Ryszard A., dyrektor Teatru Akademickiego, zapraszał na castingi studentki i licealistki. Zaczynał od sprośnych anegdot, kończył na pytaniach o "bzykanie" i "etiudę ze zdejmowaniem bielizny". - Mówił, że wyglądam, jakbym lubiła połykać, że mam piękne usta, więc na pewno mam piękną cipkę - opowiada uczestniczka "prób" z Ryszardem A. Reportaż programu "Superwizjer".
"Aktorzy Teatru Akademickiego wysyłają ze sceny młodzieńczą energię, która ociepla, ogrzewa dusze i serca mieszkańców Warszawy, Polski i Świata od ponad ćwierć wieku" - tak o założonym przez siebie teatrze pisze Ryszard A.
Ten mało znany aktor i reżyser nie zrobił kariery. Swój autorytet buduje, powołując się na znajomości wśród wybitnych artystów, a zaufanie w oparciu o instytucje, takie jak chociażby Uniwersytet Warszawski.
Wyspecjalizował się w wyławianiu studentek, licealistek i modelek, które zaprasza na castingi. Metody, które wobec nich stosuje, są wstrząsające.
"Szczebel na drabinie do spełnienia marzeń"
Joanna jest uczennicą drugiej klasy jednego z warszawskich liceów. Od dziecka lubiła występować, w szkole brała udział w licznych przedstawieniach. Nauczycielka - widząc talent Joanny - chciała jej pomóc. Dlatego wśród służbowej korespondencji odnalazła zaproszenie na casting wysłany do dyrekcji liceum.
Jak mówi Asia, "to było bardzo ważne". - Miałam takie poczucie, że kolejny dzień nie będzie już dniem zmarnowanym, tylko szczeblem na drabinie do spełnienia marzeń - podkreśla.
- Kazał mi stanąć na środku, wyrecytować wiersz i zaśpiewać piosenkę. Nic nie mówił, nie komentował. Zapytał tylko, czy będę miała czas w sobotę i w niedzielę - relacjonuje przebieg castingu.
Joanna nie opowiadała rodzicom, co dzieje się na zajęciach. Na pytania ojca odpowiadała ogólnikami. Choć zdarzało się, że emocjonalnie po próbach wracała do siebie przez dwa dni. - Mówiła, że są bardzo trudne, wymagają wiele odwagi - wspomina ojciec Asi.
"Masz zrobić striptiz przede mną. Po aktorsku"
Próby odbywają się między innymi w siedzibie prestiżowego ZASP-u - Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru, Filmu, Radia i Telewizji, skupiającego najbardziej zasłużonych polskich aktorów. W weekendy, podczas zajęć, na całym piętrze, nie ma tam nikogo. Nikogo oprócz pana Ryszarda. Na jednej z prób Joanna została sama.
- Przyszedłem dużo wcześniej. Wszedłem na górę i usłyszałem tylko i wyłącznie moją córkę i pana Ryszarda. Postanowiłem poczekać przed drzwiami, aż próba się skończy - opowiada ojciec dziewczyny.
Ryszard A. mówi do Joanny, że "ma przed nim zrobić striptiz". - Po aktorsku, nauczę cię. On może być bardzo podniecający i mi może pała stanąć przy tym - zwraca się do licealistki.
Ryszard A., pod pretekstem pracy z aktorem gnębi swoje uczennice, posuwając się do różnych metod. Wkłada im łyżeczkę do ust, by ćwiczyć dykcję, czy nakłania do zdejmowania majtek, by przełamały strach. Jedna z jego ulubionych metod polega na uporczywym namawianiu dziewczyn, by mógł przed nimi stanąć nago. Stosuje ją również na Joannie.
- Wtedy byłam zmęczona po kilku godzinach na próbie. Nie chciałam tego, to było obrzydliwe, co ten człowiek mówił. Ale w tamtym momencie, kiedy się na to zgodziłam, byłam zrezygnowana. Nie miałam siły. Powiedział, że stanie przede mną nago i będzie się pieścić - relacjonuje dziewczyna.
Ryszard A. kazał jej się odwrócić, a potem znów spojrzeć w jego stronę. - Wziął kartkę i napisał "GO". Stanął na niej i zaczął pieścić się po twarzy. Odetchnęłam z ulgą, że się nie obnażył przede mną, ale ewidentnie było widać, że miał przyjemność z tego, jak się stresowałam - przyznaje Joanna.
