Byli szefowie służb specjalnych Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik zwołali w środę dziennikarzy, by przekazać "prawdę o operacji polityczno-medialnej Pegasus". W czasie swego oświadczenia pewne fakty jednak zmanipulowali, a niewygodne pominęli milczeniem. Na pytania nie odpowiedzieli. Poniżej konfrontujemy z faktami przedstawione przez byłych posłów PiS opinie.
Byli posłowie PiS i szefowie resortu spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik - jak również ich partia - od środowego poranka zapraszali dziennikarzy na konferencję prasową. W rzeczywistości przybrała ona formę oświadczenia - po pierwszym pytaniu od reporterów obydwaj wyszli z sali.
Kamiński i Wąsik przekonywali, że konferencja ma na celu "przedstawienie prawdy o operacji polityczno-medialnej 'Pegasus'". Pewne fakty jednak zmanipulowali, a niewygodne pominęli milczeniem.
Poniżej omawiamy manipulacje i przemilczane przez polityków PiS fakty.
Pierwsza manipulacja
W przekazie byłego ministra koordynatora i jego zastępcy kupno systemu Jarvis (polska nazwa dla Pegasusa od izraelskiej firmy NSO) była w pełni zgodna z prawem. Relacjonowali, że w 2017 roku CBA i policja powołały "specjalny zespół składający się z fachowców" do przygotowania zakupu systemu do tego, by można było skutecznie prowadzić kontrole operacyjne. - Zespół ten ocenił, że zakup jest legalny, zasadny i bezpieczny, uzyskał stosowne opinie, także prawne, instytucji zewnętrznych - przekonywał Maciej Wąsik.
Politycy nie wspomnieli, jakie instytucje zewnętrzne opiniowały kupno systemu. Nie powiedzieli również o zarzutach, jakie wobec metody zakupu przez Centralne Biuro Antykorupcyjne sformułowała Najwyższa Izba Kontroli.
Przypomnijmy, że kontrolując wykonanie budżetu państwa w 2017 roku, inspektorzy NIK zarzucili, że CBA złamało prawo. Wskazywali na jednoznaczne zapisy w ustawie o CBA.
Działalność CBA jest finansowana z budżetu państwa
Tymczasem środki na kupno systemu (25 milionów złotych) obaj ministrowie pozyskali z tak zwanego Funduszu Sprawiedliwości nadzorowanego przez ministra sprawiedliwości, który nie stanowi części budżetu państwa. Obaj ministrowie dotychczas nie odpowiedzieli na pytanie, czy dzięki temu przelewowi CBA nie reagowało na ujawnianie przez media licznych nieprawidłowości w wydawaniu setek milionów złotych z Funduszu Sprawiedliwości.
Manipulacja "Pegasusem Tuska"
Według obydwu byłych posłów wybrali oni CBA, a nie policję lub Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego do zakupu Pegasusa, dlatego że podobny system właśnie dla tej formacji kupił rząd Donalda Tuska.
W rzeczywistości media w 2015 roku ujawniły, że służba antykorupcyjna dysponowała systemem o nazwie Remonte Control System włoskiej firmy Hacking Team. Z naszych informacji wynika, że system zasadniczo różnił się od Jarvisa. Nie pozwalał na przełamywanie zabezpieczeń telefonów, lecz komputerów, w szczególności jednej aplikacji - popularnego wówczas Skype.
System został użyty co najwyżej kilka razy, pod kontrolą prokuratorską i sędziowską. Ze względu na zastrzeżenia, że jego zastosowanie nie było uregulowane w polskim prawie, po fazie testów zaniechano jego używania.
Świadczyć o tym może również inny fakt. Przez ostatnie osiem lat, gdy kontrolę nad służbami specjalnymi oraz prokuraturą mieli politycy Zjednoczonej Prawicy, nie odkryli oni żadnych nadużyć związanych z tym systemem. Nie było żadnego zawiadomienia do prokuratury, a tym bardziej żadnych wyroków.
Tylko w imię bezpieczeństwa
Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik wielokrotnie podkreślali, że system służył wyłącznie zapewnieniu bezpieczeństwa wewnętrznego. Został zaś kupiony, dlatego że nie było możliwości przełamywania zabezpieczeń komunikatorów, nawet gdy posługiwali się nimi przestępcy.
Jednocześnie wielokrotnie obywaj politycy PiS podkreślali, że przed objęciem przez nich władzy funkcjonował "Pegasus Tuska". To co najmniej nielogiczność.
Za zgodą (nieświadomych) sądów
Byli posłowie Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik opisywali skomplikowany proces zdobywania przez służby zgody na zastosowanie kontroli operacyjnej. Ich zdaniem w pełni szczelny, zabezpieczający osoby inwigilowane przed nadużyciami. Według ich słów służby - przed uruchomieniem Jarvisa - najpierw muszą zdobyć zgodę prokuratury, następnie sądu.
- To sąd ocenia, czy sytuacja, którą zaprezentowały służby, powinna zostać objęta kontrolą operacyjną. I dopiero po zgodzie sądu służby mogą wykorzystać system - mówił Maciej Wąsik.
