- My byśmy chcieli wiedzieć, na co te pieniądze idą. To jest ksiądz biznesmen! - mówili ci, którzy okupowali w sobotę swoją plebanię w Gowarczowie. Ksiądz w kordonie policji po kilku godzinach awantury zniknął i do tej pory nie pokazał się w mieście. Gdzie jest Eugeniusz T. i co kuria zamierza zrobić w sprawie zamieszania w sprawie proboszcza? Materiał "Blisko Ludzi" TTV.
- Jak ty ludziom w oczy spojrzysz? Ty się zastanów! My byśmy chcieli wiedzieć, na co te pieniądze idą. To jest ksiądz biznesmen! - takie głosy można usłyszeć na amatorskim nagraniu, które powstało w sobotę na terenie plebanii w Gowarczowie.
To właśnie tam w kościele zabarykadował się proboszcz, pod drzwiami 20 policjantów pilnowało, żeby nie zlinczowali go jego parafianie. Tak wyglądał sobotni wieczór pod kościołem w parafii w świętokrzyskim Gowarczowie.
- Nie ma żadnego chrześcijaństwa w tym wszystkim, co nasz ksiądz tu wyprawia - mówili mieszkańcy.
Rano było spokojnie
Jeszcze w sobotę rano nic nie zapowiadało tych dramatycznych wydarzeń. Ksiądz proboszcz i ksiądz wikariusz odbywali tradycyjne wizyty duszpasterskie w domach parafian. Młodszy, wikariusz, odwiedzał domy w pobliskiej wsi.
- Wrócił z miejscowości Miłaków i ksiądz proboszcz powiedział, że ten za mało mu dał pieniędzy. A on miał powiedzieć, że od biednych nie brał. No i skończyło się, jak się skończyło, wyzwiska pod adresem młodego księdza takie, że to się w głowie nie mieści. Żeby ksiądz, który jest proboszczem, takie rzeczy mówił - mówi jedna z mieszkanek.
Z relacji części mieszkańców wynika, że proboszcz miał uderzyć wikariusza pięścią w twarz. Inni twierdzą, że chodziło tylko o groźbę pobicia. Ta informacja szybko obiegła całą miejscowość. W sobotę wieczorem, przed mszą, przed kościołem zebrało się ponad 200 mieszkańców.
- O, proszę. Wyszedł ksiądz kanonik. Proszę księdza, jakim prawem bije nam ksiądz księdza wikariusza? - słychać na amatorskim nagraniu.
Ksiądz na taczce
Parafianie przygotowali dla swojego księdza proboszcza taczkę, na której chcieli go wywieźć z kościoła. W pewnym momencie proboszcz zabarykadował się w budynku i wezwał na miejsce policję.
- Jeżeli wikary, jak twierdzą państwo, został pobity przez księdza, może się zgłosić na policję i złożyć stosowne zawiadomienie - mówili policjanci.
Funkcjonariusze zdecydowali się zawołać na miejsce posiłki. Ostatecznie interweniowało aż dwudziestu trzech policjantów.
- Atmosfera na miejscu nie tyle była nerwowa, co po prostu musieliśmy tam być, aby dbać o ład i porządek, żeby nie doszło do żadnych incydentów - mówi st. post. Izabela Supernat z powiatowej komendy policji w Końskich.
23 policjantów
Była przepychanka, okrzyki, wyzwiska i groźby. W końcu, po kilku godzinach, policjanci uznali, że proboszczowi grozi niebezpieczeństwo. Eskortowany przez kordon policjantów proboszcz wyjechał z parafii.
- Zabijemy was, weźcie go! Tak jest, niech go biorą - słychać na nagraniu.
Od soboty proboszcz nie pojawił się w swojej parafii. Reporterowi "Blisko Ludzi" udało się ustalić, że ten przebywa w jednej z koneckich parafii. Kontaktu jednak z nim nie ma. - Wyjechał dzisiaj. Nie wiem, gdzie go można zastać - informowali na plebanii, w której miał przebywać mężczyzna.
Mieszkańcy pilnują
Od soboty co wieczór przed kościołem zbierają się parafianie. Pilnują, by proboszcz nie wrócił. Mieszkańcy mówią, że rzekome pobicie wikariusza było tylko kroplą, która przelała czarę goryczy. Mieszkańcy są pewni, że proboszcz już wcześniej stosował przemoc psychiczną i fizyczną wobec dzieci i podległych mu wikariuszy.
- Starszego mojego syna wyzwał, chłopak jest chory na padaczkę, a ten go wyzwał. Młodszy syn się ujął, to ksiądz policję na niego nasłał - opowiada Barbara, parafianka.
Ksiądz Eugeniusz T. proboszczem w tej miejscowości jest od siedmiu lat. Mieszkańcy twierdzą, że od samego początku do jego zachowania względem wiernych mieli poważne zarzuty. Proboszcz miał regularnie obrażać parafian.
- Wygonił moją córkę z dziećmi z kościoła, cała parafia to może poświadczyć. Druga ze ślubu z płaczem wyszła, tak ją potraktował, bo się rzekomo pięć minut spóźniła - mówi jeden z mieszkańców.
Biznesmen?
Jednak najczęściej powtarzany zarzut to - jak mówią parafianie - biznesowe podejście księdza do sprawowanej posługi. W trakcie dorocznej kolędy proboszcz z zeszytem w ręku miał rozliczać mieszkańców z wpłat na utrzymanie jego i kościoła. Jeśli ktoś nie wpłacił wymaganej przez proboszcza kwoty, stawał się dłużnikiem. Taki nietypowy dług proboszcz za każdym razem bezwzględnie windykował.
- Jeżeli ktoś z rodziny umarł, to on pytał: czy było dane na kościół? Jeżeli nie było dane, a chowany jest ten, który nie zapłacił, rodzina musiała dać księdzu za wszystkie składki. Co do grosza. Inaczej nie będzie pochowany - tłumaczy jedna z mieszkanek.
Za każdym razem "co łaska" to ustalona z góry kwota. Ksiądz zlikwidował też radę parafialną, bo - jak mówił - sam umie liczyć pieniądze. W ciągu siedmiu lat posługi wybudował plebanię. I jak twierdzą mieszkańcy, kilka razy zmienił samochód.
Co zrobi kuria?
Parafianie mówią, że w kurii interweniowali nie raz - tyle że bez żadnego skutku.
Po wydarzeniach z soboty kuria zamieściła w internecie krótkie oświadczenie. Informuje, że choć do żadnych rękoczynów w kościele nie doszło, kuria zamierza sprawę dokładnie zbadać. Na razie kuria zdecydowała się na oddelegowanie do kościoła w Gowarczowie innych księży.
Autor: bieru/ja / Źródło: tvn24