Ojciec interweniuje
- Poczułem, że moje dziecko jest w tym momencie krzywdzone i że jestem świadkiem sytuacji niedopuszczalnej. Czułem, że muszę coś zrobić - mówi jej ojciec. - Nie życzę sobie, żeby pan w ten sposób rozmawiał z moją córką. Są pewne granice. Bez takich tekstów, OK? Czekam na zewnątrz - zwraca się do Ryszarda A. i wychodzi z sali.
Nauczyciel mówi Joannie, że nie powinna więcej przychodzić na zajęcia. - Dla naszego dobra. Ja twojego ojca nie lubię i gdyby nie ty, to bym mu przy*****olił - dodaje.
Po tym incydencie Asia nie była w stanie przez tydzień pójść do szkoły.
- Skorzystaliśmy z porady psychologa. Ciężko określić, jakie będą następstwa tej sytuacji. Dobrze się stało, że tam wtedy byłem. Przeraża mnie, że nie ma żadnej kontroli nad tym, co się później z tymi młodymi ludźmi dzieje - podkreśla ojciec dziewczyny.
Mizerny dorobek, autorytet buduje na znajomościach
Teatr Akademicki powstał w 1988 roku na Uniwersytecie Warszawskim. Jego misją jest "wspieranie i promowanie młodych talentów". Na początku działał jako koło artystyczne, później jako ogólnouczelniana jednostka UW.
Skupiał nie tylko studentów i absolwentów UW oraz innych polskich uczelni, ale także licealistów. Początkowo wystawiał po kilkadziesiąt spektakli rocznie w Polsce i zagranicą, między innymi w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie czy Francji. Obecnie nie ma nic wspólnego z Uniwersytetem Warszawskim.
Założycielem i kierownikiem artystycznym teatru jest Ryszard A. Przedstawia się jako polonista, reżyser, zawodowy aktor, wieloletni wykładowca akademicki, asystent wybitnego profesora Jerzego Jarockiego. Jego dorobek aktorski jest mizerny, dlatego swój autorytet buduje powołując się na znajomości z autorytetami - Gustawem Holoubkiem, Zbigniewem Zapasiewiczem, Tadeuszem Łomnickim oraz władzami Akademii Teatralnej.
Od lat stałym gościem na spektaklach i zajęciach jest były prorektor Akademii Tomasz Grochoczyński, zasiadający w Zarządzie Głównym ZASP-u.
Erotyczne anegdoty na castingu
Ryszard A. kandydatek do teatru szuka, nie tylko ogłaszając się na stronach uniwersyteckich, ale także wysyłając zaproszenia na casting do liceów, przez portale społecznościowe czy agencje modelek. Patrycja trafiła do niego właśnie przez agencję.
- Na tej stronie dostałam wiadomość od Teatru Akademickiego. Pan Ryszard się podpisał. Odpisałam i poszłam na casting - mówi dziewczyna.
- Usiadłam któregoś dnia do komputera, wyszukałam Teatr Akademicki, zdecydowałam, że chcę po prostu spróbować - opowiada inna studentka, Marta.
Na casting poszła też do teatru reporterka "Superwizjera", która znalazła ogłoszenie o naborze w internecie. Pan Ryszard, mimo że wszyscy widzą się po raz pierwszy, czuje się bardzo swobodnie i opowiada anegdoty.
- Kiedyś uczyłem w liceum i taka śliczna, zgrabna dziewczyna, pamiętam, w czarnej sukience siedziała. Jak na nią patrzyłem, to nogi rozstawiała. Nie zwróciłem na to za pierwszym razem uwagi. Za drugim mówię: kurde, ona nie ma gaci. Tak mi się głupio zrobiło, ale tylko ona wiedziała i ja wiedziałem, że tak jest - opowiada na castingu Ryszard A.
- Jak zaczęłam śpiewać, to on mówi, żebym zaczęła śpiewać całą sobą. Żebym śpiewała od cipki wzwyż. Udałam, że tego nie słyszałam, on na to: "o, twarda zawodniczka". Wtedy myślałam, że to jego zabawa, że chce mnie sprawdzić - relacjonuje Patrycja.
"Potrafił każdy wiersz rozebrać na erotyczne sceny"
Przez dwa miesiące, od castingu do premiery spektaklu, reporterka "Superwizjera" uczestniczyła w próbach teatru. Odbywały się w weekendy i trwały po kilka, kilkanaście godzin.
Próby nie miały żadnej merytorycznej wartości i kształtu - wyraźnego początku i zakończenia. Za to reżyser pozwalał sobie na coraz bardziej sprośne teksty.
- Opowiadał, jak stracił dziewictwo w wieku 21 lat ze swoją koleżanką z grupy teatralnej. Ze szczegółami, jak na nim usiadła, jęczała, stękała - wspomina Joanna.
