W stylu boho, glamour, minimalistyczne. Jedyne w swoim rodzaju, bo szyte na miarę, ale też te od najbardziej znanych w Polsce projektantek. Suknie ślubne, bo o nich mowa, dostępne za darmo - w kilka minut, za jeden komentarz. Gdzie?
Pół pizzy, kanapa, stół, drzwi, zabawki, ubrania, biżuteria... Czarne fusy po kawie, kanarkowe kalosze, kolorowe magazyny, książki o pożółkłych karkach i... śnieżnobiałe suknie ślubne. Niektóre pachnące nowością, inne już z historią. Mało która zostaje niezauważona.
Są suknie pamiętające lata 90., takie szyte na miarę u warszawskich krawcowych, takie z sieciówek, ale też te od znanych w Polsce projektantek. Co je łączy? Wszystkie są za darmo.
Małgorzata: - Ja za swoją suknię ślubną zapłaciłam 4 złote 40 groszy. Bo tyle kosztował mnie bilet autobusowy do dziewczyny, która wystawiła ją na "Śmieciarkę".
Monika: - Powiedziałam narzeczonemu, że suknia będzie ze śmieciarki. Jak zareagował? Jak to mąż - był zadowolony, że wyszło ekonomicznie.
Nina: - Moja suknia na grupie stała się już viralem. Założyły ją cztery panny młode, a każda wystylizowała inaczej.
Pod anonsem Niny było kilkaset tysięcy komentarzy, kilka tysięcy polubień, a jedna z przyszłych panien młodych napisała nawet o sukience wiersz. Perełki jednak nie upolowała.
**
"Uwaga, śmieciarka jedzie" to facebookowa grupa dla ludzi, którzy odkładają sentymenty na bok i chcą pozbyć się rzeczy, które nie są im już potrzebne. Ich administrator zrzeszył 122 tysiące osób - nie ma dnia, żeby któraś z nich nie wrzuciła tam czegoś do oddania.
Wpisuję w wyszukiwarkę "Śmieciarki": "suknia ślubna"... i otrzymuję kilkaset anonsów.
Izabella wstawia suknię z lat 90. : "Suknia ślubna, ostatni krzyk mody z rocznika 1990 z długim trenem, perełki przyszywane. Rozmiar 38. Pożółkła i suwak do wymiany. Na pewno trzeba uprać".
Oddana.
Małgorzata oferuje suknię z tiulem: "Przez sentymenty nie mieszczę się w chałupie... A więc... może jest jakaś przyszła Panna Młoda która ma ochotę wystąpić w takiej kreacji? Uprzedzam, że ślub brałam o godzinie 12 w południe, zabawa trwała do 6 rano. Kreacja, jak zdjęta tak wrzucona w torbę, 14 miesięcy temu. Małż trafiony, niech kiecka idzie w świat".
Ze śmieciarki przyszła, na śmieciarkę wraca
Środa, 3 kwietnia 2024 roku, godzina 12.35.
Sylwia zamieszcza wpis. Pisze: Suknia ślubna szuka nowej Panny Młodej. Chciałbym, żeby trafiła do kogoś, kto planuje ślub, żeby uczestniczyła w kolejnej ceremonii:. Tak, do mnie przyszła ze "Śmieciarki", więc tu wraca.
Cztery minuty później:
Monika zamieszcza komentarz: Czy mogę zarezerwować? 8 czerwca biorę ślub i nie mam jeszcze sukienki... a ta wygląda idealnie.
Niespełna cztery godziny później:
Monika znów pisze: Suknia już u mnie, po 8 czerwca znów wróci na "Śmieciarkę".
Sylwia edytuje wpis wielkimi literami: NIEAKTUALNE, bo wciąż spływają komentarze.
Liczy się refleks
Minimalistyczna, długa, śnieżnobiała suknia ślubna, w której miłość i wierność ślubowały Sylwia i Monika, na "Śmieciarce" pojawiła się już cztery razy. Najpierw upolowała ją Sylwia.
