We wtorek minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski wyjaśniał posłom, jak resort szykuje się do otwarcia szkół 1 września. - Przewidujemy, że przytłaczająca większość szkół będzie działać normalnie - przekonywał. Posłowie opozycji nie dali się jednak przekonać i krytykowali ministra za niewystarczające, ich zdaniem, działania przed wznowieniem działalności placówek edukacyjnych.
- Nie chcemy, żeby szkoły stały się miejscem zarażeń, tylko żeby były miejscem edukacji - mówiła Krystyna Szumilas z PO tuż po rozpoczęciu obrad sejmowej komisji edukacji. Jej posiedzenie zwołano na wniosek posłów opozycji, którzy chcieli dowiedzieć się, jak resort edukacji szykuje się do 1 września.
Minister edukacji Dariusz Piontkowski powtórzył niemal to samo, co mówił dziennikarzom na ubiegłotygodniowej konferencji. - Przewidujemy, że przytłaczająca większość szkół będzie działała normalnie - mówił Piontkowski. I przypominał, że to dyrektorzy - po konsultacji ze stacją sanitarną i organem prowadzącym (gminą lub powiatem - red.) będą decydowali o ewentualnym przechodzeniu na częściową lub całościową naukę zdalną.
Ministerstwo przygotowało informatory
- Przygotowaliśmy informatory, poradniki o tym, jak to kształcenie prowadzić w sposób efektywny i bezpieczny - mówił minister. Chwalił się między innymi portalem epodreczniki.pl, z którego wiele szkół korzystało wiosną w czasie nauki na odległość. - To zintegrowana platforma edukacyjna, której narzędzia umożliwiały prowadzenie zajęć. Cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, są na niej miliony kont, odnotowaliśmy setki milionów wejść i około miliona użytkowników codziennie - wymieniał. Nie wspomniał jednak o tym, że mimo wcześniejszych zapowiedzi ta platforma nie zostanie w najbliższym czasie uzupełniona o czat do wideokonferencji, na którego brak narzekało wielu nauczycieli.
Krytykowany przez część posłów za to, że przepisy regulujące prace w pandemii nie są wystarczająco szczegółowe, Piontkowski odpowiadał: - Życie zawsze będzie bogatsze niż najgrubsze i najdokładniejsze przepisy prawa.
Mury nie zarażają, ludzie mogą
Zdaniem ministra edukacji "większość pytań bierze się z tego, że ktoś nie czytał wytycznych lub czytał je z brakiem zrozumienia". - Część pytań była zadawana tylko po to, żeby siać zamęt, na przykład o to, ile maseczek zakupiło ministerstwo. Choć wielokrotnie mówiliśmy, że nie zakładamy obowiązku zasłaniania nosa i ust - przypomniał minister. I dodawał: - Szkoła nie jest miejscem, gdzie od razu wszyscy się zarażą, jak tylko przyjdą.
Do tych słów odnosiła się później między innymi Szumilas: - To prawda, mury nie zarażają, ale mogą zarażać ci, którzy w szkołach pracują lub się uczą - komentowała. - Jestem przerażona - podkreślała parokrotnie była minister edukacji.
Katarzyna Lubnauer z Koalicji Obywatelskiej dziwiła się ministerstwu, że nie wypracowało rozwiązań dla nauczycieli po 60. roku życia, czyli znajdujących się w grupie ryzyka. I krytykowała wcześniejsze wypowiedzi wiceminister Marzeny Machałek, która na antenie TVN24 mówiła, że ci nauczyciele mają wybór i mogą iść na emeryturę. - Wiedząc, jak wielu nauczycieli brakuje, nie ryzykowałabym nawet sugerowania, żeby ci najstarsi nauczyciele odeszli na emeryturę - mówiła. I przypominała, że wiele szkół jest przepełnionych - szczególnie liceów i techników w dużych miastach, które pękają z powodu tak zwanej kumulacji roczników, do której doszło przed rokiem w skutek likwidacji gimnazjów.
A co z równymi szansami?
Posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy zwracała uwagę, że choć władze MEN twierdzą, że przyglądają się innym rozwiązaniom europejskim, to nie wykorzystuje najlepszych. Mówiła między innymi o Włoszech, gdzie zakupiono miliony pojedynczych ławek, kilkanaście milionów maseczek i przygotowano pieniądze na zatrudnienie dodatkowych nauczycieli, by ułatwić uczniom zachowanie dystansu.
Dziemianowicz-Bąk podkreślała też, że MEN w ogóle nie zajmuje się dziećmi, które wypadły z systemu wiosną (chodzi o uczniów, z którymi nauczyciele w czasie zdalnej nauki nie mogli nawiązać kontaktu) i nie wiadomo, co się z nimi dzieje. Nie ma też mowy o wyrównywaniu szans i brakach, które wynikają ze zdalnego nauczania. - Nikt tego nawet nie monitoruje - krytykowała.
W podobnym tonie wypowiadała się Barbara Nowacka z KO. - Wiele dzieci było narażonych na stres i pozostawionych w opresyjnym środowisku. Co zrobić, żeby te dzieci mogły sprawnie wrócić do systemu nauki i przestały się bać? Chodzi nie tylko o wyrównywanie szans, ale i pomoc psychologiczną - zauważała.
Kolejni posłowie apelowali do MEN także o rozluźnienie podstawy programowej.
Rodzice też są odpowiedzialni
Ministra edukacji bronił Kazimierz Moskal z Prawa i Sprawiedliwości, mówiąc między innymi, że rodzice też są odpowiedzialni za zdrowie dzieci. - Przecież rodzice nie puszczą chorych dzieci do szkoły - komentował.
- Same negatywne uwagi, wszystko źle - komentowała przewodnicząca komisji Mirosława Stachowiak-Różecka (PiS). I ironizowała, że tak samo reagowaliby posłowie opozycji, gdyby minister zaproponował "10 razy więcej szkół, rozdzielonych lasem, osobne pomieszczenia dla wszystkich klas, 200 procent więcej nauczycieli i totalną elastyczność rodziców w pracy". Równocześnie dziękowała posłom za dyskusję o zdalnej edukacji.
Katarzyna Lubnauer dopytywała przewodniczącą komisji, czy ta kiedykolwiek próbowała się dodzwonić do sanepidu.
- W przypadku plaż państwo nie widzą żadnego problemu, inaczej w przypadku szkół - komentował wypowiedzi posłów minister Piontkowski. I przypominał internetowy obraz z zatłoczonej plaży i dopisany do niego dialog, w którym dziecko pyta, czy pójdzie we wrześniu do szkoły, a matka odpowiada mu, że nie wiadomo, czy będzie wystarczająco bezpiecznie.
Źródło: tvn24.pl