępczymi. Gdy przyjrzeć się na przykład sytuacji w Szwecji, to w ubiegłym roku miało miejsce tam ponad 350 strzelanin, ponad 250 zamachów bombowych. W innych krajach Unii Europejskiej także widzimy wzrost przemocy – dodaje.
Szef departamentu zwalczania przestępczości zorganizowanej zwraca uwagę, że zwiększa to zagrożenie dla bezpieczeństwa wewnętrznego w Unii Europejskiej. – Nigeryjskie grupy przestępcze działają w Unii Europejskiej od dziesięcioleci. Są uważane za piątą największą organizację mafijną we Włoszech. Nie zajmują się pojedynczymi rodzajami przestępstw, jak handel ludźmi czy narkotykami. Popełniają wszystkie rodzaje przestępstw. Powiedziałbym, że są pośród kluczowych graczy w większości krajów członkowskich – dodaje Jari Liukku.
"Wielu z nich przyjeżdża w desperacji. Są zagubieni z powodu różnic kulturowych"
Joanna I. podejrzewa, że fakt, iż ludziom tym udaje się uniknąć odpowiedzialności, popełniając masę przestępstw, wynika z tego, że "oni potrafią zmieniać swoją tożsamość". – Dysponują dużą ilością dokumentów, które mogą sobie kupić u siebie w kraju. Przesyłają sobie nawzajem dokumenty, dzięki którym potem przedostają się do Europy – wyjaśnia. – W większych miastach europejskich, czy jest to Wiedeń, czy jest to Madryt, czy jest to Budapeszt, mają swoje małe społeczeństwa, gdzie kumulują się na przykład w swoich sklepach, restauracjach, kościołach. Do takiej grupy bardzo łatwo można wstąpić – dodaje.
W Warszawie działa baptystyczna wspólnota religijna prowadzona przez pastora Jamesa Okwudiliego Ezeha. Dziennikarze "Superwizjera" TVN ustalili, że duchowny został poproszony o pomoc w znalezieniu prawnika przez jednego z członków grupy Henry’ego I. Ikennę O. skazano niedawno prawomocnym wyrokiem sądu w Katowicach.
- Pomagać nie znaczy to samo, co wspierać, więc nie powiedziałbym, że pomagam komuś, kto popełnia przestępstwo. Raczej stwarzam platformę, na której może wyjaśnić, dlaczego zrobił to, co zrobił – wyjaśnia James Okwudili Ezeh. Pastor zapewnia, że to jedyna taka sprawa, dotycząca narkotyków. – Wielu z nich przyjeżdża w desperacji. Są zagubieni z powodu różnic kulturowych. Przeciętny Nigeryjczyk mieszkający w Polsce musi utrzymać rodzinę w Nigerii. Żyją pod presją. Jeśli nie mają dobrego wzorca postępowania, żeby skierować energię we właściwym kierunku, kończą między innymi handlując narkotykami – dodaje. James Okwudili Ezeh podkreśla, że myśl o tym, że inni Nigeryjczycy robią takie rzeczy, łamie mu serce. – Czuję się z tym strasznie – przyznaje.
Członek grupy Henry’ego I., Ikena O., który zwrócił się do pastora o pomoc, został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery, między innymi za udział w zorganizowanej grupie przestępczej oraz podżeganie do przemytu narkotyków. Śledztwo trwa.
"Zostałem wystawiony przez ludzi, którym oddałem całe zaufanie"
Tylko w ubiegłym roku funkcjonariusze Europolu ustalili, że w Europie działa około pięciu tysięcy międzynarodowych grup przestępczych podobnych do tej, jaką kierował Henry I. Z powodu ich działalności do południowoamerykańskich więzień trafiło dziesiątki kobiet. Po kilku latach pracy dla organizacji przestępczej wpadł także informator "Superwizjera" TVN.
- Po drugiej kobiecie, która przyleciała, został towar, który ja musiałem wziąć i wtedy zostałem zatrzymany na lotnisku. Policja powiedziała mi, że oni na mnie czekali dlatego, bo wiedzieli, że będę przechodzić przez lotnisko i że będę mieć towar – mówi Michał. – Zostałem wystawiony przez ludzi, którym oddałem całe zaufanie – dodaje. Został aresztowany z pięcioma kilogramami kokainy w bagażu na lotnisku w Limie. Za kratami spędził dziewięć lat.