- Nigdy nie marzyłam o tym, że będę księżniczką z bajki - mówi mi.
Ślubu z narzeczonym nie planowała zbyt drobiazgowo. - Może to brutalne, ale my trochę wykorzystaliśmy pandemię. Nie chcieliśmy robić dużego wesela, spraszać ciotek i wujków z całej Polski. Chcieliśmy imprezę na kilkanaście, nie kilkaset osób. Weszliśmy do urzędu, zarezerwowaliśmy pierwszy możliwy termin, a później zaczęło się myślenie: ale co teraz? Jakaś suknia, garnitur?
Już w domu Sylwii wyświetlił się post na "Śmieciarce". Dziewczyna, pierwsza właścicielka, chce oddać suknię ślubną. Jeszcze pachnącą nowością.
Sylwia: - Pomyślałam: w sumie dlaczego mam nie założyć sukni z drugiej ręki?
Na grupie aktywna była już od dawna, to nie była jej pierwsza transakcja. Wiedziała, że trzeba działać szybko. - Rozmiar miał być trochę większy, ale pomyślałam: pojadę, spróbuje, zobaczę, jak to będzie.
Suknia rzeczywiście była piękna, ale luźna. To nic. Sylwia zawiozła ją do krawcowej. Ta zlikwidowała suwak, a górę przerobiła na gorset. Koszt? 50 złotych. Później szybkie odświeżenie w pralni i gotowe.
Sylwia: - Suknia nie wyniosła mnie więcej niż 150 złotych. Najwięcej zapłaciłam za pralnie. Do tego założyłam buty z Vinted. Pomyślałam, gdzie ja później założę białe szpilki? Będą na jeden raz, to wezmę coś taniego.
Rodzinie ogłosiła: moja suknia jest ze śmieciarki. - Większość osób miały podejście: w sumie fajnie, skoro oszczędzamy pieniądze. Niejedna panna młoda idzie w sukni po babci, to dlaczego ja mam nie iść po kimś innym?
Zaoszczędzone na weselu pieniądze zainwestowali z mężem we wkład własny do wymarzonego mieszkania. Już są na swoim.
Z oddaniem sukni w świat zwlekała kilka miesięcy. Później poszło już szybko. Zdjęcia, wpis, cztery minuty, rezerwacja. Kilka miesięcy później nowa właścicielka, czyli Monika, napisała Sylwii, że już jest żoną, a suknia wraca do obiegu.
Ekonomicznie i ekologicznie
- Nigdy nie planowałam zakupu nowej sukni. Nie wiem, co było ważniejsze: względy ekologiczne czy ekonomiczne? Fifty-fifty. Przeglądałam komisy ślubne, ale bardzo chciałam spróbować znaleźć suknię przez "Śmieciarkę", bo to fajny portal - zaczyna Monika.
- Widziałam, że niektóre suknie ślubne były bardzo ładne. Ale wiadomo… rozmiar. Kiedy zaczęła się zbliżać data naszego ślubu, posty obserwowałam bardziej intensywnie. I nagle pojawiła się suknia w moim rozmiarze. Nie ukrywam, bardzo szybko nawiązałam kontakt z panią oddającą - dodaje.
Sylwia podała jej adres. Bingo! Mieszkały po sąsiedzku. - Mogłam ją zmierzyć na miejscu, ale skoro mieszkałam obok, chciałam to zrobić w domu. Powiedziałam, że jak coś będzie nie tak, to ją zwrócę albo przekażę na "Śmieciarkę". Ale jak tylko ją włożyłam, to wiedziałam: to jest to. Wszystko było tak, jak się należy, szczęście. Suknia ślubna odhaczona - opisuje.
Koszt: Pralnia. Przeróbki nie były potrzebne. Może pomógł gorset, który wszyła krawcowa na prośbę Sylwii? - Ale ja też potrafię szyć na maszynie, więc z tylu głowy miałam; jak coś będzie nie tak, to sama poprawię. Nie trzeba było. Suknia była tak zbudowana, że można było ją regulować. Wszystko się udało, obcasy pasowały - podsumowuje.
