- Miała wszelkie przesłanki, by zostać gwiazdą, korzystać z tego, co uczyniła w poprzednich dziesięcioleciach. Ale walczyła dalej - tak nad trumną Anny Walentynowicz mówił podczas uroczystości pogrzebowych Jarosław Kaczyński. Legendarną działaczkę Solidarności pożegnano ponownie po tym, jak okazało się, że jej ciało zostało zamienione z ciałem innej ofiary katastrofy smoleńskiej.
Walentynowicz pochowano na gdańskim cmentarzu Srebrzysko. Legendarna działaczka spoczęła tam, gdzie tego chciała - obok swojego męża.
"Jej życiorys był granitowy, ze stali"
- Anna Walentynowicz w takim zwykłym, ludzkim rozumieniu nie miała szczęścia. Urodziła się w bardzo biednej rodzinie, bardzo szybko straciła rodziców, została sierotą. Od dzieciństwa musiała pracować, nie mogła się uczyć. Po ludzku mówiąc, nie miała w życiu żadnych szans, a mimo wszystko pokazała, że wola, że serce człowieka jest ponad to - podkreślał.
- Potrafiła zdobyć autorytet, stać się osobą szanowaną, ale też nienawidzoną przez władzę, pełniąc rolę prostego robotnika - mówił o Walentynowicz Kaczyński. - Bóg może wszystko, może uczynić wielkim każdego - dodał.
- Była w tym ruchu (Solidarności - red.), wielkim i skomplikowanym, przywódcą najczystszego nurtu; tego, który nie chciał nigdy iść na żadne kompromisy" - mówił szef PiS.
Prezes PiS podkreślił, że w historii bywa tak, iż ci, którzy odgrywają wielkie role, potem tracą wiele ze swych zalet, idą na kompormisy, a tym samym odchodzą od głoszonych wcześniej idei. - Anna Walentynowicz nigdy tą drogą nie poszła. Była znakiem, sztandarem tych wszystkich, którzy tej drogi nie wybrali - dodał. Kaczyński zauważył, że po 1989 r. działaczka walczyła dalej, "często osamotniona, otoczona tylko garstką przyjaciół". - Walka ta była niezrozumiana, często odrzucana. Ale przyjdzie taki czas, że ta postać będzie uczczona tak, jak na to zasługuje - mówił. - Jej życiorys był granitowy, ze stali. Była jak jedna bryła. (...) Służyła ludziom i nigdy z tej służby nie rezygnowała, nie sprzeniewierzyła się idei. Żegnamy wielkiego człowieka - powiedział.
Wśród przemawiających nad trumną Walentynowicz był również Antoni Macierewicz, który zwrócił uwagę na fakt, iż w drodze do Katynia działaczka nie znalazła się przypadkiem. Przypomniał, że o prawdę na temat śmierci polskich oficerów walczyła od dawna. - Do postulatów gdańskich chciałaś dołączyć postulat prawdy o Katyniu - przypomniał.
- Stałaś się symbolem drogi do prawdy o tych, którzy zginęli nad Smoleńskiem - zakończył.
Podczas pogrzebu przemawiali również m.in. były opozycjonista Andrzej Gwiazda oraz były szef Solidarności Janusz Śniadek.
"Pozostanie na zawsze symbolem Solidarności"
Annę Walentynowicz Kaczyński wspominał także wcześniej, tuż po nabożeństwie żałobnym.
- Była to osoba - wydawałoby się - skazana na bardzo skromny los. Urodziła się w bardzo biednej rodzinie, była sierotą, nie mogła się uczyć, a mimo wszystko w polskiej historii odegrała tak wielką rolę - mówił Kaczyński. - I pozostanie już na zawsze symbolem Solidarności, tego wszystkiego, co w Solidarności było najlepsze i co się nie zepsuło, nie zdegenerowało - powiedział.
Dodał, że "ostatnia część życia Walentynowicz, ta po 1989 r. była tak ważna, bo wielu wybrało łatwiejsze rozwiązania, a ona wybrała najtrudniejsze".
- Bogu najwyższemu dzięki, że jeszcze na tej ziemi jej za to podziękowano. Teraz odbiera tę najwyższą nagrodę - zakończył.
Prezes Prawa i Sprawiedliwości powiedział też, że Walentynowicz była osobą, "o której można uczciwie powiedzieć, że była wielką Polką, wielką postacią naszej historii współczesnej".
Incydent. "To był zamach"
W poprzedzającym złożenie jej ciała do grobu nabożeństwie w gdańskim kościele Najświętszego Serca Jezusowego udział wzięli nie tylko rodzina oraz bliscy zmarłej, ale politycy i związkowi działacze. Obecni byli między innymi Anna Fotyga, Jolanta Szczypińska, Janusz Śniadek, Maciej Łopiński, a także Marta i Jarosław Kaczyńscy.
Tuż po rozpoczęciu nabożeństwa jego przebieg zakłóciło przez chwilę przejście pod ołtarz dwóch mężczyzn trzymających w rękach kilkumetrowej długości transparent. Znajdowało się na nim zdjęcie ś.p. Lecha Kaczyńskiego oraz napisy: "Nasz prezydent" i "Solidarność walcząca pamiętamy". Do transparentu przytwierdzona była flaga, a na niej wypisane czarnymi literami: "To był zamach".
Po interwencji wnuczka Anny Walentynowicz mężczyźni trzymający transparent zmienili miejsce i stanęli po lewej stronie ołtarza.
Kto zawinił?
Do ekshumacji i powtórnych badań ciał dwóch ofiar katastrofy smoleńskiej - Anny Walentynowicz i Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej - doszło w połowie września na żądanie prokuratury wojskowej w Gdańsku i Warszawie. Powodem ekshumacji były wątpliwości, czy ciała te nie zostały ze sobą zamienione. Badania genetyczne potwierdziły, że tak się stało. Pełnomocnik rodziny Walentynowiczów mec. Stefan Hambura zapowiedział, że złoży do prokuratury wnioski o przesłuchanie osób, które mogłyby wyjaśnić, jak doszło do zamiany ciał.
Syn i wnuk Anny Walentynowicz twierdzą, że prokurator generalny Andrzej Seremet nie mówił prawdy, ujawniając w czwartek podczas sejmowej debaty, że "przyczyną pierwotnej nieprawidłowej identyfikacji" byłej działaczki Solidarności było "nietrafne rozpoznanie przez członków rodziny" jej ciała. - To ohydne kłamstwo - skomentował te słowa Janusz Walentynowicz.
Autor: ŁOs, mon/tr,gak / Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24