Spektakularny policyjny pościg w Łodzi. Uciekający volvo mężczyzna prawie staranował funkcjonariuszy, ci po bezskutecznych próbach zatrzymania go zaczęli strzelać. Kierowca trafił do szpitala, nie wiadomo dlaczego zdecydował się na desperacką ucieczkę.
Do zdarzenia doszło na obrzeżach Łodzi. Według policji, funkcjonariusze prowadzący akcję przeciwko złodziejom samochodów zauważyli przy ulicy Skrzydlatej podejrzane volvo. Samochód nie miał m.in. lewego lusterka, zderzaka oraz tylnych siedzeń. Policjanci wzięli auto pod obserwację, podejrzewając, że został skradziony i porzucony.
- W bliskim sąsiedztwie auta pojawił się mężczyzna. Kiedy zauważył funkcjonariuszy siedzących w nieoznakowanym samochodzie policyjnym, schował się za drzewo. Po jakimś czasie wrócił jednak, wsiadł do volvo i ruszył - relacjonuje rzecznik łódzkiej policji Mirosław Micor.
Policjanci postanowili zatrzymać pojazd, włączyli syrenę, ale kierowca nie reagował. Skręcił do lasu i zaczął uciekać. - Uciekającego zauważył inny patrol i włączył się do pościgu. Przeciął drogę volvo. Kierowca zwolnił, ale chwilę później kontynuował ucieczkę wprost na policjantów. Tym udało się w ostatniej chwili odskoczyć. Jeden z nich użył broni - mówi Micor.
Według rzecznika najpierw oddał strzał ostrzegawczy, a później strzelił w kierunku samochodu. Jeden z pocisków trafił mężczyznę w plecy. W stanie ciężkim, ale stabilnym, leży w szpitalu WAM w Łodzi.
Jak się okazało, volvo nie było jednak kradzione. - Wyjaśniamy, dlaczego mężczyzna uciekał oraz czy policjant słusznie użył broni - powiedział w TVN24 Micor.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24