Czy o takiej sukni myślałaś? - Tak. O taką mi chodziło. Mało wyróżniającą, jeżeli chodzi o detale. Mieliśmy małą imprezę, tylko w gronie rodziny, nie chciałam sukienki niepasującej do okoliczności.
I za chwilę dodaje: - I mąż był zadowolony, bo suknia ekonomiczna. Wszyscy byli zdziwieni, że w ogóle tak można szukać. Dla nas szaleństwem byłoby wydać na suknie dwa, trzy tysiące złotych. To rzecz na jeden raz. Ja rozumiem, że są ludzie, którzy tak chcą, ale my do nie należymy. Chcieliśmy przeznaczyć te pieniądze na podróż.
Po ślubie Monika suknię wyprała i zgodnie z zapowiedzią wrzuciła post na "Śmieciarkę". Napisała:
"Poleca się suknia ślubna - ze śmieciarki przyszła - na śmieciarkę wraca. Piękna, skromna, czyściutka. Z tyłu ma sznurowanie, którym można sobie regulować rozmiar gorsetu. Mam bardzo dobre wspomnienia z tą suknią, niech idzie w świat!".
Suknia szybko znalazła czwartą już pannę młodą.
Monika: - Nie było łatwo wrzucić post, bo nasz ślub był dobrym dniem, ale z drugiej strony pomyślałam, że ludzie mają tendencje do gromadzenia rzeczy. Oddałam fajnej dziewczynie. W lipcu, w wakacje, mają ślub. Mam dobre myśli, że znajdzie piątą właścicielkę.
O sukni, która stała się viralem
- Wiesz, ja to mam taki pomysł, żeby moją suknię ślubną komuś oddać - powiedziała Nina do swojego dopiero co poślubionego męża.
- W ogóle mnie to nie dziwi, zawsze byłaś filantropką - wzruszył ramionami.
Nina w dniu ślubu pomalowała usta na czerwono, założyła kolczyki z perłami, a zamiast welonu do ziemi we włosy wpięła fascynator. Suknię ślubną, w stylu retro, wymyśliła sama. Z pomysłem poszła do znanej warszawskiej projektantki. Później były przymiarki, wybór koronek i realizacja. O jej sukni do dziś na "Śmieciarce" pisze się: viralowa. Ale od początku.
Nina: - Ślub organizowaliśmy w pandemii, przekładaliśmy go kilka razy, więc pomyślałam: w suknię zainwestuję.
Znalazła w Warszawie krawcową, taką, która czyta w myślach. Obie stworzyły suknię dla Niny wyjątkową, wymarzoną. Styl: retro, długość 7/8.
Nina: - Nie ukrywam, że trwało to trochę. Pięć miesięcy. Wybór materiału, niezliczone ilość koronek do wyboru. Przebrnęłyśmy przez to.
A ile zapłaciłaś? - pytam Ninę.
- Na pewno kilka tysięcy złotych, więcej niż pięć. To była pandemia, więc ceny były niższe - odpowiada.
A ja sprawdzam ceny. Teraz za suknię ślubną, w wyspecjalizowanym do tego salonie, trzeba w Warszawie zapłacić od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. W sieciówce zapłacimy kilkaset.
Nina wyjaśnia: - Wiedziałam, że nie będę z tych, która będzie przekładać sukienkę z wieszaka na wieszak, z szafy do szafy, z mieszkania do mieszkania. Wiedziałam, że jak tylko nasza uroczystość się zakończy, to ja z nią coś zrobię.
Najpierw pomyślała o portalu sprzedażowym. - Natomiast wiedziałam, że to się nie uda. Suknia była specyficzna, do tego szyta na miarę.
Po dwóch miesiącach od ślubu podjęła decyzję. Wrzuci ją na "Śmieciarkę". - Być może gdybym planowała więcej dzieci, albo miała córkę, może podeszłabym do tematu inaczej. Wiem, że dziewczyny odrestaurowują kiecki mam. Ale ja mam syna, on w sukience przed ołtarz nie pójdzie. Stwierdziłam: bez sensu.
