|

Kariera Marcina Emilewicza pod rządami PiS

Kariera Marcina Emilewicza w spółkach Skarbu Państwa nabrała rozpędu po objęciu władzy przez PiS – dostał etat w grupie Azoty, potem pracę w funduszu założonym przez PZU pod patronatem resortu rozwoju, w którym wtedy wiceministrem była jego żona Jadwiga Emilewicz, a teraz pracuje w Orlenie.

Artykuł dostępny w subskrypcji

O karierze męża obecnej wicepremier rządu Prawa i Sprawiedliwości, która przyspieszyła po objęciu rządów przez PiS w 2015 roku, napisał przed tygodniem "Newsweek". W odpowiedzi na publikację Jadwiga i Marcin Emilewiczowie wydali oświadczenie, w którym wyjaśnili, że Marcin Emilewicz zaczął współpracę z grupą Azoty w 2013 roku, zanim do władzy doszła Zjednoczona Prawica.

"Szukał punktu zaczepienia w spółkach"

Rzeczywiście, Marcin Emilewicz od wiosny 2013 roku świadczył usługi dla Grupy Azoty S.A. jako kontrahent - firma zewnętrzna. Ale jak nas poinformował rzecznik prasowy Azotów Waldemar Grzegorczyk, w sierpniu 2016 roku (już za rządów PiS – red.) został zatrudniony w spółce na stanowisku menedżera procesu – głównego specjalisty w Departamencie Korporacyjnym Strategii i Rozwoju.

Spędził w niej kilka miesięcy. Według informacji tvn24.pl mąż wiceszefowej Porozumienia wiosną 2017 roku odszedł z firmy. Stało się to niedługo po tym, gdy w grudniu 2016 roku jej prezesem został Wojciech Wardacki.

- Emilewicz szukał punktu zaczepienia w spółkach. Chciał się zajmować sprawami europejskimi. Tak trafił do Azotów, skąd musiał odejść, gdy prezesem został związany z Joachimem Brudzińskim Wardacki – mówi nasz informator zbliżony do spółki.

"Padł ofiarą walk frakcyjnych w PiS"

Znajomy Emilewiczów ocenia w rozmowie z nami, że mężowi wicepremier nie można odmówić kompetencji. – Marcin to człowiek na poziomie. Musiał odejść z Azotów nie ze swojej winy, padł ofiarą walk frakcyjnych w PiS. Ludzie związani z Joachimem Brudzińskim chcieli się odegrać na Mateuszu Morawieckim i uderzyli w Emilewicza, którego żona ma opinię osoby bliskiej premiera - opowiada.

Rzecznik grupy Azoty pytany, czy Marcin Emilewicz odszedł z własnej woli, czy został do tego zmuszony, odpowiada, że umowa została rozwiązana za porozumieniem stron. Jak dodał, pracował w spółce do 30 kwietnia 2017 roku.

Sam Emilewicz, którego też o to zapytaliśmy, odmówił odpowiedzi i odesłał nas do wydanego oświadczenia, w którym napisał, że sam odszedł z grupy Azoty, a powodem jego odejścia w 2017 roku była "chęć uniknięcia zarzutu o konflikt interesu", bo jego żona pełniła wówczas funkcję wiceministra rozwoju.

Azoty przechodzą pod nadzór resortu rozwoju

Tymczasem zgodnie z rozporządzeniem rządu z 3 stycznia 2017 roku grupa Azoty przeszła od tego dnia pod nadzór resortu rozwoju, w którym wiceministrem od listopada 2015 roku była Jadwiga Emilewicz. Marcin Emilewicz pytany, dlaczego odszedł z firmy dopiero w kwietniu, odmówił udzielenia odpowiedzi.

W oświadczeniu napisał, że w marcu 2017 roku, miesiąc przed zakończeniem pracy w Azotach, trafił do funduszu Witelo założonego przez PZU SA, gdzie – jak zaznaczył – zarabiał 4 tys. zł brutto.

PZU SA, podobnie jak Azoty, od stycznia 2017 roku było nadzorowane przez ministerstwo rozwoju, w którym żona Marcina Emilewicza była wiceministrem, a które dodatkowo objęło patronatem sam fundusz. Według oficjalnych zapowiedzi Witelo miało dostać na start 500 mln zł na inwestycje w zagraniczne fundusze i startupy. Decyzje inwestycyjne były podejmowane na podstawie przyjętego w Witelo regulaminu. Poprosiliśmy służby prasowe PZU o jego udostępnienie, ale nie dostaliśmy odpowiedzi.

Emilewicz w Witelo

Jak się dowiadujemy, o tym, gdzie zostaną ulokowane te pieniądze, mieli decydować członkowie komitetu selekcyjnego funduszu. Emilewicz został jednym z kilku jego członków, obok Michała Krupińskiego (prezesa PZU SA) i Pawła Surówki (prezesa PZU Życie SA).

- Z Krupińskim poznali się w Brukseli, gdzie Emilewicz pracował dla Azotów. Komitet selekcyjny Witelo to było wąskie grono wpływowych osób. Dla Emilewicza była to szansa, która mogła mu pomóc otwierać kolejne drzwi – podkreśla nasz rozmówca.

