Po piknikach i rozmachu - a właściwie z tego powodu - teraz przyjdą chude czasy. Prawo i Sprawiedliwość usłyszało decyzję, która mocno komplikuje finansową sytuację partii. Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie finansowe byłej partii władzy i przypieczętowała to, co stwierdziła pod koniec sierpnia.
Na mocy decyzji - PiS nie otrzyma zwrotu pieniędzy za kampanię wyborczą i w ramach kary subwencji przez trzy lata - chodzi o 75 milionów złotych. PKW dowiodła, że zeszłoroczna kampania wyborcza była finansowana w sposób niezgodny z prawem.
Oglądaj najnowsze wydania programu "Polska i Świat" w TVN24 GO >>>
- Nie ma świętych krów. Ten, kto rządzi nie może sobie wydawać pieniędzy na prawo i lewo, bo będą konsekwencje i dziś mamy z tym do czynienia - mówi Tomasz Trela z Nowej Lewicy.
Przed sierpniową uchwałą, po wnikliwej analizie, wiadomo było, że pikniki za rządowe pieniądze były wprost kampanią partyjną. Produkcja materiałów wyborczych szerokim strumieniem była finansowana z pieniędzy spółek Skarbu Państwa, a nie z funduszu wyborczego. Spot Zbigniewa Ziobry za 1,5 miliona złotych, niby o Funduszu Sprawiedliwości, posłużył tak naprawdę jako kampania na rzecz Prawa i Sprawiedliwości.
Komentarze polityków
Głosy w PKW były podzielone - zwolenników ukarania partii Jarosława Kaczyńskiego było pięciu, przeciw głosowało czterech. W Prawie i Sprawiedliwości nastroje minorowe. - Nie pierwszy raz obserwujemy to przedstawienie, bezprawne działanie PKW, odnośnie pozbawienia PiS środków na działalność - uważa Edward Siarka z PiS.
- To oczywiście konsekwencja tego, że PiS w 2023 roku korzystało z szeregu korzyści materialnych, które nie były wykazywane, a były wykorzystywane w ramach kampanii wyborczej - podkreśla Sławomir Ćwik z Polski 2050.
Rzecznik partii Rafał Bochenek, na progu drogiej z definicji kampanii prezydenckiej, rozemocjonowany pisze w mediach społecznościowych, że: "Decyzja politycznych nominatów w PKW obecnej koalicji 13 grudnia pokazuje, że planem rządzących jest eliminowanie jedynej realnej opozycji w Polsce poprzez bezprawne, administracyjne działania" - napisał.
"Wiedzą, że demokratycznie, uczciwie nie wygrają, dlatego łamią prawo i działają metodą faktów dokonanych. W sytuacji jaka została stworzona trudno mówić o uczciwych wyborach prezydenckich w Polsce. Wszystko na to wskazuje, iż jest to element przygotowania do oszustwa w zbliżających wyborach głowy państwa" - przekonuje.
"Przedmiotowe decyzje zmierzają do wprowadzenia systemu autokratycznego w Polsce, sterowanego osobiście przez Tuska. Nie ma to nic wspólnego z demokracją i pluralizmem politycznym. To zaprzeczenie standardom jakie obowiązują w cywilizowanym świecie" - dodaje.
- A co mają mówić? Wiemy, jakie środki były wydatkowane w sposób nieadekwatny, a na pewno były wydatkowane nie w taki sposób, w jaki powinny być. Dziś PKW jasno wskazuje na to - mówi Magdalena Sroka z Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Wątpliwości wokół statusu sędziów
Należy się spodziewać, że z utratą 75 milionów złotych PiS się nie pogodzi ot tak, bo kampanię prezydencką trzeba mieć z czego finansować i będzie się odwoływać. Ma na to tydzień.
Przewodniczący PKW Sylwester Marciniak zwraca uwagę, że z Kodeksu wyborczego i ustawy o partiach politycznych wynika, że odwołanie rozpatruje Sąd Najwyższy. - Z kolei ustawa ustrojowa mówi wyraźnie, że te sprawy wyborcze, sprawy sprawozdań finansowych należą do Izby Kontroli Nadzwyczajnej - zastrzega.