Napisała: "Na oddaż posiadam suknię ślubną - bankowo sezon wiosna/lato 2021, bo wtedy też wypuszczona została spod igiełki znanych usług krawieckich w Warszawie. Nie kurzyła się w kilku szafach i nie była przekładana z rąk do rąk. Czeka sobie tylko 2 miesiące na tą, której uśmiechnie się serce na jej widok. A teraz konkrety:
Szyta na miarę z wysokiej jakości materiałów. Dwie halki. Kilka warstw tiulu. Stylizowana na lata 50te, retro, vintage. Długość 7/8. Kolor: śmietanka. Rozmiar hmmm...S/M. Mam 170cm wzrostu i ważę 58kg, jeżeli to pomoże. Z tylu zapinana na zamek. Dorzucam fascynator robiony handmade przez firmę Bozka, co by przyszła Panna Młoda była prawie odstawiona na tip top. Mankamenty? Chyba jeden: trzeba wysłać ją na krótką podróż nad wodę. Niech się wypierze. Wyczyści. Odświeży. Brak bardzo widocznych śladów, ale niewielkie po opalaniu natryskowym pozostały. Reszta bez skaz.
Zależy mi na kimś, kto nie może sobie pozwolić na zakup sukni, zbliża się ten wielki dzień, a moja modowa fantazja wpisuje się w Twoje gusta".
Nina: - Jak dodałam post na "Śmieciarce", to wiedziałam, że ktoś na pewno się odezwie. Ale nie sądziłam, że będę miała 300 komentarzy pod postem. Całkowicie mnie to rozbroiło. To było bardzo miłe.
Zerkam pod post. Faktycznie. Dwa tysiące polubień anonsu, kilkaset komentarzy:
Karolina przekonuje: "To chyba znak:) wymiary moje, suknia piękna, kandydat na męża od 10 lat, w zasadzie brakowałoby tylko terminu. Mogę zaprosić na ceremonię i potem przekazać sukienkę dalej".
Marta opisuje: "Marzę o ślubie i przyjęciu w stylu vintage glamour. Lata 40-te i 50-te to kopalnia inspiracji . Sukienka jest przepiękna, o idealnej długości i kroju, w odpowiednim rozmiarze. Jeśli tylko mi się poszczęści z dumą w niej wystąpię podczas swojej cywilnej plenerowej uroczystości i obiadu dla najbliższej rodziny i przyjaciół. Po ślubie sukienka wróci na Śmieciarkę uszczęśliwić kolejną przyszłą Pannę Młodą".
Paulina próbuje przekonać Ninę wierszem:
Bezskutecznie. - Wybrałam dziewczynę, która ślub miała za dwa tygodnie, a wciąż nie zorganizowała sobie sukienki - mówi pierwsza właścicielka sukni.
Sama "oddaż" wyglądała tak: Małgorzata przyjechała do domu Niny. Bez wsparcia, doradczyń. Ta pierwsza chwyciła suknię, a druga siadła wygodnie na kanapie. Doradzała.
Nina: - Pasowała jak ulał. Stwierdziłam: okej. Nie będę robić castingu. Zależało mi, żeby przyjechał ktoś, kto nie może pozwolić sobie na zakup sukienki. Chciałam jeszcze dorzucić fascynator, ale nowa właścicielka miała inny pomysł na stylizację sukni.
Dwa tygodnie później Nina dostała zdjęcie. Małgorzata nie stała już w jej sukience przed ołtarzem. Założyła do niej czarne bolerko i jasne szpilki (które chwilę później zmieniła na trampki).
Nina: - Wtedy byłam pewna. Zrobiła to. Założyła ją.
"Ślub się odbył (...), ktoś chętny?"
- Czy mówiłaś komuś, że twoja suknia ślubna jest ze "Śmieciarki"? - pytam Małgorzatę.
- Oczywiście, wszystkim się pochwaliłam - odpowiada.
- I co oni na to?
