Jedna z dwóch nagród Złotego Kopernika, którą reporter "Superwizjera" Michał Przedlacki wystawił na aukcję charytatywną, została wylicytowana za 10 tysięcy złotych. Całość środków zostanie przekazana na pomoc Ukrainie. - Statuetka trafia w dobre ręce i będzie na zawsze pamięcią o pomocy dla Ukraińców - podkreślał na antenie TVN24 Przedlacki, który był gościem "Wstajesz i Wiesz".
Michał Przedlacki otrzymał na Festiwalu Filmów Przeciw Wojnie dwie główne nagrody za materiał "Pierwsza linia Frontu. Ucieczka z Irpienia" - w kategoriach: najlepszy film dokumentalny i najlepszy film dokumentalny z Ukrainy. Reporter "Superwizjera" postanowił jedną ze statuetek przekazać na aukcję charytatywną. Licytacja zakończyła się w niedzielę o 18.45.
- Wylicytowało ją małżeństwo lekarzy z Białegostoku, pani Zofia i pan Waldemar, za bardzo piękną kwotę, którą wykorzystamy na pomoc, za 10 tysięcy złotych - mówił Michał Przedlacki we "Wstajesz i Wiesz" na antenie TVN24, dziękując małżeństwu za "piękny czyn".- Jednocześnie jestem przekonany, że ta statuetka trafia w dobre ręce i będzie na zawsze pamięcią o pomocy dla Ukraińców - dodał.
Cykl reportaży z Ukrainy
Przedlacki dodał, że od siedmiu miesięcy ekipa "Superwizjera" dokumentuje, jak wygląda sytuacja w Ukrainie podczas rosyjskiej agresji.
- Cały cykl z Ukrainy można zobaczyć na stronie player.pl i TVN24 GO, w tej chwili to jest ponad 10-11 wyemitowanych reportaży. To jest już poważny cykl, który zrobiliśmy w ramach naszego zespołu i to ogromna robota wszystkich, którzy są w to zaangażowani - montażystów, redaktorów, tłumaczy, szefa redakcji Jarka Jabrzyka - mówił reporter.
Dodał, że obecnie pracuje nad materiałem o ofensywnie na wschodzie.
- Ja wczoraj wróciłem z Kupiańska, miasta, które jest w opłakanym stanie, ale przede wszystkim jego mieszkańcy są głęboko wstrząśnięci. Przez to miasto przeszedł front. W chwili obecnej Ukraińcom udało się odrzucić Rosjan na wschód i atakują dalej, i wyzwalają koleje miejscowości, wyzwalają kolejną przestrzeń - mówił Przedlacki.
"Wykonujemy swoją robotę"
Jak dodał, bywają trudne sytuacje, ale to jest jego praca.
- Wykonujemy swoją robotę - powiedział na antenie TVN24. - Świadomość tego, że to, co tutaj rejestrujemy i następnie pokazujemy widzom w Polsce, widzom naszego programu, widzom anteny, a także widzom Discovery na całym świecie, nadaje naszej pracy jeszcze większy sens. Bo ten sens jest w momencie, kiedy wiemy, że przekaz stąd zostanie obejrzany i społeczeństwo, ludzie dowiedzą się, co ma miejsce w ramach rosyjskiej agresji - podkreślał.
Przedlacki wspomniał również o momentach, które są dla niego i ekipy ciężkie psychicznie - rozmowach z poszkodowanymi, ofiarami i ich rodzinami. Zdarza się też, że bohaterowie jego materiałów giną później podczas walk.
- To jest trudne ze względu na to, że strata bliskiego człowieka działa na nas tak samo, jak na każdą inną osobę, jesteśmy ludźmi, jesteśmy mężami, żonami, rodzicami i nasi bohaterowie, którzy zginęli w obronie Ukrainy także nimi byli. To, co robimy pomaga podtrzymać o nich pamięć, opowiedzieć o nich we właściwy sposób. Na wojnie niestety traci się bliskich - mówił reporter.
Dodał jednak, że to co przechodzą dziennikarze, "nijak ma się w sile" do tego, co czują Ukraińcy.
- Z jak strasznymi sytuacjami, poczuciem utraty, straty mierzą się Ukraińcy, którzy tracą swoich bliskich, dla nas jest to przyjaciel, ale to nie jest nasza rodzina, to nie jest nasz mąż, to nie jest nasz syn - tłumaczył. - Pamiętajmy jaka jest prawdziwa cena, jaką płacą Ukraińcy za to, że ta wojna jest w chwili obecnej nie pod naszymi granicami - podsumował.
ZOBACZ MATERIAŁY MICHAŁA PRZEDLACKIEGO W TVN24 GO:
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24