Jednak sędziowie nie wiedzieli, że wyrażają zgody na uruchomienie Jarvisa, czyli Pegasusa. O tym, że takim systemem posługuje się CBA, nie wiedzieli aż do momentu ujawnienia tego faktu na łamach tvn24.pl we wrześniu 2018 roku.
Warszawski sędzia Igor Tuleya, który wielokrotnie rozpatrywał wnioski o zastosowanie kontroli operacyjnej, nazwał to "nadużyciem". - Czuję się wykorzystany, jeżeli akceptowałem wnioski, na podstawie których potem używano Pegasusa - mówił w programie "Jeden na jeden" pod koniec ubiegłego miesiąca. W tej samej rozmowie ocenił również, że użycie Pegausa było niezgodne z prawem.
System bez testów bezpieczeństwa
W opinii obydwu byłych posłów system Pegasus nie musiał mieć "akredytacji". Pod tym pojęciem kryje się badanie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego sprawdzające, czy system nie przenosił informacji do Izraela. Czyli czy nie służył "inwigilowaniu inwigilujących", co podnosił wielokrotnie m.in. generał Krzysztof Bondaryk, były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Tymczasem Maciej Wąsik stwierdził, że Pegasus nie musiał przechodzić akredytacji podobnie jak "Pegasus Tuska". - Nie był akredytowany, bo jest artykuł 51 ustawy o ochronie informacji niejawnych, który mówi, że nie podlegają akredytacji urządzenia służące bezpośrednio do pozyskiwania i przekazywania w sposób niejawny informacji oraz utrwalania dowodów - tłumaczył.
Jednak systemy do znacznie mniej inwazyjnych podsłuchów telefonicznych, używane wcześniej, posiadały takie "certyfikaty" od Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego lub Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Sąd: dowody nielegalne
Byli nadzorcy służb specjalnych wielokrotnie zapewniali, że użycie Pegasusa było zgodne z prawem. Ani słowem nie odnieśli się do wyroku, który zapadł w maju 2023 roku w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu. Szeroko został opisany przez media w ubiegłym miesiącu, po pojawieniu się pisemnego uzasadnienia. Sąd uznał za nielegalne wykorzystanie tej techniki zbierania dowodów przestępstw i uchylił zarzuty przedstawione na ich podstawie.
- Sąd argumentuje też, że służby uzyskały informacje z okresu, który poprzedzał zarządzenie kontroli operacyjnej przez sąd. Docieka, że istniała możliwość, że wykorzystano takie narzędzie, które umożliwiało dostęp do szerokiego zakresu danych z telefonu, w tym historycznych i bez wiedzy oskarżonego, ale także bez wiedzy operatora komunikatora. Innymi słowy, wskazuje, że służby musiały przejąć te informacje, dostając się w jakiś sposób do urządzenia, najprawdopodobniej za pomocą Pegasusa. Ale zgodnie z postanowieniem sądu, na podstawie którego działali, nie wolno im było tego robić - tłumaczyła zawiłości wyroku dla tvn24.pl adwokatka Małgorzata Mączka-Pacholak.
Na kogo Pegasus?
Politycy PiS na swojej "konferencji" wiele razy zapewniali, że system nie był wykorzystywany do "walki z opozycją". - To nieprawda, ale taka narracja ówczesnej opozycji była w mediach bardzo popularna - podkreślał Wąsik.
Z całą pewnością wiadomo jednak, że systemu użyto 33 razy wobec Krzysztofa Brejzy. W dodatku w czasie, gdy kierował on kampanią wyborczą Koalicji Obywatelskiej w 2019 roku. Pozyskane w ten sposób SMS-y i wiadomości przesyłane m.in. za pomocą komunikatorów WhatsApp i Signal trafiły następnie do TVP Info, która na tej podstawie stworzyła kilkaset materiałów uderzających w polityka i jego rodzinę. Kulisy tych działań odsłonili dziennikarze "Superwizjera" TVN Maciej Duda i Łukasz Ruciński w reportażu "Operacja kryptonim 'JASZCZURKA'".
Podobnie materiały, uzyskane za pomocą polskiego Pegasusa, zostały wykorzystane wobec prokurator Ewy Wrzosek oraz szefa pionu bezpieczeństwa w stolicy Michała Domaradzkiego. Następnie zaś te same materiały - przed finałem śledztwa, ujawnieniem ich w sądzie - zostały ujawnione opinii publicznej przez prokuraturę. Miały one obciążyć w oczach opinii publicznej prokurator znaną z krytycznej postawy wobec Zbigniewa Ziobry i generała Domaradzkiego, bliskiego współpracownika Rafała Trzaskowskiego. Według oświadczeń Wrzosek i Domaradzkiego nie wymieniali oni jednak wiadomości tej treści, które opublikowała prokuratura.
Wąsik i Kamiński nie dali dziennikarzom możliwości zadawania pytań. Zapowiedzieli, że będą odpowiadać na komisji śledczej ds. Pegasusa.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24