Destrukcja państwa, rozbijanie struktury, zasad jego funkcjonowania rozpoczęła się kilka lat temu - przyznał w "Faktach po Faktach" profesor Krzysztof Rączka, sędzia Sądu Najwyższego. W TVN24 komentował ostatnie wydarzenia wokół wyborów prezydenckich. Mówił także o przebiegu Zgromadzenia Ogólnego, które ma zakończyć się wyborem kandydatów na pierwszego prezesa Sądu Najwyższego.
W czwartek rano Sejm ostatecznie przyjął - odrzucając wniosek Senatu - ustawę dotyczącą głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Dzień później prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę.
Raport tvn24.pl: Wybory prezydenckie
W środę prezes PiS Jarosław Kaczyński oraz szef Porozumienia Jarosław Gowin w opublikowanym późnym wieczorem komunikacie oświadczyli, że "po 10 maja 2020 r. oraz przewidywanym stwierdzeniu przez SN nieważności wyborów, wobec ich nieodbycia, Marszałek Sejmu ogłosi nowe wybory prezydenckie w pierwszym możliwym terminie". W czwartek Państwowa Komisja Wyborcza poinformowała, że zarządzone na 10 maja głosowanie w wyborach prezydenckich nie może się odbyć. Dlatego też, jak przekazano, lokale wyborcze pozostaną zamknięte, nie będzie także obowiązywać cisza wyborcza.
W "Faktach po Faktach" sędzia Sądu Najwyższego, profesor Krzysztof Rączka stwierdził, że "doszliśmy do momentu krytycznego, kiedy dwóch szeregowych posłów odwołuje wybory". - Oni podejmują decyzję, że wybory się nie odbędą i sugerują Sądowi Najwyższemu, że ma orzec o nieważności wyborów, które się nie odbędą - powiedział.
Rączka przyznał, że nie chce przesądzać, jaka będzie decyzja Sądu Najwyższego w tej sprawie. - Natomiast sam fakt, że dwóch formalnie szeregowych posłów decyduje o losach państwa jest wysoce niepokojący. Destrukcja państwa rozlała się, my dzisiaj doświadczamy jej także na posiedzeniu Sądu Najwyższego - ocenił.
Dopytywany, co może zrobić sąd wobec wyzwania o stwierdzeniu ważności czegoś, co się nie odbyło, sędzia Rączka odpowiedział, jak zaznaczył, "pośrednio": - Skoro prezydent mógł ułaskawić osoby nieskazane prawomocnie, to cóż więcej dodać.
- Ta destrukcja państwa, to rozbijanie struktury państwa, zasad jego funkcjonowania rozpoczęła się kilka lat temu. Dzisiaj już jest niejako finał tego. Nie wiem, jak długo to nasze państwo wytrzyma. Jak długo nasze społeczeństwo wytrzyma taki stan napięcia, rozedrgania - mówił.
"Nieład jest coraz większy"
Od godziny 12 do 21 trwało w Sądzie Najwyższym Zgromadzenie Ogólne sędziów tego sądu, mające wyłonić pięciu kandydatów na stanowisko nowego pierwszego prezesa SN. Spośród wskazanych osób jedną na sześcioletnią kadencję powoła prezydent Andrzej Duda.
W TVN24, w trakcie trwającego jeszcze posiedzenia, sędzia Rączka opowiedział o jego przebiegu. - Stało się dużo i nie stało się nic - powiedział.
- Ósmą godzinę siedzimy w zamkniętym pomieszczeniu, w zamkniętym obiegu powietrza. W tej chwili są to warunki, które zagrażają naszemu zdrowiu. Wystarczy, że jedna osoba w tym gremium jest nosicielem koronawirusa, to w tym momencie jesteśmy już wszyscy nosicielami koronawirusa, bo obieg powietrza jest zamknięty, a maseczki już dawno przestały działać - relacjonował.
Według niego wynika to z "nieumiejętności prowadzenia posiedzenia" przez wykonującego obowiązki pierwszego prezesa SN Kamila Zaradkiewicza. W tym kontekście zwrócił uwagę, że posiedzenie toczy się bez ustalonego porządku obrad.
Jak mówił prof. Rączka, "panu Zaradkiewczowi pomylił się cel z porządkiem obrad". - Bo to, że celem jest wybór kandydatów, to nie oznacza, że (z góry) jest ustalony porządek obrad. Obrady każdego gremium muszą mieć określony porządek. Tutaj wszystko toczy się bez trybu. - Staraliśmy się ustalić, według jakich reguł będzie głosowanie. Otrzymaliśmy odpowiedź, że zasady głosowania będą ustalane na bieżąco - punktował. - Tak godziny mijały. Nieład jest coraz większy, nie posuwamy się do przodu - dodał.
Sędzia Rączka powiedział w programie, że zastanawia się, czy przewodniczący "celowo stosuje metodę na zmęczenie", czy też "nie radzi sobie z prowadzeniem takiego spotkania kilkudziesięciu osób".
Zaradkiewicz "gra na czas"
Prof. Rączka rozmawiał z TVN24 po dwóch głosowaniach, które miały wyłonić członków komisji skrutacyjnej, która ma liczyć oddawane głosy. Pierwsze zakończyło się niepowodzeniem, po drugim głosowaniu sędzia wyszedł z obrad.
- Nie wiem, kto będzie później ponosił odpowiedzialność, jeśli któryś z uczestników głosowania zarazi się. W tej chwili czuję się niekomfortowo w sytuacji, gdy siedzę w dusznym pomieszczeniu i jest dezorganizacja, a przewodniczący nie panuje nad przebiegiem obrad i ignoruje wszystkie postulaty i kwestie, które są abecadłem posiedzeń. On to ignoruje i gra na czas - zauważył sędzia Rączka.
Gość "Faktów po Faktach" zwrócił uwagę, że Zaradkiewicz podczas Zgromadzenia nie przyjmował wniosków formalnych. - On ma obowiązek je przyjąć, kiedy są zgodne z prawem. A one wszystkie były zgodne z prawem - zaznaczył. Rączka ocenił, że "kierowanie przez pana Zaradkiewicza tym posiedzeniem odbiera mu powagę". - Nie może być tak, że sędziowie są, w cudzysłowie, szturchani, pouczani. Pan Zaradkiewicz wprowadził atmosferę drylu, a nie posiedzenia Sądu Najwyższego - powiedział.
Sędzia po rozmowie z TVN24 miał wrócić na posiedzenie. - Wracam trochę z duszą na ramieniu, w obawie o swoje zdrowie i zdrowie koleżanek i kolegów - powiedział.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24