Najbardziej doświadczona śledcza w sprawach dotyczących szpiegostwa odeszła na emeryturę - wynika z informacji tvn24.pl. To prokurator Anna Karlińska, która zajmowała się m.in. sprawą podejrzanego o szpiegostwo na rzecz Rosji Tomasza L., byłego pracownika warszawskiego ratusza i członka komisji likwidacyjnej WSI.
Zastrzegające anonimowość źródła w prokuraturze przekazały nam, że głośna sprawa podejrzanego o szpiegostwo Tomasza L. ma nowego prowadzącego.
- A co ważniejsze, w stan spoczynku, czyli na prokuratorską emeryturę, odeszła Anna Karlińska. To żywa legenda i najbardziej doświadczona śledcza w sprawach dotyczących szpiegostwa. Nikt nie może się z nią równać wiedzą i doświadczeniem, a także nikt nie ma takiego zaufania w służbach - mówi nam jeden z prokuratorów.
"Stan spoczynku"
Do Prokuratury Krajowej przesłaliśmy szereg pytań w tej sprawie. Chcieliśmy wiedzieć, z jakich powodów prokurator Karlińska już nie prowadzi postępowania wobec Tomasza L. Poprosiliśmy również m.in. o informację, ile aktów oskarżenia dotyczących zarzutów szpiegostwa sporządził jej następca. Dostaliśmy jednozdaniową odpowiedź.
Referent postępowania o które Pan pyta, z uwagi na osiągnięcie przewidzianego przez ustawę prawo o prokuraturze wieku, przeszedł w stan spoczynku
Nie wiadomo, dlaczego doświadczona prokurator zdecydowała się odejść na emeryturę, zostawiając niezakończoną sprawę o ogromnej wadze. Zapytaliśmy oficjalnie rzecznika, czy przyczyną odejścia prokurator Karlińskiej była np. lista świadków, których chciała wezwać na przesłuchanie, prowadząc śledztwo wobec Tomasza L. Nie uzyskaliśmy na to pytanie odpowiedzi.
Szpieg z komisji
Przypomnijmy, że funkcjonariusze ABW zatrzymali Tomasza L. w jego miejscu pracy, w archiwum stołecznego urzędu stanu cywilnego. Stało się to 17 marca ubiegłego roku, trzy tygodnie po napaści Rosji na Ukrainę.
- Posiadał dostęp do zbiorów archiwum urzędu oraz do zbiorów Archiwum Głównego Akt Dawnych i Archiwum Państwowego m. st. Warszawy. Z uwagi na charakter dokumentacji gromadzonej we wskazanych jednostkach działalność podejrzanego stanowiła zagrożenie dla wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa Polski - przekazał dziennikarzom na specjalnie zwołanym briefingu ówczesny rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn.
Piotr Świerczek z "Czarno na Białym" TVN24 i Robert Zieliński z tvn24.pl ujawnili później, że Tomasz L. nie był zwykłym urzędnikiem stołecznego ratusza. Rzecznik Żaryn nie przekazał opinii publicznej, że w przeszłości Tomasz L. miał dostęp do największych tajemnic polskich służb specjalnych. Z rekomendacji Elżbiety Jakubiak, bliskiej współpracowniczki prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Tomasz L. trafił do pracy w stołecznym ratuszu, a następnie z polecenia tego samego środowiska politycznego do komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych. Jego przełożonym w komisji był Stanisław Cenckiewicz, który od tego miesiąca stoi na czele sejmowej komisji, która ma poszukiwać dowodów na wpływ rosyjskich służb na polskie rządy.
Śledztwo to prowadziła prokurator Karlińska i jest już jasne, że nie wniesie aktu oskarżenia w tej sprawie. Dokończyć sprawę ma inny, wyznaczony już prokurator z pionu przestępczości zorganizowanej. Z biura rzecznika nie otrzymaliśmy odpowiedzi na pytanie, czy ma on doświadczenie w sprawach z tej dziedziny.
Greps z aresztu
Z nieoficjalnych informacji tvn24.pl wynika, że funkcjonariusze ABW nie wiedzieli do końca, kim jest Tomasz L., gdy go zatrzymywali.
- Nie wiedzieli, że do pracy w ratuszu przyjęto go w czasach, gdy prezydentem był Lech Kaczyński. Nie wiedzieli również, że to samo środowisko wskazało go jako likwidatora Wojskowych Służb Informacyjnych - twierdzi nasz rozmówca. - Sprawa okazała się bardzo nieprzyjemna dla obozu władzy i wszyscy, którzy jej się dotykali, podpadli - dodaje.
Według tego samego źródła o tym, że Tomasz L. był członkiem komisji likwidacyjnej służby dowiedziały się niemal przypadkiem. Przechwycono jego gryps z apelem o pomoc, który zza murów aresztu wysyłał do znajomego działacza politycznego.