- Odpowiedzieli: ale super! Bo co mieli powiedzieć? Moja suknia była idealna.
Małgorzata, czyli druga właścicielka sukni retro, zaczyna: - Długo nie mogłam się zdecydować, żeby wyjść za swojego męża. Podświadomie miałam rację.
Dała jednak szansę miłości. Szybka decyzja i ślub, który trzeba było zorganizować w dwa miesiące. O sukni specjalnie nie myślała.
- To było tuż po pandemii, finansowo kiepsko. Na "Śmieciarce" bywałam już od pięciu lat, nagle wpadło mi w oko ogłoszenia: suknia ślubna do oddania. W moim rozmiarze i to dosłownie dwa tygodnie przed moim ślubem.
Zostawiła komentarz. Napisała prawdę. Że nie ma pieniędzy na nową suknię. Ninę to przekonało.
Małgorzata: - Przyjechałam, przemierzyłam, przesympatyczna dziewczyna. Okazało się, że sukienka jest na mnie dobra w każdym centymetrze. Jeszcze przy okazji dała mi cały worek swoich ciuchów. Dostałam kilka bluzek, koszulę, sweter. Wyszłam obładowana, szczerze powiedziawszy.
Dodaje: - Byłam zachwycona, że będę miała prawdziwą! suknię ślubną. Prześliczną. Piękną. Nietypową. Idealną.
A co by się stało, gdyby Nina swojej sukienki nie oddała? - pytam Małgorzatę.
- Być może byłabym zmuszona pożyczyć pieniądze i kupić coś w sklepie - odpowiada.
Pytam, ile wyniósł ją całkowity koszt stroju na ślub. Odpowiada: - Zero złotych. Sukni nawet do pralni nie trzeba było odnosić - była śnieżnobiała.
A za chwilę się poprawia: - A nie, 4,40 zł, bo musiałam bilet kupić.
Wesele było skromne. 12 osób, kolacja w domu. - Wszystkim po kolei chwaliłam się, że mam suknię ze śmieciarki. Moje przyjaciółki też mają myślenie zero warte. Komentowały: "fantastycznie". A rodzina? Średnio na jeża ich to interesowało. Mam sukienkę, to fajnie, ładnie wyglądam - okej. A czy jest moja czy czyjaś, to wszystko jedno. Nie przypominam sobie, żeby jakaś osoba miała coś przeciwko.
Po przyjęciu Małgorzata suknię założyła jeszcze kilka razy. Wieczorem, dla przyjemności. Popatrzyła na siebie w lustrze, a później powiedziała: "Już czas, żeby szła w świat".
5 września 2021 roku napisała: "Suknia ślubna do wzięcia! Ze Śmieciarki wzięta, na Śmieciarkę wraca. Ta sama, co dwa tygodnie temu oddawała pierwsza właścicielka. Suknia już użyta, ślub się odbył (w strugach deszczu, ale szybko wyschła), ktoś chętny?".
Pod postem znów pojawiło się 145 komentarzy. Kilka minut i po sprawie. Tydzień po ślubie Małgorzaty suknia miała już nową właścicielkę. - Kolejna panna młoda przyjechała do mnie ze swoją nastoletnią córką. Obie jej doradzałyśmy. Suknia pasowała idealnie. A kilka tygodni później otrzymałam zdjęcia z wesela.
"Wędrująca suknia szuka nowej właścicielki"
Beata do sukienki Niny, a później Małgorzaty dobrała różowe szpilki i różową ramoneskę. Nie wiem, kiedy brała ślub, ale 26 października, czyli dwa miesiące po tym, jak wpis zamieściła pierwsza właścicielka - suknia po raz trzeci wróciła na "Śmieciarkę".
Beata napisała: "Uwaga Uwaga Uwaga Poszukiwana kolejna panna młoda. 3 ślub zaliczony. Wędrująca suknia szuka nowej właścicielki, rozmiar S, odbiór Praga Północ. Dziękuję wcześniejszym właścicielkom".
Jak wyglądała kolejna panna młoda, tego nie wiemy.