Sytuacja jest jednak o tyle nadzwyczajna, że na tym samym posiedzeniu PKW podjęła uchwałę, jak traktować ową Izbę. - Jeżeli w składzie Sądu Najwyższego będą sędziowie, którzy zostali powołani po 2017 roku, to wtedy to są dla nas uchwały i orzeczenia nieistniejące - wyjaśnia członek PKW Ryszard Kalisz.
Nie jest to widzimisię większości, która zgromadziła się w Państwowej Komisji Wyborczej. Izba ustanowiona przez władzę PiS i obsadzona w wadliwej procedurze przy udziale niekonstytucyjnej upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa - została wprost nazwana przez unijny trybunał sprawiedliwości za grono, które sądem nie jest, bo zasiadają tam osoby, które nie są sędziami. - A jak wiecie państwo, w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej są tylko tacy sędziowie - zwraca uwagę Ryszard Kalisz.
To oznacza, że procedura odwoławcza jest cokolwiek skomplikowana, mimo, że Sąd Najwyższy ma na jej rozpatrzenie 60 dni. Ostateczną decyzję o wypłacie lub nie subwencji podejmuje główny księgowy kraju, czyli minister finansów. Należy się spodziewać, że rozterek co do umocowania decyzji PKW i statusu kwestionowanej Izby Sądu Najwyższego mieć raczej nie będzie.
"Inna decyzja zapaść nie mogła"
Reporter "Czarno na białym" Łukasz Karusta pytany w programie "Polska i Świat" w TVN24 o decyzję PKW stwierdził, że nie jest ona zaskakująca. - Tam się nazbierało dużo przewin przeróżnych, tak dużo miejsc w kampanii wyborczej, w których szły pieniądze, które nie były później zawarte w sprawozdaniu - ocenił.
Dziennikarz TVN24 Radomir Wit pytany o reakcje polityków Prawa i Sprawiedliwości, zwrócił uwagę, że wśród posłów tej partii "tliła się nadzieja, że a nuż się uda i ta ostateczna decyzja nie zapadnie". - Tylko tyle, że inna decyzja zapaść nie mogła, bo po tym, co zrobiła wcześniej PKW, naturalną konsekwencją jest to, co dzisiaj zadecydowano - wyjaśnił.
- Prawo i Sprawiedliwość ponosi konsekwencje tego, co zrobiło i teraz się przekonuje, jak funkcjonuje system, który stworzyło. Kształt PKW i to, kto tam zasiada, to robota Prawa i Sprawiedliwości. Wymiar sprawiedliwości, problemy z Sądem Najwyższym, międzynarodowe orzecznictwo, które jasno wskazuje na to, że nie można rozumieć Izby jako sąd to robota Prawa i Sprawiedliwości - wyliczał.
Reporterzy "Czarno na białym" Łukasz Karusta i Dariusz Kubik dokładnie przyjrzeli się wydatkom PiS w czasie kampanii. W programie "Polska i Świat" zwrócił uwagę, że "najciekawiej wyglądały rubryki przy nazwiskach kandydatów Solidarnej Polski". - Oni na całą kampanię, wedle sprawozdania, zebrali 550 tysięcy złotych, czyli niewiele. Czołowi politycy Solidarnej Polski zebrali po 10-15 tysięcy złotych. Za tę cenę nie wiem, czy można postawić jeden czy dwa billboardy na miesiąc - powiedział.
- Zestawiliśmy to z pieniędzmi, które wydał Fundusz Sprawiedliwości, i to w tych regionach, skąd kandydowali politycy Solidarnej Polski. To było ponad 50 milionów złotych, z czego spora część była wydana w kampanii wyborczej – dodał.
Radomir Wit z kolei wskazuje, że wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości dominują dwa sposoby myślenia na temat sytuacji, w której znalazła się partia. - Ci bardziej pragmatyczni mówią, że towarzystwo Suwerennej Polski nic dobrego nie przyniesie i że trzeba będzie ponosić różnego rodzaju konsekwencje. Część polityków PiS łudzi się, że będzie to element solidarnościowy, łączący i budujący tożsamość wokół Prawa i Sprawiedliwości i ludzie będą teraz wpłacać na partię - powiedział.
Autorka/Autor: Maciej Warsiński, asty/ads
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Albert Zawada