CBA ma nowy system do inwigilacji telefonów i komputerów, najdroższy w historii polskich służb - ustalił portal tvn24.pl. Kosztował ponad 33 miliony złotych. Sfinansowano go ze specjalnego funduszu, z którego państwo miało wspomagać ofiary przestępstw. Najwyższa Izba Kontroli ocenia, że w ten sposób CBA i minister sprawiedliwości złamali prawo.
Część dokumentów świadczących o zakupie systemu do inwigilacji dziennikarz tvn24.pl odnalazł w aktach kontroli prowadzonej przez NIK. Inspektorzy sprawdzali, jak minister sprawiedliwości gospodaruje Funduszem Sprawiedliwości, który do niedawna nazywał się Funduszem Pomocy Poszkodowanym i Pomocy Postpenitencjarnej.
Jedna faktura
Fundusz zasilają sądy, które nakładają na sprawców przestępstw kary finansowe. Kontrolerzy NIK prześwietlili największą ubiegłoroczną daninę z funduszu - 25 milionów złotych - która trafiła do Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
O tym, na co została przeznaczona, świadczy jedna faktura, która znajduje się w aktach kontroli Izby. Wystawiła ją służbie antykorupcyjnej warszawska firma informatyczna na ponad 33 miliony złotych. Zatytułowana jest "zakup środków techniki specjalnej służących do wykrywania i zapobiegania przestępczości".
Uszczegółowione są kwoty, które przeznaczono na poszczególne elementy systemu: - przedpłata 13,6 mln zł; - odbiór sprzętu i programu 11,64 mln zł; - testy funkcjonalności 5 mln zł; - szkolenia 3,4 mln zł.
W sumie: 33,64 mln zł.
Dwa podpisy
Na drugiej stronie faktury znajdują się dwa podpisy i pieczątki: szefa CBA Ernesta Bejdy, a także wiceszefa pionu techniki operacyjnej tej formacji.
Z lektury akt kontroli NIK wynika, że inspektorzy drążyli dwa problemy związane z tą dotacją i zakupem. Pierwszy dotyczył tego, w jaki sposób w Ministerstwie Sprawiedliwości została rozliczona dotacja dla CBA. Księgowa, która powinna sprawdzić wszystkie rachunki, nie miała nawet prawa spojrzeć w dokumenty CBA, gdyż dotyczą one tajemnic chronionych ustawą. Nie mógł tego zrobić również wiceminister sprawiedliwości, który formalnie nadzoruje wydatki z Funduszu Sprawiedliwości.
Drugi poważniejszy problem, na który zwrócił uwagę NIK w swoim oficjalnym raporcie, dotyczy samej dotacji dla CBA.
- Doszło do złamania przepisów prawa, które wyraźnie mówią, że służby specjalne, w tym CBA, mogą być finansowane wyłącznie z budżetu państwa. Będziemy składali wniosek o naruszeniu dyscypliny finansów publicznych - wyjaśnia Krzysztof Kwiatkowski, prezes Najwyższej Izby Kontroli.
- To wygląda, jakby CBA przyjęło dotację i w zamian nie będzie sprawdzać, jak minister sprawiedliwości dzieli setki milionów, które leżą na kontach tego funduszu. Bo jak CBA może to robić, skoro sama pokusiła się i złamała prawo - komentuje w rozmowie z tvn24.pl Paweł Wojtunik, były szef CBA.
Tajemniczy system
Z dokumentów, które zgromadziła NIK, wynika, że system dostarczyła młoda firma informatyczna, która siedzibę ma w Warszawie.
Chcąc poznać stanowisko tej firmy i uzyskać odpowiedzi na pytania, próbowaliśmy się skontaktować z jej przedstawicielami. Chcieliśmy wiedzieć na przykład, w jaki sposób firma, zgodnie z prawem, testuje sprzedawane przez siebie systemy, które tak głęboko wnikają w prywatność zwykłych ludzi.
Nie odpowiedziano nam jednak na żadne z przesłanych pytań ani nie zareagowano na prośby o kontakt.
- Polska firma sprzedała system. Ale został stworzony za granicą. Nasi spolszczyli go, pomagają w szkoleniu agentów CBA, którzy go obsługują, no i wystawili fakturę - mówi nasz rozmówca, związany z dzisiejszymi służbami.
Francja i Izrael
Z oficjalnej strony tej firmy można się dowiedzieć, że jest ona partnerem francuskiej firmy specjalizującej się w technologiach informatycznych przydatnych w wojsku i służbach specjalnych. Z jej broszur wynika, że oferuje system analizowania danych z komórek. W efekcie system potrafi na przykład przewidzieć, gdzie i kiedy spotkają się członkowie inwigilowanego gangu. Według tych samych materiałów system potrafi "w locie" złamać kody kilku popularnych aplikacji szyfrujących wiadomości, używanych w telefonach komórkowych.
Nasi rozmówcy mówią, że zakupiony przez CBA system składa się nie tylko z programów informatycznych, ma też potężne, różnorodne możliwości, a w jego skład wchodzą również elementy wytwarzane przez izraelskie firmy.
- W skrócie mówiąc, nie jest potrzebna już współpraca z operatorami, aby móc podglądać to, co przekazywane jest siecią - mówią nasi informatorzy, odmawiając zdradzenia szczegółów.
Rewolucja w świecie służb?
Jeśli nasi rozmówcy, którzy muszą pozostać anonimowi, mają rację, to system jest wręcz rewolucją w sposobie działania służb. Dotąd, by zgodnie z prawem można było włączyć podsłuch, potrzebna była zgoda sądu. Często kopia decyzji sądu trafiała także do działających w kraju operatorów telekomunikacyjnych i dopiero wtedy ruszało nagrywanie rozmów.
- Pytanie, do czego ten system będzie stosowany w praktyce. Przestępcy faktycznie kamuflują swoje rozmowy, używając szyfrujących aplikacji. I nie dotyczy to wyłącznie terrorystów, a nawet urzędnika gminnego i przedsiębiorcy umawiających się na łapówkę za zlecenie remontu chodnika. Aplikacje są tak powszechne, że nawet dzielnicowy bez aplikacji rozmawia już tylko z żoną - mówi nam były funkcjonariusz CBA.
Rządowy trojan
Już przed trzema laty na jaw wyszło, że właśnie Centralne Biuro Antykorupcyjne kupiło specjalny program do infekowania komputerów. Trojan miał możliwość pełnej inwigilacji zarażonych nim komputerów i sieci komputerowych.
- CBA wydała na licencję na trojana prawie 200 tysięcy euro. W wykradzionych z serwerów Hacking Team (włoska firma, producent trojana) danych znajdują się faktury, które dokumentują sprzedaż - pisał wtedy renomowany serwis Niebezpiecznik, specjalizujący się w bezpieczeństwie sieci. Wśród maili, które wtedy opublikowano, były takie, które do Hacking Team wysyłał ten sam funkcjonariusz CBA, który teraz podpisał fakturę na nowy system do inwigilacji.
- Systemu użyliśmy ledwie kilka razy ze względu na problemy prawne, związane ze specyfiką jego działania. Sądy nie dawały zgody. Trojan działał bowiem totalnie, czyli ściągał dane urządzeń z całego osiedla, gdy nas interesował jeden mieszkaniec - ujawnia nam były funkcjonariusz służby antykorupcyjnej.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24