Wzrostu wynagrodzeń, dodatkowego urlopu wypoczynkowego oraz przejrzystej ścieżki awansu - tego domagają się pracownicy pomocy społecznej, którzy protestują w piątek przed Ministerstwem Rodziny Pracy i Polityki Społecznej.
Organizatorami pikiety są Polska Federacja Związkowa Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej, Związek Zawodowy Pracowników Socjalnych, Ogólnopolskie Stowarzyszenie Asystentów Rodziny, Komisje Zakładowe NSZZ Solidarność (m.in. z Sopotu, Radomska).
Pikietujący przed siedzibą Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej trzymają transparenty z napisami: "Chcemy pracować nie dziadować", "Niska płaca ciężka praca", "Kto zostanie na etacie, jeśli wy o MOPS nie dbacie", "Chcemy pracować, a nie głodować", "Mamy dość płac na poziomie zasiłków", "Pomoc społeczna nie ma mocy, by udzielać pomocy". Niektórzy z manifestujących trzymają w rękach czarne baloniki i biało-czerwone flagi.
Protestujący domagają się m.in. zrównania wynagrodzeń w jednostkach organizacyjnych pomocy społecznej z urzędami gmin, przejrzystej ścieżki awansu zawodowego powiązanej z płacą minimalną, dodatkowego urlopu wypoczynkowego w wymiarze 10 dni rocznie po przepracowaniu 3 lat w zawodzie pracownika socjalnego, asystenta rodziny i koordynatora pieczy zastępczej.
"Będziemy czekali i strajkowali do skutku"
Reporter TVN24 Paweł Łukasik rozmawiał przed ministerstwem z protestującymi kobietami. - Jestem opiekunką w Domu Pomocy Społecznej. Zarabiamy 1800 złotych, zarobki są bardzo niskie, praca jest bardzo ciężka, odpowiedzialna, trudna. To są ludzie chorzy. U nas mamy mieszkańców psychicznie chorych. Przyjechaliśmy, żeby nasze warunki płacowe się zmieniły - mówiła jedna z nich.
Pytana, czy są jakieś nadzieję na poprawę, odparła: - Zobaczymy po tej pikiecie, co pani minister na to odpowie. Będziemy czekali i strajkowali do skutku.
Inna z protestujących stwierdziła jednak, że nadzieje na poprawę są bardzo słabe. - Jest ciężko. Podopieczni potrzebują naprawdę naszej pomocy i troski, a zmiany codziennych pampersów, sprzątanie, pielęgnacja, opieka nad nimi, to naprawdę jest nasz wysiłek za naprawdę marne pieniądze - dodała.
"80 procent kosztów obsługi musi iść na wynagrodzenia"
Szefowa Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej Elżbieta Rafalska odnosząc się w tym tygodniu do protestu zaznaczyła, że zdaje sobie sprawę, iż dotyczy on niskich wynagrodzeń pracowników socjalnych, natomiast w tym wypadku to samorządy powinny zweryfikować swoją politykę płacową, jeśli chodzi o wynagrodzenia tych osób.
Natomiast w piątek minister rodziny napisała na Twitterze, że "nigdy wcześniej żaden program zlecany samorządom nie był tak dobrze opłacany przez rząd jak "Rodzina 500 plus". "To 340 mln zł w 2018 r. na obsługę programu dla gmin. Samorządy nie wykorzystują 6-7 proc. otrzymywanych kosztów obsługi" - napisała Rafalska.
Nigdy wcześniej żaden program zlecany samorządom nie był tak dobrze opłacany przez rząd jak #rodzina500plus. To 340 mln zł w 2018 r. na obsługę programu dla gmin. Samorządy nie wykorzystują 6-7% otrzymywanych kosztów obsługi.
— Elżbieta Rafalska (@E_Rafalska) 12 października 2018
"W #DobryStart wprowadziliśmy niespotykane dotąd rozwiązanie, że 80 proc. kosztów obsługi musi iść na wynagrodzenia. W tym roku na obsługę rządowych świadczeń dla rodzin samorządy otrzymały ok. 730 mln zł. To ponad dwukrotnie więcej środków niż w 2015 roku" - dodała minister rodziny.
W #DobryStart wprowadziliśmy niespotykane dotąd rozwiązanie, że 80% kosztów obsługi musi iść na wynagrodzenia. W tym roku na obsługę rządowych świadczeń dla rodzin samorządy otrzymały ok. 730 mln zł. To ponad dwukrotnie więcej środków niż w 2015 roku.
— Elżbieta Rafalska (@E_Rafalska) 12 października 2018
Autor: kb//kg / Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24