W czerwcu 2021 roku policjanci otrzymali zgłoszenie od mieszkańców poznańskiego Antoninka o zakrwawionym mężczyźnie. Na miejsce pojechał patrol. W pewnym momencie funkcjonariusze użyli broni wobec zatrzymywanego - postrzelili go w nogę i w brzuch. Ratownikom udało się uratować życie postrzelonemu; pacjenta w ciężkim stanie przetransportowano do szpitala. W czasie interwencji funkcjonariusze oddali 17 strzałów, z czego cztery zraniły poszkodowanego. Policja informowała po zdarzeniu, że broń została użyta, ponieważ mężczyzna rzucił się na funkcjonariuszy. 39-letni Łukasz T. był chory psychicznie.
Mieli 23 sekundy na podjęcie decyzji
Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze dwóm policjantom zarzuciła przekroczenie uprawnień oraz spowodowanie średniego i lekkiego uszczerbku na zdrowiu. Trzeci funkcjonariusz został oskarżony o przekroczenie uprawnień i spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Policjanci nie przyznawali się do winy. W czerwcu 2024 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił funkcjonariuszy i uznał, że oskarżeni działali w ramach przysługującego im uprawnienia i zgodnie z prawem.
- Na nagraniu z monitoringu widać, że dochodzi do ataku oskarżonego na pokrzywdzonych. I oni musieli podjąć decyzję, jaki środek przymusu zastosować. W całej rozciągłości podzielam stanowisko, że teraz, analizując to z perspektywy lat trzech, nie jesteśmy w stanie postawić się w sytuacji osób, na które biegnie osoba, która jest bardzo zakrwawiona, która nie reaguje na żadne wydawane wcześniej polecenie, która wzbudzała już wcześniej przerażenie i wreszcie, która jest osobą chorą - tłumaczyła wtedy sędzia Renata Żurowska.
"Dostali wiadomość, że będą mieli do czynienia z człowiekiem zakrwawionym, budzącym strach"
Apelację od wyroku złożyli prokurator i pełnomocnicy oskarżyciela posiłkowego, domagając się uchylenia wyroku i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania. W czwartek Sąd Apelacyjny w Poznaniu wydał wyrok w tej sprawie i utrzymał w mocy orzeczenie sądu I instancji. Sędzia Piotr Michalski podkreślił w uzasadnieniu, że wyraża "uznanie dla sądu okręgowego, który w tej sprawie orzekał pod dużą presją". Wskazał, że część mediów podchodziła do sprawy jednostronnie. Odtwarzając przebieg wydarzeń sędzia Michalski zwrócił uwagę, że pokrzywdzony Łukasz T., który wcześniej przebywał na leczeniu psychiatrycznym, po wyjściu z placówki po pewnym czasie przestał brać leki. Dodał, że na tydzień przed zdarzeniem, o czym mówiła też matka pokrzywdzonego, mężczyzna "przestał dobrze funkcjonować". Następnie, w dniu zdarzenia, "doprowadził się do takiego stanu, że kiedy pojawił się na węźle na wiadukcie w Antoninku, to budził przerażenie" - relacjonował sędzia. Zaznaczył, że policja w zgłoszeniu otrzymała informacje "o człowieku, który chodzi zakrwawiony, który budzi strach". - Policjanci, którzy tam zostali wysłani, dostali wiadomość, że będą mieli do czynienia z człowiekiem zakrwawionym, budzącym strach, a więc człowiekiem niebezpiecznym. Podkreślane jest w apelacjach, że "przecież to był człowiek chory". Tak, ale to nie był człowiek chory na grypę. To był człowiek chory, to były schorzenia psychiatryczne, w związku z czym, czego się można spodziewać po takim człowieku? To raczej ta choroba wręcz wzmacnia zagrożenie, a nie je osłabia - podkreślił sędzia.
"Użyli broni, bo tylko to mieli"
Sędzia wskazał, że przebieg interwencji można podzielić na dwa etapy - pierwszy, który trwał około siedem minut, i drugi trwający około dwudziestu sekund, kiedy funkcjonariusze oddawali strzały. W ocenie sądu mogłoby do tego nie dojść, gdyby na miejsce wcześniej dotarł drugi radiowóz wyposażony w paralizator. - Natomiast w pewnym momencie, nie wiadomo z jakiej przyczyny, bo pokrzywdzony był w takim a nie innym stanie psychicznym, ruszył w kierunku policjantów. (...) I nie można powiedzieć, że od początku policjanci byli nastawieni na wykorzystanie broni palnej - zaznaczył. Dodał, że funkcjonariusze zobaczyli "nie chłopaka, tylko mężczyznę dorosłego, który ma 180 cm, prawie 100 kg wagi, 39 lat, biegnącego z zapałem w kierunku policjanta, użyli broni, bo tylko to mieli". - Policjant na interwencji jest człowiekiem nietykalnym. Nie wolno policjanta atakować, kiedy przeprowadza interwencję zgodnie z prawem. A ci policjanci przeprowadzali interwencję zgodnie z prawem - podkreślił sędzia. Dodał, że funkcjonariusz - jak każdy człowiek, który jest zaatakowany przez innego człowieka, ma prawo do obrony. - To nie jest tak, że jak policjant wykonuje czynności, to nie może się bronić, bo ma to "wpisane w ryzyko zawodu", że może mu się zdarzyć krzywda - zaznaczył. Zdaniem sądu, w trakcie interwencji w Antoninku "broń została użyta przez policjantów dlatego, że zostali oni zaatakowani". - Wszystko sprowadza się do tego, czy wykonując obronę, nie przekroczyli jej granic - powiedział. Dodał, że policjanci mieli prawo przypuszczać, że mężczyzna ma przy sobie nóż lub inne ostre narzędzie, mimo że okazało się, że go nie miał.
Podkreślił też, że policjanci na podjęcie jakichkolwiek decyzji mieli w kluczowym momencie około 20 sekund. - Tam to były naprawdę sekundy i słusznie sąd pierwszej instancji przyjmuje, że policjanci w tych 20 paru sekundach, które mieli na podjęcie decyzji, nie przekroczyli swoich uprawnień, bo się bronili - zaznaczył sędzia. Stwierdził również, że "największym paradoksem tej sprawy jest to, że gdyby policjanci interwencji nie przeprowadzili, gdyby pokrzywdzony dalej chodził po Antoninku, to dzisiaj by nie żył". - Pierwszą raną, którą zaopatrywano Łukaszowi T. w karetce, nie były rany postrzałowe, tylko rany z samookaleczenia. Były to uszkodzone żyły, duże naczynia krwionośne, pokrzywdzony wykrwawiałby się - wyjaśnił. Wyrok wydany w czwartek przez Sąd Apelacyjny w Poznaniu jest prawomocny.
Autorka/Autor: aa/tok
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Gazeta Wyborcza