Liczba, którą podał pan minister, to ogromna suma, to prawie jedna siódma nauczycieli pracujących i kiedy podaje się takie dane, to dobrze byłoby to jakoś uzasadnić - zwracała uwagę doktor Iga Kazimierczyk. Prezeska fundacji "Przestrzeń dla edukacji" komentowała w TVN24 zapowiedź Przemysława Czarnka o zwolnieniu 100 tysięcy nauczycieli.
Szef resortu edukacji i nauki Przemysław Czarnek sygnalizował w czwartek, że w perspektywie dwóch, trzech lat trzeba będzie zwolnić około 100 tysięcy nauczycieli. Argumentował to tym, że "wchodzi potężny niż demograficzny, zwłaszcza do szkół średnich".
Kierowany przez Czarnka resort w odpowiedzi na pytania TVN24 przekazał m.in.: "MEiN rozważa różne scenariusze zapotrzebowania na nauczycieli w kolejnych latach szkolnych. O jednym z nich wypowiadał się pan Minister. Na liczbę potrzebnych w przyszłości nauczycieli mają wpływ różne czynniki, np. spadek liczby urodzeń, wpływ reform strukturalnych w systemie oświaty, liczba szkół, fluktuacje w liczbie uczniów".
CZYTAJ WIĘCEJ: Czarnek: trzeba będzie zwolnić 100 tysięcy nauczycieli
Zapowiedź kontra rzeczywistość
Wypowiedź Czarnka komentowała na antenie TVN24 doktor nauk pedagogicznych Iga Kazimierczyk, nauczycielka i prezeska fundacji "Przestrzeń dla edukacji". Tłumaczyła, że niż demograficzny, o którym wspomniał minister, "wynika z tego, że przez dwa lata mieliśmy w szkołach podwójne roczniki".
- Po drugie, mamy w tej chwili w szkołach pół miliona uczniów z Ukrainy, więc nie wyobrażam sobie, żeby oni nagle z polskiego systemu zniknęli. Po trzecie, siedemdziesiąt procent nauczycieli pracuje w nadgodzinach - zauważyła. - Więc nie będzie tutaj dramatycznej zapaści, która wymagałaby tak radykalnych zwolnień - podsumowała.
Kazimierczyk przyznała, że "trudno nie mieć wrażenia", że minister Czarnek nie zdaje sobie sprawy, co dzieje się w szkołach. - Dlatego że ta liczba, którą podał pan minister to duża liczba, to ogromna suma, to prawie jedna siódma nauczycieli pracujących i kiedy podaje się takie liczby, takie dane, to dobrze byłoby to jakoś uzasadnić, powiedzieć z czego wynikają te dane i jaka jest dokłada polityka zmian kadrowych - zauważyła.
- A wyglądało to tak, że minister powiedział o tym w radiu i rzeczywiście środowisko nauczycielskie, dla którego była to też pewna nowość i niespodzianka, bardzo się zaniepokoiło słowami pana ministra - powiedziała.
W tym kontekście Kazimierczyk wspomniała, że minister Czarnek ma "dość trudną historię relacji ze związkami zawodowymi", a rozmowy pomiędzy tymi stronami "trudno nazwać ciepłymi, pełnymi wspólnych i owocnych ustaleń". - Być może jest to jeden z argumentów, których minister po prostu pragnie teraz użyć, aby osłabić siłę negocjacyjną, czy pewność siebie, którą związki zawodowe zawsze powinny mieć, bo walczą o pracowników - sugerowała.
- Danych do tego, żeby podejmować tak radykalne kroki i decyzje nie ma. Niż demograficzny nie będzie tak duży, on wynikał z tego, że mieliśmy podwójne roczniki, mamy uczniów zza granicy i będziemy mieć ich coraz więcej. Tak że ten problem, który zasygnalizował minister, obawiam się, że jest problemem nieistniejącym - powiedziała.
Czarnek tłumaczy swoją wypowiedź
Czarnek w piątek - na antenie Radia Lublin - pytany był o swoją wypowiedź z Radia Zet. - Dramatyczna sytuacja w demografii jest zupełnie oczywista, więc to żadna nowość, że przez szkoły przetacza się niż demograficzny i będzie się przetaczał. Uderzy on w szczególności w szkoły średnie w perspektywie następnych dwóch, trzech, czterech, pięciu lat i on będzie się nasilał - odpowiadał.
- W tym okresie następnych dwóch, trzech, czterech lat szacujemy, że w systemie oświaty ubędzie kilkaset tysięcy dzieci. Już dziś jest ich ponad milion, prawie półtora miliona mniej niż powiedzmy 15 lat temu, a w perspektywie następnych kilku lat będzie kilkaset tysięcy dzieci mniej - stwierdził. - To jest zupełnie oczywiste, że jak będzie kilkaset tysięcy mniej dzieci w systemie, to siłą rzeczy liczba godzin w szkołach też spadnie i w związku z tym będzie mniejsze zatrudnienie w szkołach - dodał.
Dlatego, jak mówił, "trzeba rozmawiać o przywróceniu wcześniejszej emerytury nauczycielskiej, po dwudziestu latach pracy przy tablicy i trzydziestu latach pracy w ogóle". - O tym mówiłem. Bo będzie to dotykało, w perspektywie kilku lat, od kilkudziesięciu do nawet stu tysięcy nauczycieli - przekonywał. Zapowiedział przy tym, że resort będzie w styczniu rozmawiał ze związkami zawodowymi o wcześniejszej emeryturze nauczycieli, która - jak wskazał - została zlikwidowana w 2009 roku.
- Nie wiem, z czego wynika wrzawa. Jeżeli ktoś nie dostrzega, że mamy poważny problem demograficzny i będziemy mieli coraz mniej dzieci, a w perspektywie zaledwie kilku lat kilkaset tysięcy dzieci mniej w szkole, to zaklina rzeczywistość - skomentował. - Ja nie zaklinam rzeczywistości, stwierdzam fakty - zapewnił.
Źródło: TVN24, Radio Lublin
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock