Siedem lat temu byliśmy głównym partnerem USA w promowaniu demokracji, a dzisiaj sekretarz stanu USA musi naciskać na Polskę, by zechciała respektować wolność mediów czy rządy prawa - stwierdził w "Kropce nad i" w TVN24 Radosław Sikorski, były szef dyplomacji. Komentował w ten komunikat Departamentu Stanu USA po rozmowie Antony'ego Blinkena z szefem polskiej dyplomacji Zbigniewem Rauem.
We wtorek szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau rozmawiał telefonicznie z Antonym Blinkenem, sekretarzem stanu USA. Jak poinformował Departament Stanu, Blinken wyraził w czasie rozmowy "oczekiwanie na współpracę z Polską w wielu kwestiach w obronie wspólnie wyznawanych demokratycznych wartości, w tym wolności mediów i przestrzegania praw obywatelskich". W komunikacie polskiego MSZ wymieniono szereg tematów, które poruszyli dyplomaci, jednak nie wspomniano o "wolności mediów". Równocześnie MSZ przekazało, iż "w rozmowie zwrócono uwagę, że polska Konstytucja posługuje się biologiczną definicją płci oraz stoi na straży praw człowieka i zakazu wszelkiej dyskryminacji". Dodatkowo "w najbliższych latach żadne zmiany w obowiązującym od 1997 roku porządku prawnym nie są przewidywane".
Sikorski: słowa Blinkena to ilustracja skali naszego upadku
O rozmowie dyplomatów i stosunkach polsko-amerykańskich mówił w "Kropce nad i" w TVN24 Radosław Sikorski, europoseł, były minister spraw zagranicznych.
Jego zdaniem takie słowa ze strony Departamentu Stanu USA to "ilustracja skali naszego upadku". - Przypominam, że w 2014 roku, gdy na 25-lecie pierwszych prawie wolnych wyborów wręczaliśmy Nagrodę Solidarności, do Warszawy zjechał cały demokratyczny świat, w tym prezydent (USA, Barack - red.) Obama. Byliśmy głównym partnerem Stanów Zjednoczonych w rozszerzaniu, promowaniu demokracji. Polska była ikoną sukcesu demokratyzacyjnego - wspominał Sikorski.
Dzisiaj - mówił dalej - "sekretarz stanu USA musi naciskać na Polskę, by zechciała respektować wolność mediów czy rządy prawa". - Nie potrafię sobie wyobrazić większego kontrastu - podkreślił gość TVN24.
Sikorski: wraz ze zwycięstwem Bidena skończyła się koncepcja Kaczyńskiego
W jego ocenie po zwycięstwie Joe Bidena i porażce Donalda Trumpa "politycy PiS nadal czują się osieroceni, bo oni ewidentnie woleliby, żeby Trump oszukał, zmienił wynik demokratycznych wyborów i nadal był prezydentem".
- To realizowało koncepcję Kaczyńskiego, że Polska ma być taką nacjonalistyczno-klerykalną dyktaturą z poparciem od większego brata z Waszyngtonu. Ta koncepcja się skończyła - powiedział Sikorski.
"Pobłażanie 'naziolkom' jest konsekwentne"
Gość TVN24 komentował też sprawę Tomasza Greniucha, byłego już szefa wrocławskiego oddziału IPN, który zrezygnował w związku z kontrowersjami, które wzbudziła jego przeszłość w skrajnie prawicowym Obozie Narodowo-Radykalnym i zdjęcia, na których hajlował.
- Pamiętajmy, że PiS chciał zbudować inną wersję polskiej historii. Nie opartą na polskim państwie podziemnym, na rządzie londyńskim, na Armii Krajowej, bo to nie byli nacjonaliści. Chciał się odróżnić, więc wybrał tradycję Narodowych Sił Zbrojnych i żołnierzy wyklętych - mówił Sikorski.
W jego ocenie "pobłażanie 'naziolkom'" przez partię rządzącą "jest konsekwentne". - Tym spotykającym się w lasach i tym wieszającym europosłów na szubienicach - wyliczał. Zdaniem Sikorskiego PiS "próbuje stworzyć 'nowopolaka' - nacjonalistę, klerykała".
Były szef MSZ przyznał, że "IPN to instytucja, której korzenie były szlachetne". - Jednak PiS uważa, że instytucja jest dobra, jak jest obsadzona przez swoich. Ale obsadzenie przez swoich powoduje, że te instytucje tracą autorytet i zdolność do rozmawiania z zagranicą - podkreślał.
Teraz - dodał - "IPN jest symbolem nacjonalizmu w polskiej historiografii". - To oznacza, że nie przekonają żadnego obcokrajowca do tego, co głoszą - stwierdził.
Źródło: TVN24