Węgry kopiują rosyjskie przepisy o "zagranicznych agentach", ale idą jeszcze dalej

epa12007335
Węgry kopiują rosyjskie przepisy o "zagranicznych agentach", ale idą jeszcze dalej
Źródło: Justyna Kazimierczak/Fakty o Świecie TVN24 BiS

Viktor Orban od lat atakuje organizacje pozarządowe i niezależne media, które mają odwagę krytykować władze. W marcu zapowiedział, że w ramach "wiosennych porządków" rozprawi się z "armią cieni”, w tym z dziennikarzami i aktywistami, którzy jego zdaniem pracują dla obcych mocarstw. To przywodzi na myśl rosyjskie przepisy o "zagranicznych agentach".

Partia Fidesz zapowiada wprowadzenie kontrowersyjnej ustawy "o przejrzystości życia publicznego”. W projekcie ustawy wskazano, że jakiekolwiek finansowanie zagraniczne może stanowić zagrożenie dla suwerenności Węgier. Dotyczy to również funduszy unijnych, o które ubiegają się węgierskie organizacje. Czarną listę podmiotów, których działalność uznawana jest za zagrożenie, ma stworzyć powołany w 2023 roku Urząd Ochrony Suwerenności. Jego zadaniem jest badanie organizacji i mediów otrzymujących finansowanie z zagranicy.

- To dranie, sługusy Brukseli, którzy pchają wóz imperium dla pieniędzy, kosztem naszego kraju. Moi drodzy, oni są tu zbyt długo. Udało im się wiele przetrwać. Otrzymali pieniądze ze zbyt wielu miejsc - powiedział Viktor Orban, premier Węgier.

"Proponowany projekt ustawy wpisuje się w szerszy schemat regresu demokratycznego na Węgrzech, gdzie rząd Orbana coraz częściej atakuje niezależne instytucje i ucisza głosy sprzeciwu" - ocenia Politico.

Przepisy zakładają karanie organizacji, które przyjmują zagraniczne finansowanie, jeśli na przykład przedstawiają praworządność na Węgrzech w negatywnym świetle. W projekcie ustawy wskazano, że zagrożenia dla suwerenności narodowej obejmują też między innymi wpływanie na opinię publiczną lub kwestionowanie ustalonych przez państwo wartości, takich jak kultura chrześcijańska i tradycyjne role rodzinne. Nawet uzasadniona krytyka polityki rządu może być traktowana jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego.

- Nasza konstytucja, jak na razie, zakłada wolność słowa i wolność prasy. Państwo musi to zapewnić - wskazuje Péter Bárándy, były minister sprawiedliwości Węgier.

- Wygląda na to, że te przepisy celowo zostały sformułowane w taki sposób. Nakładają skrajnie nierealne oczekiwania, zarówno na podmioty prawne, jak i dziennikarzy. Trudno mi sobie wyobrazić, że da się ich przestrzegać - mówi Márton Gulyás, redaktor naczelny portalu Partizán.

80 procent mediów pod kontrolą rządu

Obecnie około 80 procent węgierskich mediów znajduje się pod kontrolą rządu. Według opozycji i dziennikarzy wprowadzenie ustawy "o przejrzystości życia publicznego" może umożliwić Orbanowi zamknięcie wszystkich niezależnych mediów i organizacji pozarządowych zaangażowanych w sprawy publiczne.

- Projekt w stylu rosyjskiej ustawy o zagranicznych agentach jest przerażającym sygnałem, że rząd Orbana jest gotowy wyeliminować ostatnie resztki niezależnych mediów na Węgrzech w dążeniu do niekontrolowanej władzy przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi - wskazuje Tom Gibson z Komitetu Ochrony Dziennikarzy.

Podmioty znajdujące się na czarnej liście będą mogły zostać ukarane grzywną w wysokości nawet 25-krotności kwoty pomocy zagranicznej. Grzywnę będą musiały zapłacić w ciągu 15 dni pod groźbą zablokowania działalności. Nie będą mogły otrzymywać darowizn pochodzących z 1 procent podatku dochodowego od osób fizycznych - kluczowego źródła finansowania wielu organizacji. Ich konta bankowe będą monitorowane.

- Władze będą mogły kopiować nośniki danych, uzyskiwać dostęp do informacji zbieranych przez różnych dziennikarzy, co stanowi wyraźne zagrożenie dla wolności dziennikarskiej - mówi András Pethő, redaktor naczelny portalu Direkt36.

Głosowanie nad projektem ustawy ma odbyć się w przyszłym tygodniu. Najprawdopodobniej przepisy zostaną przyjęte, bo partia Viktora Orbana posiada wymaganą większość w parlamencie.

Czytaj także: