Sprawy tak poważne jak kwestia broni atomowej w Polsce - to są sprawy na tyle ważne, że my najpierw negocjujemy, a później komunikujemy - mówił sekretarz stanu w MON Cezary Tomczyk o słowach prezydenta Andrzeja Dudy o rozmieszczeniu w Polsce broni jądrowej. Zdaniem posła Lewicy Tomasza Treli była to "błazenada". Poseł PiS Paweł Jabłoński stwierdził z kolei, że w takich sprawach potrzebne jest publiczne wywieranie presji. W sprawie głos zabrali także marszałek Sejmu Szymon Hołownia i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.
Prezydent Andrzej Duda w rozmowie z brytyjskim dziennikiem "Financial Times" zwrócił się do USA o rozmieszczenie broni jądrowej na terytorium Polski jako środka odstraszającego przed rosyjską agresją. Według dziennika ta prośba mogła zostać odebrana na Kremlu jako wysoce prowokująca.
CZYTAJ WIĘCEJ: Prezydent apeluje do Amerykanów. Chodzi o broń jądrową
- Nie rozmawiałem z prezydentem o tej konkretnej kwestii, ale byłbym zszokowany, gdyby poparł rozprzestrzenienie broni jądrowej dalej na wschód Europy - skomentował to wiceprezydent USA J.D Vance w wywiadzie dla Fox News.
O tę sprawę pytał polityków w piątek reporter TVN24 Radomir Wit.
Tomczyk: katastrofa dyplomatyczna
- To katastrofa dyplomatyczna Andrzeja Dudy, mówiąc wprost, że sprawy tak poważne jak kwestia broni atomowej w Polsce - to są sprawy na tyle ważne, że my najpierw negocjujemy, a później komunikujemy - zauważył wiceminister obrony Cezary Tomczyk z Koalicji Obywatelskiej. Zaznaczył, że "nie można przyjąć odwrotnego założenia".
Jego zdaniem prezydent "dostał bardzo mocny strzał ze strony administracji amerykańskiej, od wiceprezydenta Vance'a" oraz naraził Polskę na śmieszność". - Ja nie chciałbym nigdy narażać Polski na śmieszność. To tylko pokazuje, że potrzebujemy po prostu poważnego prezydenta, poważnego człowieka, który w poważny sposób traktuje polskie sprawy - mówił Tomczyk.
Trela: Andrzeja Dudy mi nie szkoda, ale Polski mi szkoda
Wiceszef klubu Lewicy Tomasz Trela ocenił propozycję jako dobrą, ale "pod warunkiem, że ona była skonsultowana".
- Nie trzeba było długo czekać, kilka godzin, żeby prezydenta wyprostowano. Lepiej, żeby był prezydent roztropny, rozważny i konsultował takie prace i takie decyzje i stanowiska z rządem, niż wyrywał się przed szereg, bo jego kadencja się kończy i będzie zapamiętany jako słaby prezydent, który tak naprawdę nic nie może - ocenił Trela.
- Nie wiem, czy Kaczyński mu kazał, czy Nawrocki go o to poprosił, ale wyszedł skompromitowany. Taka błazenada w wykonaniu głowy państwa. Andrzeja Dudy mi nie szkoda, ale Polski mi szkoda - podsumował poseł Lewicy.
Jabłoński: trzeba wywierać presję publicznie
Poseł PiS Paweł Jabłoński powiedział, że chociaż nie ma teraz takiej koncepcji, to "trzeba pracować, żeby była".
- Przed chwilą prezydent Francji mówił o tym, że Francja chce rozszerzyć parasol nuklearny. Nie do końca wiadomo, co to znaczy. Czy to jest po prostu gwarancja polityczna, czy przeniesienie głowic. Natomiast program Nuclear Sharing jest obecny w pięciu krajach europejskich. I Polska ma takie samo prawo do tego, żeby również być chroniona - mówił.
Jego zdaniem "jeżeli będziemy siedzieli cicho i czekali, aż ktoś to za nas rozwiąże, to nic się nie wydarzy". - Trzeba robić to zarówno na drodze dyplomatycznej, ale też wywierać taką presję publicznie, dlatego że to też wpływa na decyzje polityczne. Jeśli jest presja publiczna, to potrafi zmieniać rzeczywistość - dodał.