Fundusz Witelo patronatem objęły ministerstwa rozwoju i nauki, przy czym to drugie miało uczestniczyć w przedsięwzięciu poprzez Narodowe Centrum Nauki i Rozwoju. Miało ono zainwestować w Witelo kolejne 500 mln zł, do czego jednak nie doszło, bo NCBR się wycofało z przedsięwzięcia. Służby prasowe Centrum tłumaczą, że ówczesna ustawa o NCBR nie pozwalała na udział w takiej inwestycji. Ostatecznie jedynym resortem, mającym patronat nad funduszem, pozostało więc Ministerstwo Rozwoju, gdzie wiceministrem była wtedy Jadwiga Emilewicz. Z kolei PZU SA, nadzorowane przez ten resort, było założycielem i jedynym inwestorem funduszu.

Jadwiga Emilewicz zachwala Witelo

Wiceszefowa resortu we wrześniu 2016 roku na konferencji Cybersec w Krakowie o Witelo opowiadała wspólnie z prezesem PZU Życie SA Pawłem Surówką. Podkreśliła, że fundusz jest "wspierany" przez jej ministerstwo, a jego celem jest "rozwijanie branży startupów w Polsce".

Fundusz ten będzie wspierać i rozwijać branżę startupów w Polsce. Fundusz ten jest obszarem poszukiwań nowych ciekawych możliwości rozwoju. Czerpie on z doświadczeń i rozwiązań izraelskich, a więc jeśli firmy zostają w kraju, to są wspierane przez krajowe fundusze, jeśli jednak będą chciały odejść, to będą musiał oddać zainwestowane już w nie środki. Takie założenie przyświecało przy powołaniu Witelo Fund.
Jadwiga Emilewicz na konferencji Cybersec
cytat za BiznesAlert

Wicepremier pytana przez nas, czy objęcie przez jej męża ważnej funkcji w założonym przez PZU SA funduszu w czasie, gdy spółka podlegała resortowi rozwoju nie powodowało konfliktu interesów, odmówiła udzielenia odpowiedzi i odesłała nas do wydanego z mężem oświadczenia.

"Zawsze kierowaliśmy się uczciwością i dbaliśmy o transparentność naszego życia zawodowego, a każde z nas swoją aktywność zawodową zawdzięcza tylko i wyłącznie sobie i swoim kompetencjom" – czytamy w nim.

Wicepremier i szefowa resortu rozwoju nie chciała się również odnieść do pytania, czy cel funduszu, którym - według niej - był rozwój startupów w Polsce, został osiągnięty. Służby prasowe jej ministerstwa na wszystkie pytania o Witelo odpowiedziały w ten sam sposób: "MR nie ma takiej wiedzy i nie jest właściwe do udzielenia odpowiedzi na to pytanie".

Tymczasem fundusz Witelo zamiast zapowiadanych 500 mln zł dostał od PZU 50 mln zł, które trafiły na konta kilku uznanych zagranicznych funduszy - Atomico, Evolution Equity Partners, DN Capital. W 2018 roku fundusz został zlikwidowany.

PZU zasłania się tajemnicą

Biuro prasowe PZU SA w odpowiedzi na nasze pytanie, czy te fundusze zainwestowały w jakikolwiek polski podmiot, odpowiedziały, że spółka "nie udziela odpowiedzi na pytania dotyczące strategii inwestycyjnych, gdyż są one uważane za tajemnicę przedsiębiorstwa".

PZU zapewniło, że kwota 52 mln zł zainwestowanych przez spółkę w Witelo w latach 2017-2018 "w całości, dodatkowo powiększona o wypracowany zysk, z chwilą wygaszenia Funduszu została przekazana na rachunek PZU". Na prośbę o doprecyzowanie, a także na bardziej szczegółowe pytania o tę inwestycję i jej efekty, nie odpowiedziało ani PZU SA, ani resort rozwoju, który patronował przedsięwzięciu.

Biuro prasowe PZU SA dopytywane, czy zgodnie z złożonymi zapowiedziami jeden z funduszy założył biuro w Polsce, a inny zainwestował w polski podmiot, odpowiedziało, że "nie posiada takich informacji".

Na pytanie, kto rekomendował Marcina Emilewicza do pracy w funduszu Witelo, PZU odpowiedziało, że "nie udostępnia informacji z zakresu polityki kadrowej, poza przypadkami, kiedy jest to niezbędne do spełniania obowiązków wynikających z przepisów prawa".

Nie uzyskaliśmy też odpowiedzi na pytanie, czy został on zatrudniony w drodze konkursu. "Pan Marcin Emilewicz zasiadał w Komitecie Selekcyjnym ze względu na doświadczenie zawodowe. Zgodnie z powyżej przytoczoną polityką, PZU nie udostępnia szczegółowych informacji o warunkach zatrudnienia, w tym również o technikach i strategiach rekrutacyjnych, poza przypadkami wynikającymi z obowiązującego prawa" – odpisało nam biuro prasowe spółki.

Obecnym pracodawcą Marcina Emilewicza, jak ujawnił "Newsweek", jest PKN Orlen. Emilewicz napisał w oświadczeniu, że pracuje tam od grudnia 2017 roku w biurze zarządzania ryzykiem regulacyjnym, a stanowisko "uzyskał w wyniku kilkuetapowej rekrutacji". Pytany przez tvn24.pl zapewnił, że nie jest to kierownicza funkcja.

Biuro prasowe Orlenu pytane o stanowisko i zarobki Emilewicza odmówiło odpowiedzi "ze względu na przyjęte standardy, a dodatkowo uregulowania w zakresie przepisów wynikających z rozporządzenia RODO".

"Spółka nie może udzielić szczegółowych informacji na temat spraw personalnych. Wszystkie procesy rekrutacyjne w Grupie ORLEN prowadzone są w sposób transparentny, zgodny z regulacjami wewnętrznymi i przepisami prawa" – podkreśliło biuro prasowe spółki.

Czytaj także: