- Zostały wyłączone wszystkie monitory i zapanował lekki chaos wśród załogi, zaczęli biegać, zachowywać się dosyć nerwowo - relacjonował na antenie TVN24 pan Jacek, pasażer dreamlinera LOT, który w piątek musiał przymusowo lądować na lotnisku w Glasgow. Jednocześnie podkreślił, że na pokładzie nie było paniki, a załoga zachowywała się profesjonalnie.
- Wylądowaliśmy bezpiecznie, profesjonalnie. Obsługa spokojnie przygotowała pasażerów do procedury awaryjnego lądowania - mówił na antenie TVN24 pan Jacek, pasażer dreamlinera.
Relacjonował, że w pewnym momencie zostały wyłączone wszystkie monitory znajdujące się przed pasażerami i "zapanował lekki chaos wśród załogi".
- Zaczęli biegać, zachowywać się dosyć nerwowo. Po czym zostało ogłoszone, że będziemy lądować awaryjnie, nie było informacji o powodach - mówił pasażer. Dodał, że na pokładzie nie było mimo wszystko żadnej paniki, a załoga bardzo profesjonalnie zachowywała się w czasie całej procedury. - Mieliśmy czas na zapięcie pasów i pochylenie się do przodu. Został podany komunikat "głowa na dół". Samolot bardzo szybko schodził do lądowania, ale samo dotknięcie płyty było spokojne. Były brawa, jak to w polskich samolotach, i zostaliśmy natychmiast otoczeni przez pojazdy straży pożarnej - relacjonował.
Straż pożarna na pokładzie
Tuż po wylądowaniu - jak mówił - na pokład weszli strażacy, którzy czekali na płycie lotniska. - Sprawdzili luk bagażowy. Siedziałem przy wyjściu ewakuacyjnym, ale nie było potrzeby jego używania - poinformował Polak.
Tłumaczył, że procedura sprawdzania samolotu przez straż pożarną trwała ok. 15-20 minut. Pilot zezwolił wówczas na rozpięcie pasów, pasażerowie oczekiwali na kolejne informacje i następnie opuścili maszynę.
Pasażerowie nie wiedzieli, jaka jest przyczyna nagłego lądowania. Taką informację podał pilot, gdy samolot był już na ziemi. - Gdyby została podana informacja, że jest pożar, to sytuacja na pokładzie byłaby gorsza i trudniejsza do opanowania - stwierdził pasażer.
Osoby, które były na pokładzie, zostały przewiezione na terminal lotniska w Glasgow. Tam zajęła się nimi obsługa portu.
Początkowo - jak mówił pan Jacek - poinformowano, że LOT wyśle dwa samoloty, które zabiorą pasażerów do Warszawy. Ostatecznie jednak po sprawdzeniu dreamlinera zdecydowano, że grupa wróci do Polski tą samą maszyną. Ok. godz. 17.30 (czasu polskiego) pasażerowie weszli na pokład samolotu. Wieczorem wylądowali bezpiecznie w Warszawie.
Lądowanie na najbliższym lotnisku
Pierwszą informacje o przymusowym lądowaniu samolotu lecącego z Chicago do Warszawy otrzymaliśmy na Kontakt24 ok. godz. 12. Potwierdziło to następnie biuro prasowe PLL LOT.
"Załoga otrzymała komunikat wygenerowany przez system przeciwpożarowy w luku bagażowym. Zgodnie z przepisami bezpieczeństwa maszyna musiała lądować na najbliższym lotnisku, by można było przeprowadzić kontrolę. Załoga zgłosiła wieży w Glasgow taką potrzebę i za jej zgodą wylądowała bezpiecznie na tamtejszym lotnisku" - poinformowało biuro prasowe LOT.
Wyjaśniono, że po bezpiecznym lądowaniu samolot dokołował do wyznaczonego stanowiska. Następnie został poddany kontroli straży pożarnej. "Strażacy nie stwierdzili ani pożaru, ani dymu. Załoga cały czas informowała pasażerów o sytuacji" - zaznaczono w komunikacie. Przewoźnik dodał, że wszyscy pasażerowie byli pod opieką załogi, a maszyną zajęli się mechanicy lotniczy.
Autor: db//rzw / Źródło: TVN24 / zdj. PAP
Źródło zdjęcia głównego: NoSek / Kontakt24