Odniosłem wrażenie, że Sąd Najwyższy referując, w jaki sposób doszedł do rozstrzygnięcia, w jakiś sposób relatywizował swoją wypowiedź - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Hermeliński, odnosząc się do decyzji w sprawie ważności wyborów prezydenckich. Jak mówił, w czasie procedury wyborczej została naruszona zarówno konstytucja, Kodeks wyborczy, jak i ustawa o szczególnych zasadach przeprowadzenia tegorocznych wyborów.
Jak powiedziała w uzasadnieniu uchwały przewodnicząca składu Ewa Stefańska, SN podejmując uchwałę "wziął pod uwagę wszystkie okoliczności, także te, które nie były przedmiotem protestu wyborczego".
- Kandydaci, którzy powtórnie przystąpili do wyborów i kandydaci nowo zgłoszeni nie byli w takiej samej sytuacji faktycznej. Dopuszczalne było zatem zróżnicowanie ich sytuacji w odniesieniu do długości kampanii wyborczej, a co za tym idzie również limitów wydatków w tej kampanii - mówiła sędzia w uzasadnieniu.
"Każdy z tych aktów został naruszony w czasie procedury wyborczej"
Decyzję Sądu Najwyższego komentował w "Faktach po Faktach" w TVN24 były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku Wojciech Hermeliński. - Było to do przewidzenia. Sądziłem, że decyzja będzie bardziej pogłębiona, w sensie motywacji, uzasadnienia - przynajmniej w tym uzasadnieniu, które zostało wygłoszone przez przewodniczącą składu. Odniosłem wrażenie, że Sąd Najwyższy referując, w jaki sposób doszedł do rozstrzygnięcia, w jakiś sposób relatywizował swoją wypowiedź - ocenił.
Jak wskazywał były przewodniczący PKW, podstawowym problemem w tym przypadku jest, "jaka była podstawa prawna" do rozstrzygnięcia w tej sprawie. - Oczywiście wiadomo, że była to konstytucja, Kodeks wyborczy i ta epizodyczna ustawa z 2 czerwca (chodzi o ustawę określającą zasady przeprowadzenia wyborów - red.). Ale każdy z tych aktów został naruszony w czasie procedury wyborczej - mówił dalej Hermeliński. - Zarówno konstytucja (...) bo termin wyboru prezydenta między 75. a setnym dniem został przekroczony. Również orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego, które zakazuje dokonywania istotnych zmian w prawie wyborczym w trakcie ciszy legislacyjnej - zwracał uwagę.
- Została również naruszona sama ustawa epizodyczna, ta z 2 czerwca. Ona nie tylko została uchwalona w sposób naruszający Regulamin Sejmu, ale zawiera również szereg bardzo rygorystycznych ograniczeń prawa wyborczego, chociażby jeśli chodzi o trzydniowy termin na złożenie protestu wyborczego, ale również skrócony termin doręczenia pakietów wyborczych, także skrócony termin dla Sądu Najwyższego (...) W sumie odniosłem wrażenie, że Sąd Najwyższy patrzył na to w ten sposób: 'konstytucja naruszona, ale trzeba było te wybory przeprowadzić, ustawa również, ale trudno".
"Prześlizgnęli się po najważniejszych kwestiach"
- Uważam, że sędziowie niestety prześlizgnęli się po najważniejszych kwestiach i poszli po linii najmniejszego oporu - stwierdził Hermeliński. - Szczególnie widać to, jeśli chodzi o kwestię tych ponad czterech tysięcy protestów dotyczących nadmiernego, powiedziałbym nawet agresywnego, zaangażowania w proces wyborczy telewizji publicznej, która kiedyś była telewizją publiczną. Bo Sąd Najwyższy właściwie skwitował to jednym czy dwoma zdaniami, że każdy wyborca może sobie czerpać wiedzę z dowolnego źródła, a skoro wyborcy czerpali wiedzę z Telewizji Polskiej, TVP Info, to cóż, mogli to robić - kontynuował. Sędzia Ewa Stefańska mówiła podczas ogłaszania uzasadnienia decyzji SN, że "nierówny dostęp kandydatów do środków masowego przekazu nie wpływa na ważność wyborów, dopóki zapewniony jest nieskrępowany - w aspekcie prawnym, jak i faktycznym - pluralizm mediów".
- Sąd Najwyższy nie odniósł się w żaden sposób do aktów prawnych Rady Europy. Kodeks dobrych praktyk Komisji Weneckiej mówi, że aby można mówić o równości wyborów, to władze państwowe powinny powstrzymać się od jakiejkolwiek ingerencji w kampanię wyborczą. A widzieliśmy, co się działo - te podróże premiera i członków rządu, te dykty z czekami bez pokrycia - wyliczał były przewodniczący PKW. - I również władze powinny powstrzymać się od ingerencji w media publiczne - wskazywał.
- Sędziowie mieli masę źródeł, na których mogli się oprzeć i mogli budować swoją wiedzę. Myślę, że tę wiedzę mieli, tylko nie wiem, dlaczego nie chcieli z niej korzystać, chociaż w ustnym uzasadnieniu. Chociażby Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, która była w Polsce i obserwowała wybory, dostrzegła niemal jakąś symbiozę między telewizją państwową a władzą państwową - wskazał.
Jak ocenił, "skwitowanie tego jednym zdaniem, rodzajem takiej sentencji, to nie przystoi Sądowi Najwyższemu".
"Z przykrością muszę powiedzieć, że PKW w swoim sprawozdaniu wystawiła laurkę MSZ-owi, ale wcale tak nie było"
Hermeliński odniósł się także do sposobu organizacji wyborów za granicą. - To był naprawdę poważny problem, bo było kilkadziesiąt, jeśli nie około 100 tysięcy - bo to różnie źródła podają - ludzi, którzy zgłosili się do głosowania i nie mogli głosować, bo albo nie dostali pakietów wyborczych, albo za późno je dostali i nie było szans na ich odesłanie. Jeśli chodzi o działalność konsulatów, ona też pozostawia wiele do życzenia - mówił były przewodniczący PKW.
- Z przykrością muszę powiedzieć, że PKW w swoim sprawozdaniu wystawiła laurkę MSZ-owi, ale wcale tak nie było - dodał, odnosząc się do sprawozdania PKW z 28 lipca w sprawie przebiegu wyborów.
"Jeśli byśmy tylko na tym się skupili, to ta cała procedura wyborcza jest nieważna"
Wojciech Hermeliński został również zapytany, czy uznaje uchwałę SN za legalną. Odparł, że to "trudna kwestia". - Przede wszystkim kwestia naruszenia konstytucji, kwestia wykroczenia poza termin konstytucyjny - jeśli byśmy tylko na tym się skupili, to ta cała procedura wyborcza jest nieważna i dzisiejsza decyzja Sądu Najwyższego również jest decyzją sprzeczną z konstytucją. Władze niestety nie skorzystały z możliwości wprowadzenia stanu wyjątkowego, wtedy ta sytuacja pewnie inaczej by wyglądała - powiedział.
Mówił także, że nie ma możliwości prawnej, by podważyć uchwałę SN. - Osoby, które są niezadowolone z rozstrzygnięcia, które były kandydatami, mogą występować ze skargami do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, ale to jest droga żmudna, długotrwała i w zasadzie nieprzewidywalna - dodał Wojciech Hermeliński.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24