Nina: - Później słuch o sukni zaginął, choć do dziś pod postami pojawiają się pytania, co wydarzyło się dalej. To było niesamowite. Każda z nas poszła w tej samej sukni, a wyglądała całkiem inaczej. Ja typowo vintage, fascynator, kok, czerwona szminka, stary samochód. Druga dziewczyna miała bolerko, trzecia różową ramoneskę. Ostatnia panna młoda była niższa ode mnie, więc sukienka była na nią długa.
- Przed naszą rozmową pomyślałam o tej sukience, uśmiechnęłam się. I zawsze kiedy przechodzę obok salonu ślubnego albo zobaczę jakiś podobny post na "Śmieciarce" - myślę: ale fajnie zrobiłam. Nie przeleżała 20 lat, nie zżółkła, a jeszcze uratowała dwie inne osoby. Dobrze wyszło - dodaje.
Monika: - Jest z tego dziwna satysfakcja, że te ciuchy nie są fast moda. Nie oszukujmy się, suknie ślubna zakłada się raz. Większość nie nadaje się na niedzielny spacer. Trochę szkoda.
Jak z bajki
- Są takie ubrania, z którymi nam się żyć szczególnie chce. Często jest to sukienka z pierwszej randki, koszula porodowa, suknia na przykład z balu maturalnego. Jednak niewątpliwie jednym z najbardziej ikonicznych ubrań, kulturowo, jest suknia panny młodej - zaczyna Karolina Sulej, dziennikarka, antropolożka mody.
Dlaczego tak jest? Dlaczego trzymamy suknie ślubne czasem przez wiele lat w szafach?
- Bo dziewczyny są socjalizowane do tego, żeby o sukni ślubnej marzyć, żeby suknię ze ślubu kojarzyć z wyglądem księżniczki z bajki. W suknię jest wpisana fantazja o byciu arystokratką, księżniczką, królową, o tym, że życie w tym momencie się krystalizuje. Suknia ślubna ma mieścić w sobie miłość, piękno, fantazje, balowość. Wydaje mi się, że ta fantazja mocno jest powiązana z tym, jaka jest rola kobiety - odpowiada antropolożka.
- Natomiast jest to też część rynku, który ukształtował się dookoła ślubów. Mamy przecież targi ślubne, są firmy, które zajmują się produkcją ślubów, są wedding planerki, cała maszyna do zarabiania pieniędzy, w którą panna młoda powinna, zdaniem wielu, się wpisać - dodaje.
Zastaw się, a postaw się
Karolina Sulej opisuje: - Dotychczas było tak, że ślub wymagał kupienia dużej liczby rzeczy. Sukni, dodatków, akcesoriów, kwiatów, zrobienia makijażu, włosów. Zastaw się, a postaw się.
Ale to się zmienia - twierdzi antropolożka.
- 10 lat temu pracowałam nad artykułem do "Wysokich Obcasów" o modzie ślubnej. Wtedy dominującej trendem było kupowanie sukien odzwierciedlających najmodniejsze wzory, na przykład ze ślubów celebrytek, arystokratek. To jednak odwzorowane było w formie dostępnej cenowo, czyli z syntetycznych materiałów. Suknie były gorszej jakości, ale miały podobny kształt. Chciały podobne bogactwo sugerować, co najczęściej kończyło się tandetą - mówi.
- Natomiast w ciągu ostatnich 10 lat bardzo dużo się zmieniło, jeśli mówimy o modzie odpowiedzialnej. Okazało się, że my nie chcemy już tyle kupować. Konsumpcjonizm szczytowania w wydatkach ślubnych zmniejsza się razem z naszym, chciałabym wierzyć, postępującym opamiętaniem w tych rozpędzonych zakupach. Coraz więcej panien młodych, po pierwsze, nie chce spłukać się na suknię ślubną, byle była ona najbardziej bogata, ale też zastanawia się, czy mądre jest nabywanie sukni na jeden raz, skoro ma mieć funkcję symboliczną, a nie użytkową - dodaje.