Pierwsza w komórce ścigającej szpiegów
To na mocy decyzji kadrowej, którą podpisał w 2016 roku jeszcze jako prokurator generalny Zbigniew Ziobro prokurator Anna Karlińska pracowała w pionie, którego pełna nazwa brzmi "Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Departamentu Do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie".
Była pierwszą, która trafiła do utworzonej w tej jednostce przez prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego specjalnej komórki zajmującej się śledztwami dotyczącymi szpiegostwa.
Stanowiła pierwszy wybór, gdyż ledwie rok wcześniej doprowadziła do skazania na siedem lat więzienia Stanisława Sz., prawnika z polskim i rosyjskim obywatelstwem.
Wraz z funkcjonariuszami Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dowiodła, że Sz. pracował na rzecz rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Z jawnych fragmentów uzasadniania wyroku Sądu Apelacyjnego wynika, że mężczyzna przeszedł pełne szkolenie wywiadowcze. Zobowiązał się przekazywać rosyjskim służbom informacje dotyczące postępów w strategicznej dla bezpieczeństwa energetycznego państwa budowie gazoportu w Świnoujściu. W tym celu prawnik bywał w Sejmie, co ujawniliśmy na portalu tvn24.pl w 2014 roku.
Na tropie Chin i Rosji
To również prokurator Karlińska jest autorką aktu oskarżenia wobec byłego posła Samoobrony Mateusza P., któremu zarzuciła pracę na rzecz wywiadów Rosji i Chin. To najbardziej skomplikowany proces z dziedziny szpiegostwa, gdyż dotyczy on działalności "agenta wpływu", co nie było bezpośrednio ujęte w Kodeksie karnym. W oficjalnym komunikacie Prokuratura Krajowa w ten sposób opisała szkodliwość działań, których podejmował się działacz polityczny Mateusz P.
"Prowadząc zakrojoną na szeroką skalę działalność oraz wykorzystując swoją pozycję społeczną, zawodową i polityczną oraz kontakty wśród polityków i dziennikarzy krajowych i zagranicznych oddziaływał na grupy społeczne w Polsce i za granicą. Promował on cele polityczne Federacji Rosyjskiej. Próbując kształtować opinię publiczną poprzez prowokowanie antyukraińskiego nastawienia Polaków i antypolskiego nastawienia Ukraińców, dążył on między innymi do pogłębienia podziałów między Polakami i Ukraińcami" - brzmiał komunikat prokuratury.
Z ustaleń tego śledztwa wynikało, że Mateusz P. otrzymywał wynagrodzenie od rosyjskiego wywiadu. Wyroku w tej sprawie nadal nie ma. Gdy opuścił areszt tymczasowy po 1100 dniach, stał się bohaterem głośnego skandalu. W roli tłumacza pojawił się bowiem na spotkaniu pierwszej damy Agaty Kornhauser-Dudy z uchodźcami z Ukrainy.
Inna głośna sprawa, którą prowadziła osobiście prokurator Karlińska, dotyczyła Weijinga Wanga, dyrektora w telekomunikacyjnym gigancie Huawei. Najpierw, w styczniu 2019 roku, funkcjonariusze ABW zatrzymali go wraz z ich byłym kolegą ze służby, kapitanem Piotrem D. Obydwu prokurator Karlińska postawiła zarzut działania na rzecz wywiadu Chin.
"Zły sygnał"
Według Marka Biernackiego, byłego ministra koordynatora służb specjalnych, a dziś posła z największym doświadczeniem w komisji do spraw służb specjalnych, odejście prokurator Karlińskiej jest "niepokojące".
- Sprawa Tomasza L. ma swój ciężar polityczny. Ten podejrzany o zdradę na rzecz Rosji to człowiek z towarzystwa najważniejszych polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy unikają odpowiedzi na pytania o łączące ich relacje. Niezależnie od tej sprawy odchodzi najbardziej doświadczona prokurator w sprawach zdrady i to bardzo, bardzo zły sygnał - ocenia Biernacki.
Prokurator Karlińska jeszcze w lipcu tego roku odbierała Brązowy Krzyż Zasługi w Kancelarii Prezydenta. Z oficjalnego komunikatu wynika, że otrzymała go za zasługi na rzecz wymiaru sprawiedliwości.
"To w imieniu Rzeczypospolitej – oraz moim własnym – pragnę gorąco podziękować za Państwa niezwykle wymagającą i odpowiedzialną pracę, absolutnie niezbędną dla sprawnego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, a przez to warunkującą bezpieczne trwanie i rozwój naszej Ojczyzny" - to słowa z listu prezydenta Andrzeja Dudy, które odczytał wyróżnionym prokuratorom minister Andrzej Dera.
Źródło: tvn24.pl