- Dosłownie pokazał mi dwie dziewczyny, mówiąc: ta mi ciągnęła, a tę wyruchałem - dodaje Marta.
Jak mówi Marta, prowadzący zajęcia "potrafił każdy wiersz rozebrać na erotyczne sceny".
Joanna dodaje, że na trzeciej próbie miała odegrać "etiudę ze zdejmowaniem bielizny".
- Powiedziałam, że osobiście nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła, bo to się kłóci z moim systemem wartości. Pan Ryszard się nie przejął, to nie było dla niego nic nowego - podkreśla.
- Żeby ćwiczyć dykcję, kazał mi stawać przed lustrem i otwierać usta tak jakbym "robiła loda". Wkładał mi do buzi łyżeczkę i pokazywał, gdzie mam dotykać językiem zębów. Byłam zestresowana, uważałam, że to nie w porządku, ale czułam presję, że jeśli tego nie zrobię, to pokażę, że jestem gorsza i się nie nadaję - opowiada Joanna.
Na większości prób prowadzący zajęcia pije piwo. Pojawia się też whisky, która ma "usprawnić" pracę z aktorami akademickiego teatru.
"Stawiał siebie w roli wybawcy"
Reporterzy "Superwizjera" zapytali władze UW, czy dochodziły do nich sygnały o pracy dyrektora teatru ze studentami. W odpowiedzi czytamy, że "do pani prorektor docierały informacje od studentek zaniepokojonych zachowaniem Ryszarda A".
Jednak żadna z nich nie zdecydowała się złożyć oficjalnie skargi. Dlaczego?
Przez lata Ryszard A. wypracował sobie mechanizm osaczania i obezwładniania ofiary. Zbliżał się do uczestniczek zajęć krok po kroku, prowadząc grę słów, manipulując ich emocjami i informacjami.
- Sugerował na przykład, że mój ojciec albo chłopak dopuszczał się wobec mnie przemocy. Łamał mnie na różne możliwe sposoby, wchodząc na emocje - opowiada Joanna. Jak dodaje, Ryszard A. "stawiał siebie w roli wybawcy". - Stwarzał poczucie bezpieczeństwa, że to nie tylko nauczyciel, ale też ktoś, komu możesz coś powiedzieć - wskazuje.
- Kiedy powiedziałam, że moi rodzice są rozwiedzeni, stwierdził, że jeśli nie miałam taty, to na pewno lubię starszych facetów. Zaczął mnie przytulać - przytacza sytuację z próby Patrycja, inna studentka, która zapisała się do Teatru Akademickiego.
Indywidualne konsultacje
Ryszard A. nie tylko prowadzi zbiorowe próby, ale namawia do indywidualnych konsultacji. Zachęca do nich pod pretekstem efektywności nauki do roli w przygotowywanym spektaklu. Takie spotkania sam na sam trwają średnio dwie godziny.
Jak wspominają uczestniczki, wtedy zaczęły się "najpoważniejsze sytuacje, które sprawiły, że większość dziewczyn odeszła".
Na indywidualną konsultację namawiał między innymi Patrycję. Na prośbę reporterów "Superwizjera", zgodziła się pójść na spotkanie z ukrytą kamerą. Przez dwie godziny zdążyła tylko raz wyrecytować wiersz, trwający niewiele ponad minutę.
Choć Ryszard A. umawia się ze studentkami na konsultacje w siedzibie Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru, Filmu, Radia i Telewizji, to bardzo często przenosi je do klubu lub baru. Z Patrycją poszedł do baru w Hotelu Sheraton.
"Będę cię smagał po nogach, plecach, a ty będziesz przekazywała, co czujesz"
- Ja ci nie doradzam, kto ma cię bzykać. Oczywiście, że bym chciał, żeby nikt, tylko ja - mówi do Patrycji na prywatnej lekcji Ryszard A.
Kilkukrotnie nakłania studentkę do picia alkoholu, mimo wyraźnej odmowy. W trakcie rozmowy zmienia niespodziewanie temat. - Ty masz włoski między pośladkami? - pyta Patrycję.
- Mogę siedzieć przy tobie nago, bo mi się nie chce stać. Chciałabyś, żebym się przy tobie pieścił? A ty będziesz na to patrzeć. Ja kiedyś się pieściłem przed dziewczyną i było bardzo przyjemnie - prowadzi monolog. Dziewczyna nie odpowiada.
