W każdej ustawie, zwłaszcza takiej, którą pan prezydent sam składa jako projekt, jako inicjatywa ustawodawcza, prezydent oczekuje, że parlament się zajmie tą sprawą bez zbędnej zwłoki - mówił w TVN24 Marcin Przydacz szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej. Pytany o prezydencki projekt dotyczący przerywania ciąży, którym od października 2020 roku nie zajął się Sejm, odparł: - Czy nas to w jakiś sposób mierzi? Jestem w stanie potwierdzić.
Sejm przyjął w piątek zaproponowaną przez prezydenta nowelizację ustawy - nazywanej lex Tusk - powołującej komisję do spraw badania wpływów rosyjskich. Teraz nowelizacja trafi do Senatu. Projekt nowelizacji trafił do Sejmu 2 czerwca, zaledwie kilka dni po tym, jak prezydent podpisał pierwotną - powstałą z inicjatywy Prawa i Sprawiedliwości i nazywaną lex Tusk - ustawę o powołaniu komisji do spraw badania wpływów rosyjskich.
Przydacz o "lex Tusk": komisja powinna jak najszybciej zacząć działać
O działania prezydenta w sprawie "lex Tusk" był pytany w "Rozmowie Piaseckiego" Marcin Przydacz, szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej.
- Panu prezydentowi zależało na tym, żeby jak najszybciej ta ustawa weszła w życie, żeby komisja zaczęła funkcjonować, bo ta wiedza, którą komisja powinna unaocznić Polakom, jest ważna - powiedział.
Na uwagę, że złożenie przez prezydenta nowelizacji zatrzymało prace nad powołaniem komisji, odparł: - Nowelizacja wskazuje na to, że nie powinno tam być parlamentarzystów. Sejm dzisiaj może wybrać każdego eksperta, który nie jest senatorem i posłem, patrząc i projektując, jak ta ustawa będzie wyglądała w przyszłości.
- To już nie jest pytanie do obozu prezydenckiego, dlaczego Sejm nie wybrał. W moim przekonaniu ta komisja powinna jak najszybciej zacząć działać - dodał.
Przydacz mówił, że "kancelaria prezydenta śledzi proces legislacyjny", a "ta ustawa mogłaby zostać przegłosowana wcześniej". - Relacje między obozami władzy są poprawne, ale nie ma prawnego wpływu przez prezydenta na polski parlament jest trójpodział władzy - zaznaczył.
Przydacz: przejmujemy tym, co się mówi o Polsce, ale na pewno nie wpływa to na decyzje
Prezydencki minister był też pytany, czy na decyzję prezydenta miała wpływ krytyka z zagranicy - między innymi Departamentu Stanu USA czy Komisji Europejskiej.
- Było oświadczenie Departamentu Stanu wynikające głównie z aktywności amerykańskiej ambasady. Mam co do tego stuprocentową pewność, bo jestem w bieżącym kontakcie z moimi odpowiednikami z Departamentu Stanu i z Białego Domu i nikt w tej sprawie z Waszyngtonu do mnie nie dzwonił, poza oczywiście aktywnością ambasady, która - to chyba wszyscy w Warszawie wiedzą - jest bombardowana przez część polskiej opozycji telefonami. Tak patrzę na te rzekome naciski - powiedział gość TVN24.
Przekonywał, że "pan prezydent podejmuje decyzje w oparciu o własną analizę". - Uznał, że trzeba wysłać do Trybunału Konstytucyjnego, ale uznał też, że pewne nieścisłości w tej ustawie wymagają poprawy - przypomniał.
- My się zawsze przejmujemy tym, co się mówi o Polsce, ale na pewno nie wpływa to na decyzje dotyczące podpisu. Prezydent ma własną odpowiedzialność, podejmuje decyzje w oparciu o własną analizę i o to, jak w jego wyobrażeniu wygląda interes Rzeczpospolitej. Prezydent uważa, że transparencja tej komisji jest kluczowa. Chodzi o to, by w przejrzysty sposób ukazać pewne fakty i przypomnieć fakty, o których być może zapomnieliśmy. To jest ważne, by oczyścić się z jakichkolwiek wpływów rosyjskich - podkreślił Przydacz.
Przydacz: Czy nas to w jakiś sposób mierzi? Jestem w stanie potwierdzić
Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej był też pytany o prezydencki projekt ustawy dotyczący aborcji, który w Sejmie leży od października 2020 roku.
- W każdej ustawie, zwłaszcza takiej, którą pan prezydent sam składa jako projekt, jako inicjatywa ustawodawcza, prezydent oczekuje, że parlament się zajmie tą sprawą bez zbędnej zwłoki - podkreślił.
- Na pewno oczekiwaniem pana prezydenta jest, by jego projekty ustaw były procedowane bez zbędnej zwłoki. Czy nas to w jakiś sposób mierzi? Jestem w stanie potwierdzić. Tak, to na pewno nie jest dobra sytuacja, kiedy projekty ustaw prezydenta, człowieka, który zdobył 10,5 miliona głosów w Polsce, trafiają gdzieś do szuflady. Powinny być jak najszybciej procedowane, kiedy trafiają do parlamentu - ocenił prezydencki minister.
Przydacz o referendum: będzie argumentem prawnym w negocjacjach z Komisją Europejską
Przydacz był też pytany o zapowiedziane przez PiS referendum w sprawie relokacji migrantów. - W moim przekonaniu ma sens. To jest też spór o kwestie prawne pomiędzy państwem suwerennym a Unią Europejską - powiedział. - Artykuł 4 konstytucji mówi: władza zwierzchnia należy do narodu i realizuje ją przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio. W momencie, kiedy naród polski wypowie się w referendum, jest to pewnego rodzaju argument także i w negocjacjach z Komisją Europejską. Ale jest to argument prawny, Polacy zdecydowali, co do kwestii przymusowej relokacji w taki sposób i Komisji Europejskiej nic do tego nie będzie - dodał prezydencki minister. Podkreślał także różnice między legalnym sprowadzaniem pracowników do Polski a "nielegalnym sprowadzaniem ludzi, którzy nie wiadomo skąd wzięli się w Europie". Mówił też, że Polska przyjęła kilka milionów "prawdziwych uchodźców" z Ukrainy. - I niestety, Komisja Europejska w żaden sposób nam nie pomogła - mówił.
CZYTAJ TAKŻE. KONKRET24 SPRAWDZIŁ: "Nie otrzymaliśmy z UE wsparcia na pomoc uchodźcom"? To nieprawda >>>
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24