- W więzieniu wielkości małego sklepu żyje 480 osób. Ludzie śpią na podłogach, śpią po dwie osoby na jednym materacu. Pot na skórze przyciąga karaluchy, które cię zaczynają żreć w nocy i budzisz się rano z ranami. Jest dużo ludzi uzależnionych od narkotyków. Wszyscy biorą narkotyki w więzieniu, bo jest łatwiej dostać narkotyki niż jedzenie – opowiada mężczyzna. – Zwłaszcza rano, kiedy ludzie są na głodzie, dochodzi do bójek, dochodzi do gwałtów. Ludzie z wycieńczenia padali na ziemię martwi, wynosili ich na noszach – dodaje.
W więzieniach Ameryki Południowej kary odbywa obecnie kilkuset Polaków i Polek. Większość z kobiet schwytanych na usiłowaniu przemytu do Europy została zwerbowana przez nigeryjskie gangi. Michał mówi, że historia nauczyła go nie ufać ludziom, którzy przychodzą i oferują ci pieniądze, którzy błyszczą złotem i diamentami. Przyznaje jednak, że nie myślał nad tym, że za procederem kryją się również tragedie kobiet. – Miałem tylko siebie na uwadze i to, że chciałem pieniądze. Odsiedziałem karę w więzieniu. Przeszedłem przez piekło, stawka jest zbyt wysoka – wyjaśnia.
"Na pewno nie możemy mówić, że zjawisko to zniknęło"
Podobnych historii jest coraz więcej. Według statystyk Europolu liczba organizacji przestępczych rośnie, a nigeryjska mafia stanowi coraz poważniejsze zagrożenie. Policja podejrzewa, że sama tylko grupa Henry’ego I. brutalnie wykorzystała dziesiątki kobiet z różnych krajów.
- Skala osób, która brała w tym udział, na chwilę obecną jest trudna do określenia, ponieważ osoby te pochodzą z terenu nie tylko Unii Europejskiej, ale z Ameryki Południowej i Ameryki Północnej, mówimy o krajach afrykańskich – przyznaje oficer operacyjny policji. – Przypuszczać mogę tylko, iż ta sprawa jeszcze jakiś czas będzie kontynuowana. Na pewno nie możemy mówić, że zjawisko to zniknęło. To wyłącznie przykład jednej z prawdopodobnie wielu sytuacji, które mają miejsce równolegle na terenie kraju – dodaje.
Joanna I. mówi, że w końcu uciekła od męża. - Gdyby nie moja ucieczka razem z dziećmi do domu samotnej matki, to nie byłoby mnie tutaj dzisiaj. Dlatego, że cudem uniknęłam śmierci. Mąż pod wpływem narkotyków i alkoholu zdemolował mieszkanie, powybijał szyby w drzwiach, zabrał dokumenty tożsamości dzieci, zabrał moje dokumenty i po prostu wyszedł zabierając dzieci – opowiada. – Wtedy zdecydowałam się pójść na policję i poinformować o wszystkim, co się stało. Przy pomocy policji uciekłam. Po tym wszystkim, co przeszłam, jedyne o czym teraz myślę, to o tym, żeby uchronić moje dzieci od tego piekła – podkreśla. Kobieta chce, żeby jej dzieci nigdy nie miały możliwości być "po żadnej z tych stron".
Śledztwo w sprawie działalności grupy przestępczej Henry’ego I. trwa. Jak dotąd zatrzymano osiem, a skazano sześć osób. Na podstawie ich zeznań można mówić o dziesiątkach ofiar grupy, ale dokładne liczby nie są jeszcze znane. Dochodzenie utrudnia międzykontynentalny charakter działalności organizacji. Wielu podejrzanych znajduje się w krajach, z którymi współpraca policji jest utrudniona z powodów politycznych bądź gospodarczych. Sam Henry I. oczekuje na ekstradycję do Polski w niemieckim więzieniu. W Polsce będzie prawdopodobnie sądzony za prowadzenie zorganizowanej grupy przestępczej, przemyt i handel narkotykami oraz przymuszanie innych do przemytu nielegalnych substancji.
Źródło: TVN24