Jeszcze kilka lat temu, zdaniem Sulej, suknie z drugiej ręki nie były tak "modne". Bo narracja o wyjątkowości, o tym, że to "moje wybory", "moja bajka", były zbyt zakorzenione.
- Najpierw suknie stawały się prostsze. To był sygnał, że sukienki bezy, które się spopularyzowały wraz z najpopularniejszą suknią w dziejach - suknią księżnej Diany, z metrami welonu i zwojami sukni - to przeszłość. Suknie miały być bardziej mobilne - opisuje antropolożka.
Zrelaksowana panna młoda
Zmieniło się też podejście do samych ślubów. - Panny młode, wraz z ciałopozytywnością, stały się bardziej zrelaksowane. Zrelaksowane - jeżeli chodzi tresowanie się przed ślubem, oraz zrelaksowane - jeżeli chodzi o konsumpcjonizm. Teraz częścią świadomego uczestnictwa w rynku mody, odpowiedzialnego, jest ograniczanie się, kultura wzmianki. Ja i moje koleżanki pożyczamy sobie ubrania, wymieniamy się nimi, zamiast iść do sklepu. Spotykamy się, rozkładamy nasze ubrania na jedną wielką kupę i wymieniamy się. Wybieramy to, czego która potrzebuje. To rodzaj towarzyskiego wydarzenia i siostrzeństwa w wymianie ubrań. To zjawisko ostatnich lat, które kwitnie.
- Rynek ubrań z drugiej ręki to nie są tylko lumpeksy, gdzie wszystko jest bez ładu i składu na wieszakach. Pojawiło się Vinted, gdzie można kupić ubrania bardzo dobrej jakości, za które możemy zapłacić mniej. Tam też pojawiają się suknie ślubne - dodaje.
A co antropolożka myśli o "Śmieciarce"?
- Tu chodzi zwyczajnie o to, że chcemy oddać coś, czego nie potrzebujemy. Po prostu. Nie chcemy wychodzić z założenia, że rzeczy są jednorazowego użytku. Że to, że my ich raz użyliśmy, są śmieciami. Chcemy wyjść z tej logiki, co mi się kojarzy szalenie zdrowe. Bo ciężko jest pomyśleć o sukni ślubnej, którą miałyśmy na sobie przez jeden wieczór, że jest to rzecz zużyta, niedająca się do użycia. Tak nie jest. Ta suknia jest nadal to użycia, tylko to kwestia naszej decyzji, czy chcemy trzymać ją w swojej szafie jako symbol, czy schować jako spadek dla córki, czy chcemy ją komuś oddać - odpowiada.
- Po pierwsze, już nie jest zupełnie wstydem społecznym, żeby korzystać z ubrań z drugiej ręki za małe pieniądze albo wręcz z wymiany. To dowód odpowiedzialności, mody, bycia na czasie, bo ta praktyka oprócz tego, że jest dobra dla planety, jest po prostu modna.
Jest też druga strona medalu. - To dowód na to, jak zmieniła się nasza relacja z ubraniami, ale też związana ze ślubem. Ślub, mam wrażenie, zyskał te część spektrum, której ja nie zauważałam jeszcze kilka lat temu. Czyli, po pierwsze, nadal są targi ślubne, suknie bezy, duże pieniądze, ale też pojawia się drugi koniec spektrum, gdzie ślub jest wydarzeniem towarzyskim, w którym chodzi o przeżycie; doświadczeniem, którego nie da się wycenić, które można odbyć na własnych zasadach. W tym sensie to obszar wolności, a nie przymusu. To nie pewien cykl rzeczy, które należy zrobić, aby ślub się odbył - to manifestacja wolności, spontaniczności, więcej oddechu.
- To bardzo fajnie, że stworzył się opozycyjny obieg do korporacyjnej machiny, ślubnozy, która jest wciąż bardzo silna. Alternatywa dla konsumpcjonizmu. Może to być manifest to tego rodzaju inwestycji - podsumowuje.
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Nina, archiwum własne