Kosiniak-Kamysz: takie decyzje powinny zapadać w gronie sojuszników
Głos w sprawie zabrał też na konferencji prasowej szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. - Uważam, że kwestie dotyczące parasola nuklearnego, Nuclear Sharing, jakichkolwiek inicjatyw, powinny być uzgadniane, a potem dopiero komunikowane - powiedział.
Dodał, że "ta zasada, szczególnie w tym tak wrażliwym temacie, który oddziaływuje i wewnętrznie, ale i zewnętrznie, wymaga ciszy i spokoju, uzgodnienia sojuszniczego".
- My bardzo poważnie podchodzimy do sprawy oferty ze strony Francji - zaznaczył. - Bardzo poważnie podchodzimy do każdego działania Stanów Zjednoczonych, bo jesteśmy transatlantykiem, czyli łączymy Europę i Stany Zjednoczone. Moim zdaniem takie decyzje powinny zapadać w gronie sojuszników, bo one są decyzjami oddziałującymi nie tylko na jedno państwo, ale tak naprawdę na cały region, na całą Europę - tłumaczył.
Zaznaczył, że "rząd jest zainteresowany współpracą", ale powtórzył, że jego zdaniem "te sprawy lepiej najpierw rozstrzygać, a później o nich komunikować".
Hołownia: można dostać czarną polewkę na oczach całego świata
O odpowiedź Vance'a był też pytany na konferencji marszałek Sejmu Szymon Hołownia. - Po pierwsze, nie wiem dlaczego prezydent Vance miałby być zszokowany tym, że nasz sojusznik, Stany Zjednoczone, decyduje o wsparciu swoim potencjałem nuklearnym innego sojusznika. My nie jesteśmy wrogiem Stanów Zjednoczonych. My nie jesteśmy w jakiejś szarej strefie bezpieczeństwa. My jesteśmy dumnym członkiem Paktu Północnoatlantyckiego. Rekordzistą, jeżeli chodzi o wydatki ponoszone na nasze wspólne bezpieczeństwo. Więc nie rozumiem szoku, który miałby przeżywać w związku z tym wiceprezydent Vance - powiedział.
Skomentował też słowa Dudy. - Bardzo bym chciał, żeby pan prezydent, zanim coś ogłosi, najpierw to ustalił. Bo to jest po prostu lepsze dla Polski. Pan prezydent, wiemy, liczyliśmy na to, że to spotkanie z Donaldem Trumpem coś zmieni, pojechał na 10 minut i był w poczekalni. Ogłosił w "Financial Times", że Amerykanie powinni nam udzielić parasola atomowego. Powinni nas włączyć aktywnie. Bo my uczestniczymy już w programie Nuclear Sharing w zakresie testowania choćby możliwości przenoszenia taktycznej broni jądrowej - zauważył.
- Natomiast jeżeli mielibyśmy wejść na szczebel wyżej, to najpierw taką rzecz trzeba uzgodnić, zanim się ogłosi w mediach. A jeżeli się już uzgodniło, ale druga strona to dementuje, to znaczy, że sprawczość polityczna wynosi zero - ocenił Hołownia.
Jego zdaniem "warto zastanowić się nad tym, czy z takimi propozycjami wychodzić, jeżeli nie ma się tego przegadanego, uzgodnionego". - Bo może się narazić na szwank reputację Rzeczpospolitej, a my tego nie potrzebujemy. Dzisiaj uważam, że mamy prawo zwracać się do Amerykanów o to, żeby takiej ochrony nam udzielili, ale musimy też pracować nad opcją francuską - przypomniał.
Dodał, że "dzisiaj odstraszanie przy pomocy taktycznej broni nuklearnej niestety może się okazać również konieczne". - W polskim interesie, skoro się tu znajdujemy, a nie gdzie indziej, jest to, żeby taka broń w Polsce stacjonowała, a polscy żołnierze byli włączeni w proces zarządzania tą bronią - stwierdził Hołownia. Zaznaczył, że jest to "bardzo kosztowne". - Ale rozumiem, że jesteśmy w sytuacji wyższej konieczności - dodał.
Zwrócił się też bezpośrednio do prezydenta. - Zanim się wyjdzie do mediów warto ustalić, bo później można dostać czarną polewkę na oczach całego świata i wystawić na szwank reputację Rzeczpospolitej - powiedział Hołownia.
Autorka/Autor: mart/akw
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Wojtek Jargiło/PAP/EPA