Pan Ryszard tłumaczy jedną ze swoich aktorskich metod ze stawaniem nago, a potem prosi Patrycję, by namawiała do niej inne studentki. - To jest na użytek teatru, jak przyjdzie jakaś nowa dupa do teatru, to będziemy ją zwodzić. Powiem: "przy tobie to bardzo lubię robić, ale potrzebuję jeszcze jednej dziewczyny". I ty będziesz jej mówiła: "zgódź się, to bardzo przyjemne. Ja koledze ciągnęłam z połykiem" - zachęca studentkę.
Uczennicy proponuje także niekonwencjonalną metodę pracy, mającą na celu nauczenie jej lepszego wyrażania emocji tekstem.
- Kiedyś ze mną zrobisz taką etiudę. Będę cię smagał po nogach, plecach, a ty będziesz mi przekazywała to, co czujesz - wyjaśnia.
- Jak będziesz miała okazję z tym swoim chłopcem, to poproś go, żeby cię smagał i cipkę ci lizał. To byłoby najlepsze, całą łechtaczkę żeby ssał. I żebyś ty cały czas mówiła do niego ten pierwszy tekst dziewczyny [ze spektaklu - przyp. red.]. Ale mogę cię zapewnić, że ja lepiej od niego liżę cipkę. On ma 27 lat, a ja już ile lat liżę cipki? Czterdzieści parę - kontynuuje Ryszard A.
"To się kwalifikuje jako molestowanie seksualne"
Także Marta, studentka UW, która odeszła z teatru zanim pojawiła się na zajęciach Patrycja, ma traumatyczne wspomnienia z indywidualnej konsultacji z dyrektorem Teatru Akademickiego.
- Tego było tyle w trakcie spotkania, że wszystkiego nie pamiętam. Mówił na przykład, że wyglądam, jakbym lubiła połykać, że mam piękne usta, więc na pewno mam piękną cipkę. Pytania o orgazm, czy przeżyłam orgazm, żebym mu to opisała. Przekraczał wszystkie granice - podkreśla studentka.
Profesor Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog i psychiatra stwierdza, że "to się kwalifikuje jako molestowanie seksualne". - Nie ma wątpliwości. Cały obraz, narracja sugeruje, że [Ryszard A. - przyp. red.] ma zaburzoną osobowość. Władza nad tymi kobietami daje mu satysfakcję. To jest charakterystyczna cecha właśnie zaburzenia osobowości - tłumaczy.
"Ten film trzeba pokazać prokuraturze"
Zebrany materiał reporterzy "Superwizjera" przedstawili Olgierdowi Łukaszewiczowi, byłemu prezesowi ZASP-u. - Zwrócę się do zarządu głównego ZASP-u, aby wycofał zgodę na próby Teatru Akademickiego pod kierunkiem pana Ryszarda A - zapowiada aktor i były prezes.
- To jest wstyd, że ktoś taki wspiera się autorytetem organizacji aktorskiej o takiej tradycji - mówi Łukaszewicz. - Nigdy nie widziałem takiej metody, a jestem 50 lat po ukończeniu szkoły aktorskiej. Bardzo współczuję tym dziewczynom i zapewniam, że teatr nie jest taki - dodaje.
- Ten film trzeba pokazać prokuraturze - wskazuje Łukaszewicz.
Nabór do teatru trwa do dziś
W czerwcu 2013 roku, po 25 latach istnienia, Teatr Akademicki Uniwersytetu Warszawskiego został zlikwidowany, a Ryszard A. zwolniony z winy pracownika. Jakiej? Tego nie wiadomo.
Uniwersytet zasłania się ustawą o ochronie danych osobowych. Jednak w sądzie pracy, do którego odwołał się Ryszard A., doszło do ugody. Uniwersytet został zobowiązany do zmiany jego świadectwa pracy. Oficjalnie więc umowa została rozwiązana za porozumieniem stron. Ryszard A. zaś zobowiązał się do zaprzestania używania nazwy uniwersytetu w nazwie jego teatru.
Nieskutecznie, bo cały czas studenci przychodzą ze świadomością, że jest to Teatr Akademicki UW. Niegdyś nadzór nad nim sprawowali właściwi prorektorzy. Dziś kontrolę nad teatrem sprawuje Fundacja Teatr Akademicki, której prezesem jest sam Ryszard A.
Ryszard A. do dziś ogłasza nabór do teatru, wysyła zaproszenia do liceów, wystawia spektakle i szuka sponsorów. Od blisko 30 lat niezmiennie prowadzi swój teatr i startuje w konkursach na dyrektora teatrów w całej Polsce.
Autor: ads//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24/Super Wizjer